Mogłam kupić. Mogłam. Ale zmiany, zmiany... Blaszka jest, piekarnik działa.
Znalazłam przepis u Kulinarnego Guru i z radością, późnym wieczorem przystąpiłam do działań.
Kręciła, sypałam, mieszałam. Super.
Wprawdzie pod koniec, gdy ciasto wlewałam, a raczej, no właśnie, przyklejałam do blachy, pod nosem rzekła żem do Taty Bola: dziwne jakieś to ciasto...
Ale co tam! White Plate wie co robi, nie moja to rola oceniać nieupieczone ciasto.
Po 15 minutach patrzę przez szybkę i widzę, że jakoś masło pływa po wierzchu...że naprawdę dziwne to ciasto. Obracam się na pięcie i tępy mój wzrok padł na miskę, taką oddaloną z deczko... z odmierzonym cukrem.
Co robi kobieta gdy bardzo chce zjeść brownie, które z miłością dla swoich facetów piecze a to cholerne brownie nie wychodzi?
Ryczy.
Poryczałam się strasznie. Aż Tata Bola pocieszać zaczął, że może jednak będzie smaczne, że taki chleb kakaowy będzie...
Prawie go zabiłam, żeby mi bzdur nie mówił, że nie ma chleba kakaowego, że ja tak chciałam to brownie.
Chlipałam rozpaczliwie, czując się co najmniej jakbym zawiodła całą rodzinę, a tak się starałam, a ten mi z chlebem kakaowym wyjeżdża!
Zabeczałam pół koszulki Taty Bola aż ten wstał i powiedział, że kupi co trzeba, że pójdzie do sklepu o tej 22.30 żebym zrobiła to cholerne brownie skoro od tego zależy nasze życie.
Zależało. Poszedł.
Obrzydliwy chleb kakaowy wyrzuciłam, blachę wymyłam, robię drugie.
Robię, robię, konsystencja ok, czy cukier wrzuciłam sprawdziłam tylko 38 razy.
Coś mi smrodkiem jakimś powiało, wołam Tatę Bola. Pytam czy jajkiem zepsutym czuć.
Nie. Głupia. Ty tylko jajko do ręki weźmiesz a już wąchasz, że zepsute.
Nic nie śmierdzi, pachnie super.
Ok.
Ciasto bo pieca. Piecze się, ja smrodek, nieduży ale jednak czuję, jednak często jest tak, że smrodki różne urojone wyczuwam więc ignoruję.
Brownie się upiekło. Idealne. Jemy. Tata Bola je 3 kawałek. Ja ten smrodek jednak czuję.
Na wszelki wypadek daję zakaz jedzenia brownie przez Bola.
Od rana Tata Bola ma problemy brzuszne. Skończyło się na 20 kapsułkach węgla. Ciasto już śmierdziało na kilometr.
Co robi kobieta kiedy dwa razy nie wychodzi jej brownie, która urasta do być albo nie być?
Ryczy.
Ale Tata Bola w delegację pojechał i ryczeć nie miała 'w kogo'.
Na drugi dzień poszłam znowu po te cholerne składniki na brownie.
Ale kupiłam inne. Kupiłam Bounty, którego nie lubię ale tak mnie wołał, że uległam.
W domu myślę, że nie wolno go jeść, że godzina na bieżni to dwa takie Bounty, nie warto...
I olśnienie!
Tak z przepisu Liski powstał mój autorski, na ciacho banalne w obróbce, lekko kokosowe.
Jemy z Bolem i Ciocią Bola drugi dzień, nikt nie choruje a ciasto wygląda super.
Polecam bardzo, skoro mi się udało - uda się każdemu.
***Bounty daje kokosową nutę i lekko karmelowy kolor [od czekolady] ale można je zastapić Snickersem, białą czekoladą z orzechami, mleczną, czym dusza zapragnie byle się topiło i miało ok 100g
WCALE NIE BROWNIE KiK
2 x baton Bounty
100 g cukru trzcinowego
3 jajka [nieśmierdzące]
110 g mąki
1 łyżeczka sody
szczypta soli
100 g masła
W kąpieli wodnej rozpuścić masło + Bounty + cukier.
Zdjąć z ognia. Wbijać jaja i energicznie mieszać.
Nie miksować.
Na koniec dodać sól, sodę i mąkę.
Wybełtać i siup do pieca na 30 minut 180C. Do suchego patyczka.
Bolo wciąga 2 kawałki na podwieczorek, ja do kawy. Mniam.
Smacznego!
Skoro o gotowaniu mowa - Kurduplasty dostał kuchnię. Kuchnia niebieska [jest też różowa] od MotherCare, którą zobaczyłam u Mamy Dwojga.
Byłam zaskoczona jak i Bolo, i 10 miesięczniak i 4 latek - wszyscy się nią bawili.
Musiałam kupić.
Jak na plastik niebrzydka, ale przede wszystkim fajna. Ma mnóstwo udawanego żarełka, garnki, sztućce, palniki się palą i wydają dźwięk gotowania, są półki, jest chochla, a całość to zgrabna walizka, która mieści te wszystkie rupiecie.
Hit zdecydowanie. I wiem, że można kupić piękne, duże, drewniane kuchnie...
Ale soreczki, jedna duża mi starczy...Polecamy!
I historia z wizyty u Mamy Dwojga.
Dzieci bawią się tą kuchnią. Panowie rozmawiają w innym pokoju. Ja czuję, że chyba Bolo ma przesyłkę pod spodniami więc biorę go do łazienki. Bolo nagle jakoś się wystraszył nowego miejsca, nie wiem, zaczął rozpaczliwie wołać Tatę.
Tata wchodzi do łazienki i zamiera. Na podłodze leży plastikowa parówka z hotdoga z owej kuchni.
Myślę sobie, co on, nienormalny, hotdoga zabawkowego się wystraszyć?
Tymczasem Tata Bola konspiracyjnie, szeptem mówi:
'Powiesz Mamie Dwojga, że Bolowi kupal na dywanik wyleciał???'
to ta parówka, którą Bolo zakosił do łazienki...
A na koniec - szczere polecenia - drewniane owoce Plan Toys.
Banalny pomysł. Do krojenia. Na rzepy.
Bolo pokochał, łączy i rozłącza po sto razy dziennie, szczególnie teraz, jak gotuje.
Muszę dodawać jak świetnie to ćwiczy koordynację wzrokowo-ruchową?
I kosztują parę złotych!
Owocki Plan Toys TU-->
Uwielbiam kulinarne niewypały :)
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie umarłam ze śmiechu. Ala.
OdpowiedzUsuńNo to rzeczywiście misja była nieziemska z tym brownie. Muszę przyznać, że upór Mamy Bola imponujący, oj imponujący... Owoce jeszcze mi się podobają. Bardzo.
OdpowiedzUsuńAle fajowa ta Wasza kuchnia! Mój też jest na etapie kuchni. Tylko nasza jest spooooro większa, ale no name. Maluch bawi się nią na stojąco. Z jednej strony jest zmywarka, z drugiej piekarnik, na górze palniki, kran i zlew. I nawet okap jest :D Codziennie serwuje mi kawę.
OdpowiedzUsuńA ciasto wypróbuję. Tylko bez kokosowych akcentów, bo nie cierpię. Tylko co to znaczy w kąpieli wodnej? Na kuchence? Bo jak podgrzewam słoiki z żarciem, to wlewam po prostu wrzątek do kubka i tam wkładam słoik.
Kapiel woda to taka ąę nazwa szefów kuchni :D na rozpuszczanie np czekolady, masła w misce stojącej nad parującą w garze wodą, grunt żeby ta woda nie dotykała miski [bo czekolada się warzy przy jakiejś tam temperaturze...]
UsuńTo trochę więcej roboty będzie, niż przy tamtym. Ale spróbuję w weekend.
UsuńZakrztusiłam się przy historii w kibelku, boże święty nadal się śmieję :D
OdpowiedzUsuńCiacho pyyysznie wygląda, zrobię na pewno, chyba jeszcze dziś tylko dam właśnie białą czekoladę :)
Nie wiem jak to robisz ale każda twoja historia mnie wciąga po uszy, jeszcze dziś się tak śmiałam, że wylałam herbatę w ręku :D zawsze czekam na twoje posty :)
OdpowiedzUsuńTwarda sztuka z Ciebie mamo Bola. ja to bym ryczala i zakazu wstepu do kuchni sama sobie udzielila.ze o "piiiipach" wykrzyczanych pod nosem co by dziec nie uslyszal nie wspomne...a tato Bola miszczu :D umarlam!!!
OdpowiedzUsuńPadłam! Konspiracja Taty Bola - genialna!!!
OdpowiedzUsuńO matko, jak ja to znam, a to obiad niejadalny, a to ciasto z zakalcem, przesolona zupa :) I na upartego jeszcze raz przepis na próbę, bo zepsułam, a jak dobry to w zeszyt i z notką - jadalne :)
OdpowiedzUsuńJestem oddaną fanką twoich tekstów, najwyższy poziom, humoru też. Kuchnia mi z nieba spada, jutro skoczę do GM :)
OdpowiedzUsuńMówisz, że każdy zrobi?? Bo mi daleko do super mamy ;) ale smaka mi narobiłaś i ta historia z dywanikiem hahah aaa! i jeszcze ciągle mi w głowie kolacze - chlebek kakaowy hahahah zabiłabym :P
OdpowiedzUsuńUśmiałam się, że hej!:)
OdpowiedzUsuńA ze swej strony chciałabym polecić wszystkim zupełnie inny przepis na brownie. Taki, który ma bardzo mało składników (więc trudno którykolwiek przegapić ;)), poza tym te składniki są bardzo proste, niewyszukane, nie trzeba po nie latać do sklepu, bo zwykle są w lodówce i szafce. Od innych brownie różni się tym, że jest bardziej kruchy a jednocześnie bardziej soczysty. To zdecydowanie najlepsze brownie, jakie jadłam. A kawiarniane się nie umywają.
2 tabliczki gorzkiej czekolady (powyżej 65, 70%)
kostka masła
pół szklanki mąki
30 deko cukru (ja daję szklankę z czubkiem)
5-6 jajek
można dodać pokruszone orzechy włoskie, migdały - co się ma
papier do pieczenia
2 tabliczki + masło do kąpieli wodnej. Jak się zrobi gładka masa, pozostawić do ostygnięcia. Ubić całe jajka, dodać cukier. Potem dodać mąkę. Wlać i wmiksować masę czekoladową. Dodać orzechy. Wlać na wyłożona papierem blachę. Piec 20 minut (ja zostawiam raczej na 25)w 180 stopniach. Po upieczeniu odwrócić na drugą stronę, posypać pięknie cukrem pudrem, pokroić na kwadraty.
Proste, nie?
Pozdrawiam!
Czy czujesz to trzęsienie ziemi? To ja - spadnięta z krzesła, ze śmiechu rzecz jasna! :D
OdpowiedzUsuńNo mało Lidki śmiechem nie obudziłam:D. A brownie chętnie bym spróbowała właśnie za tę kokosową nutę, bo uwielbiam:D, nawet dziś kokosanki piekłam:)
OdpowiedzUsuńSuper jest ta kuchnia. a mogłabym dostać namiary gdzie można ją kupić bo ciężko mi znależć w internecie. Z góry dziękuje. Ania
OdpowiedzUsuń