wtorek, 18 grudnia 2012

1/3 WYGRANE BAJKI z Konkursu Podaruj Swojemu Dziecku Ksiazke


PIERWSZE PIĘĆ MIEJSC!
Nadal bije mi mocniej serce, że w Was takie wielkie pokłady twórczości, fantazji i miłości...
Z ogromną przyjemnością prezentuję:

Miejsce I 
Biedronka Babette Joanna Przybylska

Biedronka Babette – jak to cudownie, że mamy siebie.

Pewnego kwietniowego ranka, małą biedronkę Babette obudziły pocałunki słońca. Przetarła łapkami oczka i spojrzała na senny jeszcze las. Babette spojrzała na promienie słońca przeciskające się przez gałęzie i młode jeszcze listki. Było takie piękne i jedne, jedyne na świecie. Odwróciła się na bok, by popatrzeć na swoją mamcię. Myślała, że mamcia jest taka jak słońce – tak samo piękna i jedna, jedyna na świecie. Mamcia uśmiechnęła się ciepło do Babette.
–Nie śpisz już? – Spytała.
-Co będziemy dziś robić?
- Najpierw pójdziemy zebrać rosę na poranną kąpiel. – Powiedziała mamcia całując Babette w sam czubek czarnej główki. Biedronka Babette i mamcia poszły z małym cynowym wiaderkiem w stronę łąki, by zebrać trochę lawendowej rosy do mycia. Później, gdy umyły się już i zjadły trochę malinowego nektaru, poszły na spacer. Przy korzeniach wiekowego dębu, tam, gdzie rosły konwalie Babette zauważyła kilka żuków.
-Kto to taki, mamciu?
-Rodzina żuków Burczyków. Mama, tata i dzieci.
-Aha.
Przechodziły potem pod lipami i wysoko, wysoko w ich konarach Babette zauważyła wiele ptaków siedzących w gniazdach, przynoszących coś do nich i gorączkowo krzątających się koło piskląt.
-Co one robią?- Spytała Babette podskakując wokół mamy jak mała piłeczka czerwona w czarne grochy.
-To są po prostu mamusie, które opiekują się swoimi dziećmi ukrytymi w jajkach…moja mała piłeczko! - Zaśmiała się mama.
-Ojej, to mamy zajmują się dziećmi zanim one się urodzą??? - Babette była tak zdziwiona, że aż przystanęła.
-Tak. Wszystkie mamy tak robią.
Pod wieczór biedronka Mamcia i biedronka Babette leżały w hamaku z pajęczyny obserwując płynące po niebie malinowe i cytrynowe chmury. Babette myślała o tych wszystkich mamach, które widziała tego dnia. Myślała o tym, jak każda z nich dzielnie opiekuje się swoimi dziećmi.
-Jak dużo jest mam w naszym lesie? – Zapytała. Mamcia pomyślała o mrówkach, przenoszących swoje larwy, pszczołach zbierających nektar dla swoich dzieci, motylach uczących maleństwa tańca. Jej myśli biegły i biegły. W końcu powiedziała:
-Dużo. BARDZO DUŻO. Mamy mają wszystkie stworzenia w naszym lesie. A te mamy miały mamy, a ich mamy…
-Też miały mamy!
-Właśnie.
Przez buzię Babette przebiegł figlarny uśmiech.
-A czy nietoperze też mają mamy?
-Też.
-A nosorożce?
Też.
Babette podskoczyła na hamaku i podfrunęła do mamci, by usiąść na jej kolanach.
-A pszczółki?
-Oczywiście mój urwisie!- Mamcia połaskotała Babette w jej grubiutki czarny brzuszek.
-A małpy, aligatory, słonie, konie, myszki, pliszki…Śmiała się Babette turlając się razem z mamą po miękkim mchu.
-Tak, tak, tak!!! -Śmiejąc się wykrzykiwała mama. Wreszcie biedronka mamcia zmęczona tymi figlami przysiadła na kwiecie mlecza. Babette położyła się obok opierając główkę o kolana mamy, patrzyła znów na chmury, które teraz były purpurowe jak jesienne jabłka i fioletowe jak kiść winogron. Myślała sobie jak dużo, bardzo, bardzo dużo jest mam w tym wielkim lesie, mam na łące, mam za rzeką i nawet tam, hen za wzgórzami. Myślała o tym jak strasznie, ale to ogromnie dużo mam, jest na CAŁYM WIELKIM ŚWIECIE. Myślała, że jest ich tyle, ile kropel deszczu w wiosenne popołudnie, tyle, ile igieł na najstarszej sośnie. Po prostu mnóstwo mam!
-Mamciu, ile jest mam na świecie?
Mamcia zamyśliła się. Poleżała chwilę na plecach, potem przekręciła się na brzuch.
-Dużo. Naprawdę, bardzo, ale to bardzo, dużo.
-Tak myślałam. Ale wiesz, co? – Powiedziała Babette schylając się nad mamcią i szepcąc jej do ucha
-Jestem taka szczęśliwa, to po prostu cudowne, że ze wszystkich mam na świecie to właśnie ty jesteś moją mamą.
-A wiesz, dlaczego ja jestem szczęśliwa? - Zapytała szeptem mamcia.
- Bo ze wszystkich córek na świecie, których jest jeszcze więcej niż mam, to właśnie ty jesteś moją córeczką.

Miejsce II 
Zagubiony list do Świętego Mikołaja Jerzy Gniazdowski

ZAGUBIONY LIST DO ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA
Kochana Wnusiu!
Dziś ja z radością się Tobą opiekuję, gdyż Twoja mama do Świąt się przygotowuje.
Czy rodzice Ci o nich opowiadali, historię Mikołaja przedstawiali?
Święta Bożego Narodzenia to czas wspaniały, dlatego uwielbia je świat cały.
Jednak najbardziej dzieci je kochają,
bowiem z wielką niecierpliwością na Świętego Mikołaja czekają.
Dlaczego spoglądasz na mnie zdziwiona?
W Boże Narodzenie każde Twoje pragnienie zostanie spełnione.
Ukochany Mikołaj o żadnym maluszku nie zapomina,
a do naszych domów wchodzi przez okno lub używa do tego komina.
Jednak o jednej rzeczy Ci nie powiedziałem, wybacz…ach już sobie przypomniałem.
Wszyscy do Świętego Mikołaja listy kierują, to właśnie w nich wymarzone prezenty opisują.
Wiesz, Twój dziadziuś też takie listy przygotowywał…

Pół wieku temu ta historia się wydarzyła,
w związku ze Świętami Bożego Narodzenia pewnemu chłopcu niesamowita przygoda się przytrafiła.
Rodzina tego chłopca bardzo skromnie żyła, jednak każdą wspólnie spędzoną chwilą się cieszyła.
Właśnie zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, a Jureczek nie miał żadnego prezentowego marzenia.
Wtedy dzieci zabawek nie używały, one każdą chwilę na świeżym powietrzu spędzały.
W lato po polach pełnych ziaren zboża buszowały, a często też w tabace się chowały.
Chłopcy z pasją z gałęzi pistolety tworzyli, a wieczorami w podchody się bawili.
Tak, to były wspaniałe czasy, te zielone łąki, szumiące rzeki i pełne malin i poziomek lasy.
Ale zima szybko słońce odebrała, pora szczypiącego w uszy mrozu i skrzypiącego pod butami śniegu nastała.
Mamusia Jureczka jednak pewnego dnia do napisania listu go namówiła,
ale żebyś widziała wnusiu, jak bardzo się przy tym trudziła.
Chłopczyk swój list ozdobił kleksami i błędami,
oj, on nigdy nie przepadał za tymi ortograficzno-interpunkcyjnymi zasadami.
Tatuś list na choince umocował, a gdy Jureczek to zobaczył, to bardzo się uradował.
Niestety, listu nie było już ranka następnego…
Ach, nikt nigdy nie widział Jureczka tak rozżalonego.
Wszyscy go z całego serca pocieszali, o jego list bardzo się zamartwiali.
Jerzyk nie czekając dłużej, wybiegł co sił w nogach na podwórze.
Szukał w stodole i ogródku, nic nie mogło ukoić jego smutku.
Po chwili zastanowienia, stwierdził, że nie ma już nic do stracenia.
Po cichutko wziął z domu trzy pajdy chleba i sam do siebie powiedział:
„Nic nie pocznę. W poszukiwaniu listu w świat iść trzeba.”
Długie godziny maszerował polnymi drogami, o swoim smutku rozmawiał z napotkanymi zwierzętami.
Głodne wróble niechętnie mówiły, o zdobycie pokarmu wytrwale walczyły.
Jureczek tak im powiadał: „Powiedzcie coś kochane ptaszęta, zobaczcie, mam tu kromkę chlebka na zachętę.
Czy któreś z was widziało, kto lub co mój list porwało?”
„Nikogo nie widzieliśmy, choć całą noc na parapecie twego domu spędziliśmy.”
Tak oto ptaki odpowiedziały i z wielki apetytem chlebek skubały.
Jureczek nie przejął się pierwszym niepowodzeniem,
wytrwale maszerował wciąż przed siebie ze zalezienia listu postanowieniem.
Nagle ruda kita mu przed oczyma mignęła, nie wiedział nawet kiedy, postać lisa przed nim stanęła.
Dokąd idziesz, mój druhu?- zapytał lis z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Oj, chyba coś złego mi się przydarzy. Kiedyś, gdy mamusia brata karciła,
„Chytry i przebiegły jak lis jesteś!”- ze złością w głosie stwierdziła.
Od tamtej chwili chłopczyk pamiętał, że lisy to niedobre zwierzęta.
„Przed siebie wędruję, ale pomocy od ciebie nie oczekuję.
Biegnij do swojej nory, bowiem ja muszę się spieszyć, zbliża się wieczorna pora”.
Chłopczyk odpowiedział bez zastanowienia, wiedział, że ma ważną misję do spełnienia.
Po chwili polna droga się skończyła, a Jureczka wataha wilków otoczyła.
Wszystkie bacznie go obserwowały, powoli, powolutku go obwąchiwały.
Chłopiec był bardzo wystraszony, wiedział, że na wielkie niebezpieczeństwo jest narażony.
„Sowa nas po Ciebie wysłała, twoje przybycie w gwiazdach odczytała.
Podobno listu do Święta Mikołaja poszukujesz, pomocy Naszej Mądrej Królowej potrzebujesz.
Ona zna odpowiedzi na wszystkie pytania, chodź za nami, mimo swej cierpliwości Ona nie znosi czekania.”
Tak wilki chórem powiedziały i do swej Królowej go zabrały.
Po kilku minutach Jureczek wielką Sowę na drzewie zobaczył, mimo obecności wilków bardzo się jej przestraszył.
Surowym i przenikliwym wzrokiem na niego spoglądała, od czasu do czasu swą głową kiwała.
„To Ty jesteś tym, który w poszukiwaniu listu wędruje, twój upór na podziw zasługuje.
Jednak dom rodziców opuściłeś, na wielką troskę ich naraziłeś.
Czy nie wiesz, że wszystkie listy elfy zabierają i przed Szanownym Obliczem Mikołaja je składają.
On w skupieniu oddaje się ich czytaniu, a potem w marzeń i pragnień dziecięcych spełnianiu.
Jureczku, dziecię kochane, wracaj czym prędzej w rodzinne progi,spójrz jaki nadciąga mróz srogi.
Mój przyjaciel, wilk Barnaba, do twej wioski Cię zaprowadzi,
aby Twoi rodzice przed nastaniem nocy byli z Twego powrotu radzi.”
Gdy sowa te słowa wypowiedziała, porozumiewawczo na największego wilka spojrzała.
Chłopiec nawet się nie zorientował, kiedy do rodzinnej wioski ze swym przewodnikiem zawędrował.
W domu wszyscy na niego czekali, o Jureczku cicho i nieśmiało rozmawiali.
Tatuś bardzo się denerwował, o powodach ucieczki syna żywo deliberował.
Mamusia zaś cichutko płakała, najmilsze chwile spędzone z synkiem wspominała.
Bracia i siostry w oknie siedzieli,
„Jest! Tatko, mamo on tu idzie”- gdy zobaczyli Jureczka, głośno krzyknęli.
Wszyscy z radością i ulgą chłopca powitali, ach, jak bardzo się o niego zamartwiali.
Jureczek zawstydził się bardzo swego czynu nieprzemyślanego, żałował swego postępowania nierozsądnego.
„Mamo i tato, proszę Was o wybaczenie, ja poszukiwałem swego listu, bo bałem się, że nie mogę liczyć na jego spełnienie.”
Wnusiu, widzisz, choć to bajka dość fantastyczna, jest w nim i prawda realistyczna.
Wszystkie dzieci z niecierpliwością na Mikołaja oczekują, czasem z tego powodu nierozsądnie postępują.
Pamiętaj moja Kochana: Mikołaj o wszystkich dzieciach pamięta, ale wtedy, gdy są grzeczne nie tylko od święta.

Bajka zadedykowana mojej wnusi I.

Miejsce III 
Myszka już-już Magda Jurzec

Od mamy bajka dla Martynki na pierwsze jej słodkie urodzinki...

"Myszka już-już"

Była sobie myszka mała, która wszystko na już chciała.
Kiedy oczka otworzyła, zaraz mamę swą budziła.
"Mamuś proszę!", "Mamuś daj!", "Już - nie później!", "Nie, nie czekaj!"
"Mamuś kiedy będzie środa? Jutro? Czemu? Ale szkoda!"

Wszystko chciała mieć na już, lecz się nie da, a wiec cóż..
Myszka w kącik swój siadała i tam cicho wciąż płakała.
"Kiedy moje urodzinki?", "Kiedy mamy imieninki?",
"Ja chcę to i to, i to. Kto mi da to, kto, no kto?".

Wróżka żale usłyszała i moc małej myszce dała.
Najpiękniejszy życia kwiatek - każda chwila to był płatek.
I gdy tylko myszka chce płatek jeden sobie rwie,
wtedy magia ją przenosi w moment, w który ona prosi.

Lecz nie będzie przenosiła w chwilę, która kiedyś była.
Płatek tylko myszkę gości w sytuacjach tych z przyszłości.
Lecz gdy raz się tam wybierze, wstecz ją płatek nie zabierze.
Ale co tam, myszka mała płatki ciągle wyrywała!

Jak znudziło się przyjęcie - rwała płatek już zawzięcie.
Jak nie chciała serka jeść - znów wyrwała, no i cześć.
Jak nie chciała być dzidziusiem - garść wyrwała znów biegusiem.

I tak żyła myszka mała, co dzień tak jak sobie chciała.
Ciągle tylko: urodzinki, śmiechy, żarty, upominki.
Wszystko, co złe albo trudne, co nijakie i co nudne,
co jej się nie podobało, rwała płatek, wtem mijało.

I tak ten magiczny kwiatek w miesiąc dał jej kilka latek!
Lecz to nic nie pomagało, bo jej było ciągle mało.
Wciąż szukała tylko chwili, w której dla niej byli mili,
w której w sławie się pławiła, tak się myszka nam zmieniła.

Jaka myszka? Jaka mała? Ona już się Ser Mysz zwała!
Tak jej życie to zleciało, że zostało płatków mało.
Ser Mysz wtedy posmutniała, zapragnęła być znów mała.
Mieszkać z mamą i lalkami, z piłką ganiać z kolegami.

Lecz się nie da - no bo jak? - zmarnowała życia kwiat.
Zmarnowała wszystkie chwile, które choć nie były miłe,
takie tylko się zdawały, tak na prawdę wartość miały.
Dzięki nim byłaby małą, zamiast tego była starą.

Wtedy mysz to zrozumiała: źle, że chwile marnowała.
Trzeba było je doceniać i nic w życiu swym nie zmieniać.
Ale cóż było za późno, wszystko poszło już na próżno.
Zamiast bawić się z myszkami, ledwo szła korytarzami.

I schowała już swój kwiatek, cenny stał się każdy płatek!
Wtedy znów do jej serduszka zawitała cudna wróżka.
"Droga moja zrozumiałaś, jaki skarb Ty sama miałaś.
I, że ważna myszko miła w życiu to jest każda chwila!"

Wnet zabrała wróżka kwiatek i odjęła myszce latek.
I na nowo mysza stara, małą myszką znów się stała.
Z tą różnicą jednak wielką - była życia wielbicielką!
Nigdy już nie narzekała, tak swe życie pokochała!

Miejsce IV 
Różowe krasnale Joanna Lorenz

Może to było dawno, a może i nie aż tak dawno temu...Drzewa zaczęły stroić się w kolorowo-pstre sukienki – z czerwonych, żółtych, pomarańczowych liści. Ta jesień wydała się całemu światu zupełnie inna. Zarówno świat ptaków, zwierząt, roślin, jak i ludzi czuł, że ta jesień jest wyjątkowa. Powietrze pachniało, słońce grzało mocniej, ptaki śpiewały głośniej, zwierzęta łasiły się do ludzi, a ludzie uśmiechali się do siebie jak nigdy dotąd. Jednak nikt nie wiedział dlaczego tak jest. Wszyscy domyślali się, że jedynymi stworzeniami, które mogą coś wiedzieć na ten temat są maleńkie krasnale. Bo to właśnie one każdej jesieni szyły najpiękniejsze suknie z liści dla drzew, to one wysyłały w tajemnicy przed wszystkimi cudowne listy i prezenty dla ptaków, zwierząt i ludzi. Tego roku najwięcej prezentów dostawała pewna śliczna dziewczyna o zaczarowanym imieniu – Mia. Żyła ona ze swym równie pięknym chłopcem o imieniu Mio w spokojnym miasteczku, którego nazwy już nie pamietam... Zapewne zapytasz dlaczego właśnie ona dostawała najwięcej prezentów? Działo się tak dlatego, ponieważ krasnale wiedziały, że w jej brzuchu rośnie i rozpycha się jedna z piękniejszych dziewczynek na świecie. Powiesz – no tak, ale przecież nie ona jedna uwielbia prezenty! Prawda, ale było coś jeszcze co sprawiało, że to właśnie ta rodzina dostawała najwięcej upominków. Krasnoludki wiedziały, że ta mama, ten tata i ta maleńka dziewczynka kochają się bardzo wyjątkową miłością. Ich miłość miała zaczarowaną siłę. I tu zdradzę ci pewną tajemnicę krainy karsnoludków. Ich świat pod wpływem miłości zmieniał kolor – stawał się cały różowy! A im więcej miłości tym różowy był bardziej różowy. Tak też zaczęło się dziać w krasnoludkowym świecie. Wszędzie zaczynały rosnąć różowe róże, na spacery wychodziły różowe słonie i psy różowe, ziemniaki, makaron i zupa na obiad były różowe, a nawet karasnoludkowe włosy, nosy i rączki zmieniły kolor na różowy!
Tego roku różowość była tak różowa, że krasnale postanowiły same sprawdzić kto tak bardzo się kocha. Bez problemu odnalazły mamę Mię z wielkim brzuchem i tatę Mio. To ich miłość zamieniła krasnoludkowy świat w różową krainę. To z ich miłości w brzuchu mamy zaczęła rosnąć i co raz bardziej się rozpychać mała prześliczna dziewczynka, która sprawiała, że świat stawał się jeszcze bardziej różowy. I to ona miała w sobie najwięcej zaczarowanej miłości. Kiedy dziewczynce zaczęło być za ciasno w maminym brzuchu i w końcu pojawiła się na świecie stało się coś czego nie przewidział nawet sam król krasnoludków. Nagle wszystkim krasnalom urosły ogromne skrzydła. Były one prawie tak duże jak same krasnoludki, różowe i delikatne jak pajęcza nić. Cała różowa kraina wypełniła się śpiewnym szumem trzepoczących skrzydeł, a krasnale wirowały w pięknym tańcu na tle różowego nieba.
Od tej chwili rok w rok, każdego 27 października czyli dnia narodzin dziewczynki krasnoludkom wyrastają skrzydła. Jest to dla nich najważniejszy dzień w roku – dzień w którym miłość dodaje skrzydeł.

Kochana E. - dodajesz skrzydeł.....kocham najbardziej

Miejsce V 
Bajka o dziadku, ślimaku winniczki i przemijaniu Justyna Styczeń

Dziadek od zawsze był największym przyjacielem Antka. To on pokazał mu kałuże w których odbijały się promienie słońca, czytał z nim zaklęte w chmurach obrazy, nauczył jeździć na rowerze oraz opiekować się zwierzętami. Przychodził do niego codziennie a On wyczekiwał tych chwil z wypiekami na twarzy bo wiedział, że gdy zamkną się za nimi drzwi to rozpocznie się nowa, wspaniała przygoda…

Pewnego dnia Dziadek jednak nie przyszedł a Mama płakała od rana i tuliła Antka jeszcze mocniej niż gdy stłukł kolano. Chłopiec nie rozumiał co się dzieje, był smutny i zły. Postanowił iść poszukać Go w lesie, miejscu, które odwiedzali najczęściej…

Długo szedł, wołał, zaglądał za drzewa i nic. Gdy zmęczył się przysiadł na wielkim pniu i zaszlochał z bezsilności. Nagle zjawił się wielki ślimak winniczek, wpełzł na kolana Antka i zapytał dlaczego płacze. Chłopiec opowiedział mu swoją historię, na co on odrzekł:

-„ Widzisz, my ślimaki mamy piękne skorupki. W nich mieści się cały nasz dom, one są zawsze z nami. Jednak, jak wiesz, czasem przychodzi taki czas, że musimy je opuścić bo kończy się pewien etap naszego życia. Wędrujemy wtedy w najdłuższą podróż, pośród chmur a tu na ziemi zostaje po nas ta piękna skorupka”

-„Nie rozumiem, odparł chłopiec…”

-„Tak samo jest z ludźmi, czasem muszą opuścić swój dom ale tak jak po nas zostaje ten pancerz tak po nich zostają piękne wspomnienia, które zawsze możesz mieć przy sobie. Nikt nie znika bez śladu.”

Antek przyjął co mówił mu ślimak chociaż dalej było mu troszkę smutno. Postanowił wrócić do domu. Po drodze mijał kamienie na których wypoczywał z Dziadkiem, zdawały się wołać „ zawsze możesz tu siąść i podumać razem z nami”, ptaki ćwierkały melodię, którą zwykli razem śpiewać, słońce ogrzewało jego buzię a wiatr smagał włosy. W ustach miał słodki smak cukierków z dziadkowego pudełka. ..

Czuł Jego obecność, wtedy zrozumiał co mówił mu Ślimak , że Dziadek zawsze z nim będzie. Pobiegł do domu, opowiedział Mamie całą historię i chociaż jeszcze przez długie dni tęsknił i czasem nawet zdarzyło mu się płakać to w uszach dźwięczały mu słowa, że „nikt nie znika bez śladu” i wtedy uśmiechał się do cudownych wspomnień…


8 komentarzy:

  1. Nie mogę, po pierwszej bajce już się popłakałam :) Piękne wszystkie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówię żonie - czytaj! A ta ryczy...
    no dobra, mi przy dziadkowej bajce też tak się zrobiło, że chrząknąć musiałem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Niechętnie :D ale przyznaję, że nie spodziawałam się tak wysokiego poziomu!!! Piękne! Gratuluję i akcji i uczestnikom baaardzo!

    OdpowiedzUsuń
  4. KONIECZNIE (!) Matko Bolowa, z Twoją obrotnością, musisz postarać się o piękne wydanie tych CUDÓW "do ręki"!

    OdpowiedzUsuń
  5. mamo bola wyzwoliłaś w innych wspaniałe emocje - nie mogę uwierzyć, że to pisali amatorzy, piękne doświadczenie...

    OdpowiedzUsuń
  6. No przepiekne te bajki :-) ależ autorom tych bajek tylko pokłony składać i owacje na stojąco !!! Od serca i dla serca :-) naprawdę warte opublikowania:-) Czytamy, czytamy i czytamy i czekamy na kolejne posty :-)
    Sylwuńka z Alankiem :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. piękne, wzruszające, wciągające... bajeczne!

    OdpowiedzUsuń