poniedziałek, 15 lipca 2013

Rodzice na GIGANCIE.


Pojechali my 'we dwa', sami, na godzin kilkadziesiąt.
A było to tak...

Kilka miesięcy temu poczułam, że natychmiast, ale to NATYCHMIAST potrzebuję odzyskać swoją autonomię jako BABA. Teraz i już! Nie na parę godzin kawkowania, plotkowania, fryzjerowania czy winkowania. Nie! Na dłużej, mocniej, w pełni, z dala...
Szybki research netowy. Luksusowo, w granicach rozsądku i w miarę blisko. Kilkadziesiąt godzin trzeba szanować i nie marnować na dojazdy.
Hotel Narvil. Szybka piłka. Sprawdzenie cen, dostępności, pobieżnie obejrzenie zdjęć, rezerwacja, krótka rozmowa z kumpelami i tatkami. Jedziemy!
Było cudnie, było babsko, było czekoladowo i drinkowo. Dzieciorzyzna z tatkami spisała się na medal a my spałyśmy tak jak nigdy przed...jak nigdy po porodach...

Hotel zrobił na nas ogromne wrażenie. Ale o tym za chwilę. Niebawem później powstał pomysł w głowach Mamy i Taty, że my też tak chcemy, sami. Z dala. Z nocami. Bez niani robiącej 'pyk', bez oddechu na plecach - 'jutro też jest dzień... z dzieckiem'.
Jak to u nas - szybka piłka. Dogadanie terminu z Ciocią, rezerwacja. Jedziemy.

Uprzedziliśmy Bola, że rodzice wyjadą 'do pracy' [staramy się operować bezpiecznymi, znanymi dla niego terminami, Tata często w delegacje wyjeżdża więc sprawa była zrozumiała]. Informacja spotkała się z negacją, dość stonowaną, opartą na przekazie, że 'zupy z Ciocią jeść nie będzie'. A nie jedz...

Wyjechaliśmy w trakcie drzemki ale nie znikając, przed spaniem pożegnaliśmy Bobka, mówiąc, że jak wstanie to na dłuuugo przyjdzie Ciocia na zabawy i że z Ciocią spać pójdzie wieczorem. Ok.

Czuliśmy się jak przed randką [trzecią]. Serca stukały mocniej, motyle w brzuchu, głupawe uśmiechy.
Głośna muzyka, ciut za szybka jazda, adrenalina i flirt...
Wtedy przyszedł pierwszy sms: wstał, ryczy strasznie za Wami od godziny...
Tysiąc myśli i moje zaklinanie: Syniu, proszę... proszę...daj nam szansę...
Tata Bola później przyznał, że to był moment kiedy przeszło mu przez myśl, że zawrócimy...
Nie zawróciliśmy, zaklinaliśmy.
Dojechaliśmy na miejsce. Parkujemy. Drugi sms: jest już ok, zjadł, idziemy na spacer.
WOLNOŚĆ! Mentalna wolność!
Z wypiekami na twarzach zameldowaliśmy się, ja ponownie pod wrażeniem miejsca, Tata Bola, znawca hotelów tam i ówdzie nie mógł uwierzyć, że to 'tylko' 4 gwiazdki...
Pokój. Buch na łóżko. Wielkie, puste, przewygodne. I, prawie niezachwiana, myśl - tu zostaniemy do wieczora. Albo już do końca...
Jest zbyt bosko by się ruszyć.

Ale, że my z tych co motorki w dupalach mają, plan powstał. Obiad, spacer, basen i sauna, masaże.
A potem... hulaj dusza...
I tak zjedliśmy coś absolutnie wyjątkowego, w duchu 'slow food'... Posiłek trwał ponad 2 godziny. Delektowaliśmy się wybornym mięsem, warzywami z 'ichniejszego' ogródka, risotto z grzybami i makaronem domowym z kaczką i sosem z karmelizowanej kapusty...

[tu pewne wyjaśnienie - prawie nie robiłam zdjęć, oczywiście aparat miałam ze sobą ale czułam, że jestem 'na urlopie' od wszystkiego, NAWET od fotografowania. Wprawdzie mogłabym robić zdjęcia iphonem, instagramem... wiecie typu: to nasz kotlet a to łóżko, tu wchodzimy a tu wychodzimy, tu się uśmiechamy a tu jedziemy windą... ale sama za takimi 'fociami' nie przepadam, więc zdjęć w poście będzie mało, raczej tylko jako ilustracja]

Porcje duże nie są ale w sam, absolutnie, raz ażeby poczuć się przyjemnie sytym a nie napchanym. Zresztą ilość nowych, intensywnych smaków był idealnie wyważony na porcję.
Zjedliśmy przystawki, dania i deser.
Wszystko podane jak arcydzieła. Może w pierwszej chwili zbyt pięknie bo człowiekowi aż głupio było je 'rozdziabywać' ale później... później to szaleństwo zmysłów, dosłownie każdego z nich.
Dawno, a może nigdy nie jedliśmy takich wspaniałości...
A desery - obrazy... Sernik utrzymany w kolorystyce waniliowo-różowej, z cieniutkimi bezami nakrapianymi sokiem z truskawek, do tego kulka sorbetu malinowego i gorący sos z kropeczkami wanilii...
A wszystko w towarzystwie świeżych poziomek...
Drugi deser jadałam ponownie. Bo kocham miłością pełną!
Domowe lody waniliowe, na gorącym, gęstym sosie czekoladowym, polane palonym masłem [!!!] i osypane słodko-słoną rozkoszą - nie wiem co to było ale smakowało orzechowo-karmelowo-maślano...a do tego pieczone w miodzie wiśnie..
Nie przesadzę jak podsumuję, że to był orgazm.

Kolejny sms: jest ok :)
Ostatni mały świrek matczyny...'bo wiesz, Bolo lubi mieć poduszkę na tej stronie bez wzorków...'
Ostatni świrek.

Lekkość duszy i ciała. I spuszczenie rozsądku ze smyczy...
Basen, sauna, profesjonalne, długie masaże w pięknych wnętrzach.
Spacer po lesie. Trzymanie się za ręce.
Ogień na quadach na leśnych trasach... Adrenalina po uszy!
Siedzenie na pomoście i dyndanie nogami. Leżenie na trawie i rozmowa o szczęściu.
Całusy pod drzewem i rumieńce...


Sms: Ładnie zasnął :)

Wieczór, i późny wieczór, noc... nie dla publiczności. Jednak oprócz bezkarnego piwa, bilarda i kręgli - godziny rozmów, tych samych a innych, godziny patrzenia na osobę obok i uczucie obezwładniające, że to to miejsce, ten czas i te emocje... Ten i Ta.





Czy tak, że 'Ten i Ta', może być bez wyjazdu i z dzieckiem?
Pewnie, że może i często jest. 
Jednak realnie patrząc na rzeczywistość nigdy nie będzie tak intensywny i tak niegrzeczny jak 'z wyjazdem i bez dziecka' ...

Wróciliśmy stęsknieni. Szczęśliwi. Nakręceni jak bączki.
Przywitał nas radosny Dwulatek krzycząc co tchu: Mama! Tata!
Szybki buziak i sprint do swojego pokoju. I targa coś i ciągnie. Dyszy! 
Mama TO!
Tata TO!
Prezenty. Arcydzieła. Na płótnie i na papierze. Dla nas. Dla rodziców.

Wzruszenie i kupa śmiechów. Opowiadania. Tuleczki. i.... zachłyśniecie się Jego zapachem.
I znowu czytanie Pomelo sprawia radość obu stronom, a spacer i wizyta w piekarni nabiera świeżych kolorów.
Podpalenie ognia u tych Dorosłych i nabranie dystansu do tych Małych - bezcenne...


O Hotelu Narvil słów kilka.
Przede wszystkim - wow!
Pamiętam jak moja Babcia opowiadała, że kiedyś hotele to były takie samowystarczalne wyspy rozkoszy i luksusu. Gdzie gość musiał czuć się wyjątkowo. Gdzie obsługa jest jak cień. Uśmiechnięty, pomocny, zawsze w pobliżu cień. W wykrochmalonych koszulach i nienagannych uniformach. Gdzie każda jedna osoba ma być dopieszczona do granic możliwości a czasem i zdrowego rozsądku.
Podróżowaliśmy, podróżujemy dużo... I choć są miejsca piękne, miłe, wyjątkowe to ten aspekt jest jakby zapomniany...
W hotelu Narvil nie. W tym hotelu jest jak 'kiedyś'. Jesteś Gościu najważniejszy, wyjątkowy a my Ci będziemy oferować i zapewniać komfort, przyjemności i luksus - na który zasługujesz i za który, przecież, płacisz.

Jedzenie - pisałam powyżej. Osobom, które do hotelu mają niedaleką drogę, szczerze polecam wybranie się do hotelowej restauracji chociażby na obiad. To będzie niezapomniany posiłek - gwarantuję.
Śniadania w cenie pokoju są olbrzymie. Wszystko co człowiek może wymyślić na śniadanie jest podane.
Począwszy od typowych dań angielskich [fasolka, bekon, opiekane ziemniaki], po wiele rodzajów kiełbasek na ciepło, jajecznic w każdej wersji, naleśników na słodko i słono, omletów... do tego kilkanaście rodzajów pieczywa, świeżego i wypiekanego na miejscu, po ogrom serów, ryb, wędlin, mięsa, musli, owoców, sałatek...Ponowny szok Taty Bola, że za taką cenę, że 'tylko' 4 gwiazdki..

Pokoje. Pokój standard jest ... ogromny! Łazienka jest ogromna!
Prysznic wyłożony kamieniem - ogromny! Na osób dwie a nawet dwie plus ;)
Pięknie podświetlany...
Wystrój - jak i cały hotel - określiłabym jako klasyczną elegancję, nienarzucające się wzornictwo.
Czysta, prosta estetyka. Wygoda. Wypoczynek.
Niesamowicie czysto.



Ja wiem, że teraz na topie klimatyczność vintage, rustykalne wystroje, dworskie lub wiejska atmosfera.
Ale ja cenię sobie przestrzenie, minimalizm, komfort i piękno w swej prostocie.
Taki jest Narvil.
Bo to hotel gigant. Wielki. Z doświadczenia wiem, że to nie lada sztuka zaprojektować go tak aby nie był zimnym, betonowym molochem, albo, żeby nie przeistoczyć go w pseudopałacowe wnętrza.
W Narvilu jest ciepło, przyjaźnie i przytulnie.
Bez skórzanych, brązowych kanap, ciężkich wykładzin i kryształowych lamp zaprojektowano ogromne przestrzenie mądrze, wygodnie i wg [tak sądzę] uniwersalnego poczucia estetyki.

Jak pisałam powyżej jest to samowystarczalna wyspa rozkoszy. Nie można się nudzić.
Jest cała infrastruktura spa na najwyższym, z dotychczas odwiedzanych przeze mnie, poziomie.
Jest ogromne zaplecze rozrywkowe z genialnym wytłumieniem hałasu [w trakcie naszego pobytu było wesele, był też corpo-zjazd integracyjny, była cała masa par i rodzin - nikt, nikomu, ani razu nie przeszkadzał]
Jest też 'myśl' o Kurduplach. Fajny, drewniany, solidnie wyposażony plac zabaw, menu dla dzieci, opieka, małe baseny, sala zabaw [!], zajęcia z nauki pływania, rowery...
A schodząc stromo, prosto z hotelowego ogrodu, dochodzimy do plaży, do pomostu, do jachtu, do lasu...
Do quadów... ;)

Polecam ręką, nogą i sercem.

Koszty?
Doszliśmy z Tatą Bola do wniosku, że szefostwo hotelu to geniusz 'zarządzania'.
Daje nam niesamowity luksus [wysoki standard pokoju, robiące wrażenie śniadanie w cenie, do dyspozycji basen..saunę... ] za relatywnie niską cenę. 
A zarabia na całej reszcie, której zwyczajnie 'nie jesteś w stanie sobie odmówić'.

Jeśli zastanawiacie się czy ten post jest sponsorowany, to nie jest.
Ale następny będzie. Tym razem najazd Klocków 'we trzy' ;)

HOTEL NARVIL - KLIK
[rezerwacja netowa jest sporo tańsza niż telefoniczna ;)]





29 komentarzy:

  1. Jezu tak soczysty tekst, że jestem zaśliniona po pachy :D czad!

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie! O nie! CHCĘ!
    Jak bajka. Poczekam aż Mama Matyldy ją przeczyta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dorosła bajka trzeba by dodać koniecznie ;)

      Usuń
  3. Opisu hotelu nie czytałam....bo chyba nas nie stać...zresztą zaraz sprawdzę...ale już jakiś czas temu wymarzył nam się z mężem taki weekend...sama na sam...bez dzieci...już myślę z kim je zostawić i jechać...odsapnąć...zakochać się na nowo...z tymi motylkami itd...tak jak na samym poczatku:)))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam ten blog. Za słowo tak pisane jakbym tam sama była i te motyle miała.
    Opiniotwórczy nie tylko dla rodziców ;)
    NIEmama. Ale w "parze" :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze piszesz tak, że mam w nosie czy sponsorowany czy nie bo naszpikowane świetną publicystyką i emocjami, tak oryginalnymi i "nieparentingowymi", że udawane nie mogą być!
    Tak sądzę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój ulubiony fragment: Informacja spotkała się z negacją, dość stonowaną, opartą na przekazie, że 'zupy z Ciocią jeść nie będzie'. A nie jedz...

    hahaha :D

    i opisy jedzenia...LITOŚCI! Kubki smakowe mi ześwirowały!

    OdpowiedzUsuń
  7. na kilometr zwącham tekst Kredki. Szacun Moja Droga.
    Czysta przyjemność. Przypomniałaś mi też, że dawno tych rumieńców nie miałam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Przy obecnym kryzysie i pensjach wielu osób i tak nie będzie stać na ten hotel. Ale rzeczywiście cena jest bardzo przystępna (ok. 400 zł dla dwóch osób ze śniadaniem i obiadokolacją! plus strefa welness, nielimitowane napoje bezalkoholowe....). Może uda się małża naciągnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Spodziewałam się jęczenia jak to miłość kwitnie, poematów o patrzeniu sobie w oczy. Nie znam Was. Koleżanka podesłała mi linka, żebym koniecznie przeczytała bo jest o wyjeździe we dwoje.
    Muszę przeprosić. Post jest znakomity, tak obrazowy, że aż się pukam w głowę "przecież nie musisz akurat tam jechać!" To coś wprost dla nas, dla mnie i Taty Adamka.
    Pojedziemy na motorach. A myślałam, że musimy czekać. Adamek ma 2 lata i 3 miesiące. Super, że mi uświadomiłaś, że wcale czekać nie trzeba :) Zostajemy tu a koleżance chyba piwko postawię za namiar :P
    Mama Adamka

    OdpowiedzUsuń
  10. Tu mniej ważny jest hotel, choć przyznaję, że opisałaś go tak, że widzę to wszystko oczyma wyobraźni :) ale chodzi o wasze podejście, a macie je świetne. Od dawna na Klocku czuć rockowa duszą rodziców. Jesteście świetni!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jednym tchem łyknęłam. A potem M. A sierpniu rocznica. Marzymy, kto wie...Dziękujemy najmocniej za rewelacyjną inspirację. Chcemy być niegrzeczni! :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Totalny odlot. Mam ochotę Staśkowej Mamie taki parędziesiąt godzin zafundować ;) a zdjęć faktycznie mało ale za to bardzo klimatyczne.
    (masz rację, nie idź drogą: mój kotlet, moja winda...)

    OdpowiedzUsuń
  13. Och Matko! Jak mi trzeba było takiego zapewnienia, że można, że się da i uda!
    Dziękuję po stokroć!
    Plan mamy taki - jak piszesz - krótka piłka. Rezerwacja i się pakujemy. I nawet mąż nie kwęknął, też już się pakuje haha :D O boże! Mam te motyle!

    OdpowiedzUsuń
  14. Myśl szalona przez Ciebie, Kredko, w mej głowie powstała, żeby na jesień, jeszcze przed roczkiem, podrzucić na jedną noc Małą do dziadków. I tu, tu, nie daleko, nie za kosmiczne pieniądze, ale i spa, i basen i może nie quady, ale park linowy. I choć to nie Narvil, bo i za daleko, i za drogo, to we dwoje. Tylko my.
    Oby do jesieni :)
    A hotel i jego opis - cudo. Aż się chce, pakować, jechać, już, natychmiast. Gratuluję weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  15. Taki opis, że mam ochotę tam już jutro pojechać... ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Hmmm, a ja tak z innej beczki... czy Ciocię Bola można zatrudnić? :) Ahhh jak by nam się taka Ciocia przydała, wtedy taki wypadzik byłby o wiele łatwiejszy w realizacji :)
    Ale ten opis to jakieś mistrzostwo... deserem się najadłam czytając posta :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Hmm... tak na noc mi ślinka pociekła :) Na ten sernik! ;) Szczerze mówiąc myślałam, że więcej będzie o tym, że warto w ogóle, a nie że tam akurat :P Ale wybaczam, rozumiem zachwyt, szczególnie zważywszy okoliczności. My już mamy inną destynację na oku i tylko decyzji brak. Nie, że panika, że rozłąka, że nikt lepiej niż ja nie wie o tym czy owym, nic z tych rzeczy.
    Bo wiesz, Wy macie wielkie szczęście, że macie swoją Ciocię. My mamy Dziadków. Kiedy Lena miała 14 miesięcy, pojechaliśmy w Alpy na narty. Nie było nas 9 dni, codziennie widzieliśmy się na Skypie. Wymęczona fizycznie do granic możliwości, psychicznie wróciłam jak nowa. I w ciąży :)
    Dziś niestety wypad nawet na weekend nie jest taki prosty. Dziadkowie nie tego samego zdrowia niestety, a opieka nad dwójką to już nie przelewki... Że fajnie, przekonywać nas nie trzeba. Tylko czy możemy?
    Pozdrawiam najmocniej, choć z lekką nutką zazdrości,
    P.

    OdpowiedzUsuń
  18. Aj! Totalny odlot! <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Aż mi sie zachciało wakacji!!!

    OdpowiedzUsuń
  20. ach normalnie to wszystko poczułam, a nawet miałam wrażenie że piszesz o moim odpoczynku i chęci odpoczynku o ! dokładnie potrzebuje taki weekend pfu potrzebujemy z tatusiem Blankowmy:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Opisałaś to rewelacyjnie... Szkoda, że nam mocno nie po drodze tam, bo do tej restauracji bym chętnie zajechała.

    Marzy mi się taki wypad.
    Mieszkamy teraz we Francji i nie mamy tu nikogo na tyle bliskiego, żeby zostawić Antka, więc póki co odpada (chociaż....wybieramy się niedługo do Polski na wakacje więc może wtedy się uda?) A tymczasem uskuteczniamy wypady "we trzy":D Ostatnio Alpy, mały trekking, spanie pod namiotem. Też trochę się oderwaliśmy, też zaiskrzyło na nowo. A i Młode zachwycone:) A tu mała relacja

    OdpowiedzUsuń
  22. tak ... we dwoje trzeba czasem wypocząć , znów być razem...

    OdpowiedzUsuń
  23. ah...
    pozazdrościłam! :)

    ale ja na razie jestem na etapie- nigdy w życiu Nelki nie zostawię! ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ale we mnie to wlazło. Cały czas rozmyślam o jakimś samotnym wypadzie. Juz menu w tym hotelu przeanalizowałam i planuję, co by tu zrobic w rocznicę ślubu...;) Chociaż przyznam że na dzień dzisiejszy najbardziej marzy mi się cały dzień w totalnej samotności

    OdpowiedzUsuń
  25. Błagam, zmień kiedyś to czarne tło. Kocham Ciebie czytać, ale dziś poległam, bo mi oczy łzawią, a tekst pulsuje i odpływa. Dotarłam do powrotu, ponownej radości z czytania Pomelo i wysiadłam.
    Marzę od pół roku o takim wyjeździe. Jak dla mnie mógłby być nawet z dzieciorem. Uświadomiłam sobie, że my nigdy nie... poza naszym łóżkiem, kanapą i wanną... nudziarze z nas;-).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Czasami tak trzeba, pobyć z dala, pobyć z myślami, tęsknić ale nie gonić na każde zawołanie. Czasami tak trzeba by nie zwariować, by energię mieć inną, by całą sobą kochać i nie żałować że siły nie te. ..I chociaż serce ściska to warto dla Was i dla Niego. P.

    OdpowiedzUsuń
  27. Ten tekst to chyba na zamówienie. Przeglądałam ofertę w moim ulubionym miejscu na romantyczne wypady, ale to daleko i tak sobie marzyłam i kombinowałam kiedy Szkodniczek będzie wystarczająco duża, a tu proszę - bliziutko tez są takie cuda. kto by pomyślał. ;o)

    OdpowiedzUsuń