niedziela, 3 lutego 2013

kAdry codZienNOści

Są takie momenty, taki dni albo chwile, kiedy nawet ja, totalna realistka z ukierunkowaniem na pesymizm mówię sobie: ale bosko.
Wśród całej tej frustracji, zmęczenia, często bezsilności pojawiają się takie minutki, ukochane już na zawsze minutki, których bez tego Małego nigdy bym nie doświadczyła.
I chwilki małe, okruszki takie, to chyba one sprawiają, że po setnym razie chowania 'jego' nóg w kołdrę, bo wiesz, że jak ciepło się zrobi Kurduplowi to senność nadejdzie, no po setnym ich chowaniu, gdy w głowie nadajesz tym nogom całą masę niezbyt miłych przymiotników, gdy czujesz, że jeszcze raz je podniesie to Ty prawdopodobnie popełnisz sepuku, to właśnie taka minutka nadchodzi.
Taka rączka ciepła jak z piecyka wsuwa się pod twoją dłoń. I gramol się gramoli żeby jak najbliżej się wgramolić obok i na łyżeczki leżeć. I ta mała stopa co już zimna jest, wystawiona tylko, tylko na pół paluszka, żeby choć ociupinkę 'po jego racji' było.
Taka minutka.

Mamy pamiętają pierwsze uśmiechy, pierwsze kroczki, pierwsze słowa. Tak.
Ale ja też chcę pamiętać te chwilki małe kiedy dzięki Niemu widzę świat po raz pierwszy.
Pierwszy raz wsadzamy rękę, całą, po łokieć, w makaron. Piszczymy i uciekamy.
Pierwszy raz stajemy gołą stopą na rozlanym mleku - trochę strasznie, trochę śmiesznie!
Pierwszy raz idziemy na nogach na spacer, bez wózka. I pierwszy raz wpadamy w krzaki bo tam powędrował jakiś ptak.

Te minutki.
Te moje olśnienia - Bolo nie zna galaretki!
I zabawa w dobieranie kolorów, naczyń, dodatków.
Pierwsze spojrzenie na gibającą się galaretkę i taka masa śmiechu, że brzuchy bolą.
Zapomniałam, że galaretka jest śmieszna sama w sobie.
I próba odwagi. Czy to niam czy to nie niam.
Fuuuuj, ślizga się na języku. Aha! ale trochę smaczne. To nakarmię Tatę.
I palec coraz odważniej, coraz pewniej w glutka wchodzi, wypieki na twarzy, piski a paluszki u stóp aż się zawinęły z wrażenia.

I ja palec tam wsadziłam, w zieloną.

I te chwilki małe gdy duma rozsadza. Bo w gościach tak pięknie się bawi. I pije przy stole, ciasteczka zajada, z wujkiem dyskutuje. I innych częstuje swoimi biszkoptami.
Ta duma, że tak dzielić się potrafi, że nigdy żadnej zabawki nie pilnował, że oddaje, rozdaje i cieszy się, że dał, że nakarmił. I w tych gościach taki odważny, taki dorosły, wszędzie poszedł, sprawdził, i grzecznie, bez chuliganienia choć z małym chochlikiem w oczach.

Te sekundki, gdy wracasz do domu i coś takiego pojawia się w oczach tych małych, że błyszczy mocniej niż sto kryształów. To samo się świeci gdy Tata wraca z delegacji albo Koka wchodzi [ciocia] co aż dwa dni nie była u Bola.
I na Dziadzia nos się pojawia.

A ta mina gdy leci się Tatowym samolotem? Zero uśmiechu, skupienie na maksa. Poważna mina i poważna sprawa latanie tym samolotem tatowym. A jak są turbulencje? Wtedy trzeba dźwięki specjalne wydawać i ciut mocniej się Taty trzymać.

A te nasze przekąski - śmiesznoty? A to odkroimy sobie kawałek mięsa, na zimno z lodówy i zjemy na dywanie. A to zjemy na spółę ziarenkową bułkę wymieniając się niektórymi ziarenkami. A to zrobimy nie grzeczną sprawę i wpałaszujemy cały pasek czekolady smarując się nią po nos, po pas.
A te suszone truskawki? Takie kwaśne a słodkie?
Nigdy bym ich nie poznała bez Niego.

I ta minutka, gdy na buzi pojawia się wyraz zupełnego niezrozumienia - no bo jak to Mama?
Że ten balon w powietrzu tak wisi?
A potem zabawa do utraty tchu, żeby jednak ten balon na ziemię ściągnąć.

I ta chwilka gdy poznaje się pierwszy raz żywego, prawdziwego żółwia.
Tadeusza.
I ten 'staaaaaaaaaaaaary żółw Tadzio' patrzy małymi ślepkami na Bola a Bolo wielkimi na Tadzia.
I: 'Mama! Tuptup!'
Tak Bolik, to żółw jest.
Całusy Bolo wysłał Tadziowi sto razy i dalej się chłopaki na siebie patrzyli.
Tylko raz, pierwszy raz to jedyny raz kiedy możesz poznać prawdziwego żółwia po raz pierwszy i potem aż spać nie możesz od tego poznania.

I pierwsze koszmary:
3 w nocy, Bolo ryczy.
Budzę go, nadal popłakuje.
'Śniło Ci się coś tak?'
'Tak'
'A co Ci się śniło?'
'Gęgę' i płacze.
'Gąski Ci się śniły?'

'Tak.'
'A dlaczego płaczesz? Co robiły?'
'Kuku! Kuku!!!' i straszny szloch.

Każdy by padł ze strachu jakby mu gęsi po nocach robiły 'akuku' ..... 
A potem błogi sen bo Mama obiecała, że te gąski tylko tak żartowały...już poszły spać bo noc jest.

Te chwilki, minutki gdy do apogeum szczęścia i wybuchów śmiechu wystarczy pompon na czapce albo skarpetka na dłoni. I gdy Koka wymyśla głupoty, że sok można z zakrętki pić. I gdy Tata żartuje, że bolowego kapcia na nogę zakłada i idzie w nim na zakupy. I gdy Mama udaje, że śpi na dywanie a tak naprawdę tylko czyha żeby złapać za stopę.

Nałapać się, nachapać, nazbierać i zapamiętać tych chwilek, minutek, odrobinek najwięcej.



































10 komentarzy:

  1. Lubię tu zaglądać, pięknie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się nogami i rękami!! Najchętniej w takich chwilach postawiłabym gdzieś w rogu pokoju ukrytą kamerę... tyle że przychodzą znienacka i nie myśli człowiek wtedy o niczym, tylko się delektuje tym momentem. Oby ich było jak najwięcej!

    Miłej niedzieli!

    PS. Bolo był u fryzjera?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze mi przykro jak tekst się już kończy :( pięknie opowiedziane.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też pakujemy łapska w galaretę :D
    Mieliśmy podobnego bąka, ale końcówka do trzymania odpadła i przywitał nas ostry metal. Badziew jeden.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zupełnie odpłynęłam, leżę i czytam i oglądam i czytam, i od nowa.
    Dziękuje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniale...jak zawsze wszystko powiedziane do końca... a jakby za mało wciąż i wciąż.
    I jeszcze pytanie na temat Tadeusza - macie go we własnym domu, tak w rogu sobie zamieszkał?

    OdpowiedzUsuń
  7. czy doczekamy klockowej książki, jakiegoś papierowego wydania? bo im częściej czytam tym tęskniej i wogóle "łatwiej" mi się wspomina nasze momenty :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tak sobie często czytam, rzadziej komentuje:) Przeważnie zaglądam na blogi dla zdjęć, tu głównie przez test, bo ubrać w słowa to ty potrafisz i to w taki sposób jak lubię (zwykle jak się nadziewam na blogi z tekstem, to strasznie poetycko, za poetycko ).No, ale ja nie o tym chciałam...
    To pierwsze zdanie,he he, mogłabym sobie skopiować (a to tam, przecież mogę?) i cytować. Sama do optymistek nie należę, ale rzeczywiście, coraz częściej przez małą mam tak, ze aż piszczeć się chce z zachwytu nad prostymi rzeczami, i krzyczeć niemal, ze życie jednak piękne jest:)
    Blog jest taki pomocny w zatrzymaniu tych momentów.
    I kiedy piszesz o dumie przy stole, przy gościach. No ja dopiero co wczoraj o tym!Niby pierdoła, ale jaka ja w duchu jak paw byłam!Ze siedzi prosto,spokojnie; wymiata z talerza aż milo, sztućcami, ze trafia do buzi, ze kroi to nawet nożem i widelcem ,ze prosi, ze dziękuje...ah, ah, ah.
    p.s. wszystko fajnie, tylko jakbym się miała czepiać, to ciut ciut oczy bolą od tekstu... nie wiem czy przez kolor, trzcionke? Czy tylko ja tak mam?:(

    OdpowiedzUsuń