To jeden z takich tematów, który łatwo przegadać albo zrobić z niego ckliwą pseudo-poezję.
Temat trudny. I w zależności od serc jakie spotykamy po drodze - tragiczny, smutny albo bardzo szczęśliwy.
Adopcja. Można by pisać o chorych procedurach w naszym kraju, które unieszczęśliwiają tysiące dzieci [nieuregulowany status prawny] i tysiące jeszcze-nie-rodziców, którzy stać się 'nimi' chcą bardziej niż cokolwiek na świecie [a proces adopcji im to marzenie odbiera, a w lepszych wypadkach zabiera lata życia, zdrowia i nerwów].
Możny by. Ale ja chcę ugryźć temat z innej strony.
Ile razy w naszym dzieciństwie, ktoś, do kogoś, jako dziecko do dziecka wykrzyknął:
'A Ty jesteś adoptowany!' zupełnie nie rozumiejąc co to znaczy a chcąc sprawić przykrość?
Ile razy głupi ludzie, dorośli głupi ludzie komentują: 'On to chyba musi być adoptowany!' [gdzie przymiotnik ten jest równoważny z: niegrzeczny, głupi, debilny...] albo: 'A Ty co? Adoptowany jesteś???'...
I jeszcze z tą pobłażliwością: 'No taaaak, wiesz, bo on jest adoptowany...'
Jeśli nie spotykacie takich ludzi, głupich ludzi, to macie wielkie szczęście. Ja, mając za sobą 8 lat pracy w Oświacie, zarówno państwowej jak i prywatnej mówię Wam jednak - właśnie tak się dzieje. I nasze dzieci, prędzej czy później usłyszą coś o 'byciu adoptowanym', najczęściej w formie karygodnej, nieprawdziwej i opierającej się na prostackich stereotypach.
Nie rozmawiając z nimi o tym, hmm 'o tym'... o adopcji po prostu! chowamy kolejne pokolenia wrzucające pojęcia, zjawiska, które z założenia są DOBRE, do jednego worka z epitetami: kretyn, jesteś z probówki, pedał, zbok, idiota, jesteś adoptowany...
Mój post jest kierowany do rodziców ale też do nauczycieli. Przedszkoli i wczesnoszkolnych.
Nie zawsze wiemy czy w naszej grupie, czy w naszym otoczeniu, czy wśród naszych znajomych i sąsiadów nie ma dziecka, albo już dorosłego dziecka, które zostało adoptowane.
Wiemy natomiast wszyscy, że adopcja istnieje, chociaż na zdecydowanie za małą skalę w PL, ale istnieje, i często jest darem, wspaniałością dla nowej, pięknie stworzonej rodziny.
Z wyboru, marzeń, tęsknot... w 100% z wyboru.
[Oczywiście, zdarza się, że dziecko trafia do złych ludzi, system mimo, że szczelny i drobiazgowy nadal jest kierowany przez ludzi, którzy są omylni albo... przekupni ALE jaka jest masa dzieci w chorych, patologicznych rodzinach... tzw biologicznych?... więc ten aspekt nie nadaje się na dyskusję. Zakładamy, że adopcja sama w sobie jest DOBRA, jest potrzebna, jest piękną możliwością dla wielu szukających siebie nawzajem dzieci i dorosłych.]
Tak więc powiedzcie - czy należy z naszym dzieckiem rozmawiać o tym czym jest adopcja?
Czy chcemy, aby w momencie gdy się spotka z przymiotnikiem 'adoptowany' nie czuło strachu, wstydu, zażenowania?
Aby nie używało go 'przeciwko' komuś?
Czy chcemy by potrafiło zapytać, porozmawiać, dopytać, nas, rodziców, nas nauczycieli?
Więc sami zacznijmy ten dialog.
Chciałabym wychować syna na człowieka otwartego na świat. Rozumiejącego jego złożoności.
Rozumiejącego, że nie ma jednej, jedynej i słusznej drogi ku szczęściu.
Że ścieżek jest wiele i póki ktoś po nich drepcze, nie depcząc innych, nic nam do tego.
Rozróżniającego bardzo klarownie dobro od zła na wielu płaszczyznach, na wielu poziomach.
Chciałabym go wychować na człowieka oceniającego innych po ich czynach, po ich sercu, po ich mądrości.
Nie po sposobie poczęcia, nie po przeszłości jego rodziców, nie po pochodzeniu i nie po trudnościach, tak bardzo niezależnych od dziecka...
---------------------------------------------------
Zostałam poproszona o recenzję tej książki.
'Dziewczynka w Zoo' Wyd. Credo
Niech cały mój post będzie tą recenzją.
---------------------------------------------------
Przez miesiąc, na studiach, miałam praktyki w Domu Dziecka.
Były to najcięższe praktyki w moim życiu. Cięższe niż te w przedszkolach integracyjnych.
Każdego dnia tuliłam dzieci w wieku przedszkolnym i odpowiadałam na pytania:
'Czy Pani jest Mamą? Nie? To może zostanie Pani moją???'
'Czy może Pani dziś być moją Mamą?'
'Proszę Pani a kiedy przyjdzie moja Mama?'
To było najcięższe. Bo w zwykłych przedszkolach dzieci pytają o to samo, sto razy dziennie.
Tylko, że one czekają na Mamę do 17tej. Dzieci z Domu Dziecka czekają często kilka lat a czasem całe życie...
Prosiłam niebiosa i siły wyższe żeby znalazły te mamy i tych tatków, żeby system im to ułatwił a ich biologiczni rodzice, którzy często mieli się dobrze w swoim upojeniu alkoholowym i byli zbyt egoistyczni by uregulować dziecku status prawny i umożliwić im szansę na dobre i ciepłe życie, aby poczuli tknięcie sumienia. Aby dzieci, które nie miały rodziców bo za wcześnie odeszli, znalazły nowych, kochających, czekających na nich tak samo jak one, z bijącym sercem, każdego dnia.
Każdego dnia wkładając nos w szybę...
Basia miała 5 lat. Zanim się przytuliła zawsze pytała czy może...
Basia na pytanie: 'Co dziś będziesz robiła' odpowiadała: 'Oj to proste, muszę poczekać na Mamę!'
Basia, gdy już nie miała sił czekać i płakała pytała mnie:
'Ile godzinek jeszcze? Bo już mnie brzuszek boli od czekania'
Basi i innym dzieciom opowiadałam o adopcji.
Dla nich to była jedna z tych historii, na które każde dziecko czeka dzień w dzień, którą znają na pamięć co do przecinka.
Widzicie na niebie te chmurki? Na każdej chmurce siedzi sobie dzidziuś i czeka aż jego mama i jego tata zawołają go na ziemię. Wtedy się rodzi.
Często bywa tak, że dziecko trafia od razu do swojego domku, do swojej mamusi i swojego tatusia.
Ale bywa też, bo sami wiecie, że pomyłki zdarzają się każdemu, że takie dziecko trafia do nie tego domku co miało. I tu zaczyna się przygoda. Bo gdzieś tam, może na innej ulicy, a może w innym mieście jest mamusia i tatuś, którzy bardzo, ale to bardzo na to właśnie dziecko czekają. A ono się trochę zgubiło.
Jest smutne bo ciężko jest czekać tak długo aż rodzice je odnajdą.
Czasami to trwa kilka miesięcy a czasami kilka lat. A gdy się odnajdą? To jest adopcja.
Wtedy odnalezione dzieci i odnalezieni rodzice idą razem do swojego domu.
Zdarza się też tak, że rodzice i dzieci tak bardzo pogubili się po świecie, że nie znajdą się nigdy.
I choć tym właśnie dzieciom jest najsmutniej, to muszą one pamiętać, że wtedy z pomocą przychodzą specjalne osoby.
Te osoby nazywają się przyjaciele. I choć nie mogę Wam obiecać, że zostaniecie adoptowani to przyrzekam, że na każdego z Was czeka prawdziwy przyjaciel...
Basia przychodziła po każdej z takich historii i szeptała mi do ucha:
'A czy mogę zamienić stu przyjaciół na jedną mamę?....'
No właśnie.
Tu nie ma dobrych odpowiedzi.
Tu nie ma idealnych słów.
Tu serce bije się z rozsądkiem i wiedzą.
Nie odebrać nadziei, nie obiecywać, mówić prawdę ... ale na boga, te oczy, te dreszcze, ten drżący głosik...
Jednego jednak jestem pewna, chcę by Bolo znał tę historię.
Tę i tę z książki.
Chcę by wiedział, że adopcja to wielkie szczęście a nie piętno.
I chcę aby nigdy nikogo nie oceniał przez ten pryzmat.
Malarskie, sugestywne ilustracje i język... powiedziałabym idealny. Kilka zdań.
Najmocniejszych. Trafiających w samo sedno.
'Nie mam rodziny.
Jestem sama.
Nikt mnie chce.....'
Publikacja ukazała się w ramach projektu "Rodzic uczy się z dzieckiem".
Rodzicu - poucz się ze swoim dzieckiem...
We współczesnych ofertach społecznych sporadycznie można odnaleźć
publikacje, które poza funkcją informacyjno-edukacyjną tak silnie
prowokowałyby do refleksji i dyskusji pomiędzy osobą dorosłą i
dzieckiem.
dr Aleksander Mańka
Mam dla Was 3 książki 'Dziewczyna w Zoo' a szkoda, bo rozdałabym ich setki z przyjemnością.
To jedna z tych książek, o których nie słychać a które trafiając do naszego domu zmieniają tak wiele...
Co robimy?
1. W komentarzu odpowiedz w max 4 zdaniach: 'Jak odpowiedziałabyś/ odpowiedziałbyś swojemu dziecku na pytanie: Mamo, tato - co to znaczy 'być adoptowanym'?
2. Podpisz się :)
3. Udostępnij link do tego postu z FB - KLIK
4. Na odpowiedzi czekamy do niedzieli 22.09.13 do godz. 18.00.
5. Wyniki na fanpagu KiK w niedzielę ok 22.00
Oczywiście serdecznie zapraszam do komentowania całości, tematu, postu, refleksji...
Czytam je zawsze z niezwykłą przyjemnością i [nadal!] z wypiekami na twarzy :)
musze sie pozbierac,bo mnie rozpierniczylas Aga TYM tekstem...
OdpowiedzUsuńpotwierdza on Twoją wielką zdolnosc empatii..i wrazliwosc która cenie tak bardzo.
ściski
M.
Chciałabym umieć tak pięknie to wytłumaczyć! I dziękuję za tego posta, nie wiedziałam nawet że jest mi potrzebny. Sama kiedyś będę miała córce coś do wyjaśnienia, do wytłumaczenia i mam nadzieję, że do tego czasu znajdę słowa, przykłady i siłę, żeby umieć to dobrze ująć. A na dzień dzisiejszy wiem, że niektórzy ludzie mają w serduszkach za dużo miłości, tak dużo, że im się w środku nie mieści, więc dzielą się nią z dziećmi, którym właśnie tej miłości z jakiegoś powodu brakuje. I wtedy robi się wszystkim akurat, w sam raz i to właśnie jest adopcja.
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym, że niektóre mamusie i tatusiowie nie mogą mieć własnego dzidziusia i wtedy mogą poznać dziecko,które - tak jak oni- czeka na kogoś, kogo mogłoby bardzo mocno pokochać. I wtedy zostają rodziną, taką samą jak inne, z taką różnicą, że niektóre mamusie noszą swojego ukochanego dzidziusia w brzuszku, a niektóre mamusie w serduszku.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz Kredko jak wiele daje mi Twój blog. Jak bardzo się cieszę, ze go znalazłam. To taka perełka wśród wielu blogów, które czasami odwiedzam. Twój odwiedzam już regularnie
OdpowiedzUsuńDajesz mi uśmiech i czasami smutek i łzy, jak dziś, i refleksję
Temat adopcji przede mną, choć już mam za sobą pierwsze podejście, opowiadałam córce, ze nie wszystkie dzieci mamusia miała w brzuszku, niektóre trzeba znaleźć, córcia ma koleżankę, która jest adoptowana, temat pojawił się przy okazji adopcji drugiego dziecka, dlaczego ciocia nie miała dużego brzuszka. Na razie wyjaśnienie przyjęte ze zrozumieniem, choć pewnie kiedyś wytłumaczę dokładniej
Pisz Kredko jak najwięcej, nawet nie wiesz jak często podnosisz mnie na duchu, jak często dzięki Tobie poprawia mi się humor
I pomyśl o książce w końcu, chętnie bym ją kupiła
Nie napisałaś tego na smutno a ja zalałam się łzami. Twój dar, łączenie słów w ten specyficzny dla Ciebie sposób, właśnie BEZ poezji. Poznam twój styl już chyba wszędzie. Na razie nie odpowiadam na pytanie bo muszę się uspokoić.
OdpowiedzUsuńbrakuje mi słów, jestem rozwalona na sto kawałków a tu nawet nie ma pół "różowego" zdania
OdpowiedzUsuńracje mają ci co powtarzają żeby Kredka wydała książkę.
Cholera jak się rozbiłam. Czułam to, że tak będzie już po twojej zajawce. Temat dodać styl KiK i zamoczyłam cały koc...
OdpowiedzUsuńMuszę porozmawiać sama ze sobą teraz. I wrócę.
I dziękuję. Jestem adoptowana.
Wzrastalam razem z moim adopcyjnym kuzynem takze temat adopcji nigdy nie byl dla mnie zadnym tabu. Moja ciocia czekala dlugich 10 lat aby moc przytulic swoje dziecko. Od samego poczatku nikt nie ukrywal przed nim faktu ze zostal adoptowany choc dolaczyl do naszej rodziny jako male niemowle.
OdpowiedzUsuńA jak bym wytlumaczyla dziecku czym jest adopcja??? to ze niektore dzieci wzrastaja w brzuszku swoich mamusi, inne zas bardzo szczegolne wzrastaja w sercach swoich mam.
Obecnie mieszkam w kraju gdzie adpocja nie jest niczym nadzwyczajnym i nikogo nie dziwi rodzina gdzie biali rodzice maja zarowno afrykanskie czy azjackie dziecko
Temat adopcji kojarzy mi się zawsze w lisem z Małego Księcia:) Najpiękniejsze zdanie o przyjaźni " Oswajać, to znaczy stwarzać więzy":) No tak.. w końcu lis "adoptował" Małego Księcia:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym Twoim postem- jak z dziesiątkami innych Twoich słów:) i uważam, że to wielka niesprawiedliwość świata.. Dorośli - nie czuli na sytuację.. A DZieci? Przecież One uczą się od nas..
Nie wszyscy ludzie są źli córeczko,tak jak nie wszyscy są dobrzy..Czasem dzieje się tak ,że pewne dzieci trafiają w taki "bezczas i bezmiejsce" -bo z róznych przyczyn mama od której wyszli z brzuszka i tata który był obok mamy nie mogą się nimi zając,czesto nie potrafią ,a czasem nie chcą..I wtedy dobry Anioł milosci szuka ,patrzy,podsłuchuje rozmowy dorosłych,uczy się ich i szuka najlepszej rodziny dla takiego dziecka!Prowadzi zaczarowaną drogą tych ludzi do tego dziecka które bardzo ,bardzo by chciało aby Mama i Tata utulili je na dobranoc,poczytali książke,dali syropek kiedy gardło boli ,zrobili stragan warzywny taki jak my dzisiaj na ogrodzie..I Ci Rodzice biorą na rece to dziecko które tak czekało i juz wiedzą ,że ono jest ich i oni są dla niego..I bedą robic wszytko to co my razem robimy i będą to dziecko kochali tak samo jak ja z tatą Cie kochamy..
OdpowiedzUsuńtak bym Jej powiedziała,na te Jej 5lat wystarczy.
na moja głowe az za duzo.
Podziwiam i szanuje takich ludzi.Marze (utopia:( aby kazde dziecko się doczekało.
ściski
M.
Moim marzeniem jest zaadoptować kiedyś dziecko. Byłoby to nasze trzecie dziecko i biologicznej dwójce wyjaśniłabym tak: Wy wyszliście z mamy brzucha, po to abyśmy mogli Was mocno kochać i kochamy Was nad życie, ale jest na świecie również dziecko, które pomyliło drogę i do mamy brzucha nie trafiło. Zabłądziło i trafiło , razem z innymi zagubionymi w drodze do kochających rodziców dziećmi, do domu w którym na nas czeka i jest mu bardzo smutno, że tak długo musi czekać, więc musimy je jak najszybciej odebrać. Bo nie ważne skąd dziecko znalazło się w naszym domu, nieważne czy wyszło z brzucha, czy je odebraliśmy z domu dziecka, a ważne że wreszcie do nas trafiło i to czyni je tak samo NASZYM jak Was.
OdpowiedzUsuńNajlepsze tłumaczenie, które kiedykolwiek słyszałam. Mam znajomą, która adoptowała dziecko. Dam jej Twój komentarz do poczyatnia. Jest piękny i jakżeż prawdziwy! Dziecko, które pomyliło drogę... Łza się ciśnie...
UsuńNIe odbyłam jeszcze takiej rozmowy z moimi maluszkami bo to nie ten wiek ale czeka mnie na pewno w przyszłości bo mamy taka małą osóbkę w rodzinie..
OdpowiedzUsuńod początku ugryzłabym temat tym że są małe dzieci które nie mają mamy i taty ,że z tego powodu są taaaak strasznie smutne bo nie mają swojego pokoju , swoich zabawek , nie mają do kogo się tulić wieczorem ,
nikt im nie czyta bajek ani nie podaje do łóżka kubka gorącego kakao które tak dzieci uwielbiają ... że nikt nie mówi im kocham Cię..
ALLLEEEE czasem bywa tak że na ich drodze stają ludzie Pani i Pan którzy chcą zostać ich mamą i tatą którzy mają pokój z pięknymi zabawkami ale nikt w nim się nie bawi , maja dużo książek z bajkami ale nie mają komu ich czytać ,a kakao nie smakuje tak dobrze... wtedy biorą takie dziecko do swojego pięknego pokoju z zabawkami i czytają mu piękne bajki, robiąc codziennie wielki kubek kakao i mówiąc KOCHAM CIĘ ...
Wtedy stają się rodziną...całą pełną kochającą ...szczęśliwą i każdy jest wesoły i uśmiechnięty...
--magda31--
coz nie podpisałam się :)
OdpowiedzUsuńMagda Matuszak
Być adoptowanym to znaczy odnaleźć rodzinę (mamę i tatę) w gęstym, ciemnym lesie,z którego nie każdemu udaje się znaleźć drogę.Bo rodzic nie koniecznie musi dziecię stworzyć,sprowadzić na świat, al rodzic koniecznie musi kochać.Być adoptowanym to być kochanym
OdpowiedzUsuńCo to znaczy być adoptowanym?
OdpowiedzUsuń"Wszystkie dzieci przysyła Pan Bóg. On decyduje jakie będą. Ale czasem pozwala rodzicom samym wybierać sobie dzieci. Dzieci urodzone są podarowane, dzieci adoptowane to dzieci wybrane."
to mówiłam ja - Dobrosława ;)
Znowu chlipię, przychodzi mąż i pyta czy znowu Klocka czytam, mówię, że i że musi to przeczytać. On, że zawsze czyta przecież przy kawie w pracy :)))
OdpowiedzUsuńa ja nie! dziś, teraz czytaj. Czytał i widziałam, że nie może przełknąć śliny, wstał i wyszedł na spacer. Wysłał mi smsa. Napisz tam, że adopcja to DOM. I podziękuj.
Tak właśnie.
Wiesz, on jest adoptowany.
wzruszające ...
Usuńmagda
ogromnie mną poruszył ten komentarz, dziękuję.
UsuńDobry Wieczór :) Chciałam Pani napisać, że już jestem babcią ale czytam Pani blog z ogromną przyjemnością i często, jak dziś z wielkim wzruszeniem. Oprócz oczywistego talentu ma Pani niezwykłą wrażliwość, która porusza tak wiele osób. Trochę też przypomina mi Pani Dorotę Zawadzką 20 lat temu, była moim mentorem.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że dzieli się Pani swoimi myślami, jakże wartościowymi. Pozdrawiam, E.
Ja i tata mieliśmy ogromne szczęście, bo gwiazda, na której siedziałaś przed urodzeniem spadła wprost w moje ręce. Nie zawsze jednak gwiazda spada w dobre miejsce, bo ziemia szybko się kręci i czasem rodzice muszą szukać swojego dziecka bardzo długo. Te dzieci, siedzą w specjalnej poczekalni dla dzieci i wypatrują dnia, w którym Mama po nie przyjdzie. To czasem bardzo daleko i dzieci mogą mieć inny kolor skóry, ale Dom, nie patrzy na kolory, a serce mamy rozpozna swoje dziecko nawet na końcu świata.
OdpowiedzUsuńKredka - czytam, piszę i ryczę. Post rewelacyjny, trafił w moje serce niezwykle boleśnie, ale pouczająco.
Czasem, zdarza się tak, że rodzice bardzo pragną dziecka, ale nie zawsze może one "urosnąć" u mamusi w brzuszku. Ich miłość jest tak wielka, że starcza im sił na to by szukać go nawet na końcu świata, i czasem znajdują je szybciej...a czasem później. Ale nie ważne kiedy je znajdą, czy jeszcze dzieciątko jest małe..czy już trochę większe, ważne że kochają je tak samo, jak wtedy kiedy by rosło u mamy w brzuszku. To jest właśnie skarbie adopcja, kiedy dzieci nie mogą czekać na rodziców w brzuszku,pod mamy serduszkiem tylko czekają w innych miejscach, ale są tam samo kochane..Emilia Krupińska
OdpowiedzUsuńMoże uznasz to za dziwne ale właśnie zapadła ostateczna decyzja. Jutro rozpoczynamy procedurę w poszukiwaniu naszej Basi :) Dziękuję za przypieczętowanie naszych myśli.
OdpowiedzUsuńpowodzenia :) grunt ze decyzja już podjeta !!
Usuńmagda
To wprost niepojęte jak twoje słowa działają na ludzi. Wyzwalasz najlepsze emocje.
OdpowiedzUsuńpowiedziałabym po prostu ze niektóre dzieci rodzą się z brzuszka mamy a niektóre z serduszka i właśnie rodzić się sercem znaczy być adoptowanym. Joanna B
OdpowiedzUsuńByć adoptowanym to otrzymać drugą szansę na szczęśliwy domek. Dlaczego drugą? Bo w pierwszym domku coś nie poszło zgodnie z planem. Może mamusia i tatuś się ciężko rozchorowali, albo dawali za mało miłości swemu dziecku, które jej przecież potrzebuje. Kiedy takie dziecko jest adoptowane dostaje w prezencie DOM z mamą i tatą, którzy będą go kochać.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak bym to ujęła.
P.S. moja przyjaciółka została adoptowana jako noworodek (kiedyś było inaczej, zwłaszcza gdy miało się znajomości), szybko i zwięźle. Dowiedziała się o tym po ukończeniu liceum, w dość niefortunny sposób bo czytając kartę zdrowia ( i tu głupota pielęgniarki w żłobku- PO KIEGO PISAĆ DRUKOWANYMI NA TAKIEJ KARCIE "ADOPCJA" ?! PRZECIEŻ TO NICZYJA SPRAWA !). Na szczęście, rodzice adopcyjni tak dobrze ją wychowali i dawali jej tyle miłości,( bez rozpieszczania, a to jedynaczka ;)) że szybko się otrząsnęła i nawet nie myślała o szukaniu rodziny biologicznej ;) A na najbliższy czwartek ma termin porodu swojego wyczekanego synka ;)
Żaneta Milc
Kredka, dziękuję.
OdpowiedzUsuńNiektóre dzieci nie mieszkają w brzuszku u swojej mamy, a w jej sercu. Z dnia na dzień taki okruszek miłości rośnie w nim coraz bardziej i bardziej, aż rodzice zaczynają rozumieć, że nie mogą dalej żyć bez niego. Wtedy razem wyruszają w drogę, która zwie się adopcją by je odnaleźć, gdyż musisz wiedzieć, że dziecko to już się urodziło, mieszka gdzieś gdzie nie jest mu dobrze i tak samo jak jego rodzice pragnie być z nimi. Gdy w końcu się odnajdą są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, bo są RODZINĄ!
OdpowiedzUsuńNatalia Piechowiak
Są czasem dzieci, ktore rodzą się nie swoim rodzicom. Przez pomyłkę trafiają do brzuszka innej mamy. Wtedy ta obca mama i obcy tata oddają dziecko do dużego domu, w ktorym jest więcej takich dzieci. Tam czekają na swoich prawdziwych rodziców aby łatwiej mogli się odnaleźć. Kiedy są już razem kochają się najbardziej na świecie.
OdpowiedzUsuńMamma_Marysi
Jak Ty to robisz, że z posta na post jest coraz lepiej. Że każdy kolejny trafia do gwiazdki z tytułem "najlepsze". Nie mogę się nacieszyć, że trafiłam na ten blog.
OdpowiedzUsuńA temat do przetrawienia sobie zostawiam..
Kurcze a ja miałam chyba łatwiej bo od małego miałam kontakt z dziećmi z domu dziecka i dziećmi niepełnosprawnymi. Z dziećmi z domu dziecka dlatego, że "ciocia" (sąsiadka) pracowała w jednym z domów dziecka w naszym mieście i kilka razy tam byłam. I wtedy jako dziecku wydawało mi się, że te dzieciaki mają tam super, bo miały komputer ze 20 lat temu albo i lepiej, że miały własne pokoje, masę zabawek itp. My wtedy mieszkaliśmy z dziadkami i razem z bratem i rodzicami zamieszkiwaliśmy jeden pokój, więc było ciasno, brak własnego miejsca, zero "prywatności". Jak już byłam starsza to wiedziałam, że nie ma czego zazdrościć, ale dla kilkulatka takie rzeczy to było "coś".
OdpowiedzUsuńZ dziećmi niepełnosprawnymi, a właściwie z dziewczynkami też miałam kontakt bo i mama i babcia pracowały w domu pomocy społecznej dla dziewczyn/kobiet. Miałam tam nawet "koleżankę", tzn. była dziewczyna z którą się bawiłam gdy przychodziłam z mamą albo z babcią do pracy. Dzieczyna była starsza ode mnie i urodziła się z krótkimi rączkami, całość łącznie z małymi dłońmi odpowiadała długości normalnej ręki od ramienia do łokcia. Niestety rodzice ją oddali, tak jak i wszystkie inne dziewczyny. Rzadko ktoś odwiedzał te dzieci (chociaż były też i dorosłe kobiety, które mentalnie były na poziomie dziecka). Mając te kilka lat można powiedzieć, że widziałam straszne rzeczy bo pamiętam dzieci przywiązane do łóżek dla ich własnego bezpieczeństwa, bo się biły, albo niemowlaczki ze srośniętymi paliszkami, co miały w rączce tylko 2 albo 3 paluchy.
Ale były też i pozytywne chwile w tych spotkaniach, bo pamiętam jak kiedyś pojechałam z babcią do tego domu dziecka, pomagała w tłumaczeniu przy adopcji, bo rodzicami adopcyjnymi byli francuzi i mieli adoptować całą trójkę rodzeństwa.
Jeszcze nie wiem jak będę o tym rozmawiać z synem, bo on na razie jest za mały, ale kiedyś na pewno trzeba będzie poruszyć ten temat. Może być ciężko, ale mam nadzieję, że zrozumie.
Kiedyś i ja chodziłam do domu dziecka... Byłam jedną z wielu cioć do zabawy. Pamiętam jak mama mówiła żebym lepiej nie szła, że będzie mi ciężko.... Miała rację ale byłam uparta... Do tej pory pamiętam gromadkę dzieci 1- 4 lat . Często wspominam sytuację gdy cała ferajna leciała się przytulić na hasło " kto chce się przytulić?" - umiejętnie dzieciaki powaliły mnie na materac skacząc po mnie- gdyby mogły się mną podzielić to każdy wziął by strzępek abym była przy nim i go kochała. Była tam też mała drobniutka kruszynka w kręconych włoskach, która utkwiła mi mocno w pamięci. Wybrała mnie... byłam jej... gdy tylko inne dziecko do mnie podeszło biła mnie, szczypała i patrzyła się ze złością " ałaaa to mnie boli" i gdy zniżyłam się do jej wysokości by powiedzieć że tak nie wolno... popatrzyłam w jej oczy i moje serce pękło.... "jestem wasza... jestem Twoja" i ją mocno przytuliłam. Gdy uważała że za mało czasu jej poświęcam upominała się o swoje;). Bardzo tęsknię i chciałabym jeszcze raz przytulić Moniczkę i powiedzieć jej że ją kocham. Teraz jest już nastką prawie osobą dorosłą ( powinna mieć 16 lat) Mam nadzieję że jest szczęśliwa i dostała ogrom miłości.
OdpowiedzUsuńA odpowiadając na pytanie mojego dziecka : Mamo, tato - co to znaczy 'być adoptowanym'?odpowiedziałabym tak:
Wiesz słoneczko, jakby nie było mnie i taty, to byłabyś sama i smutna. Ale znaleźliby Cię inni smutni rodzice, którzy tak jak My pragnęliby Cię i kochali nieskończenie ponad wszystko, dając Ci dom i bezpieczeństwo. Obdarzyliby Cię miłością i szczęściem- wtedy oznaczałoby że jesteś adoptowana.
Ja kiedyś słyszałam bardzo mądry tekst, pewnie właśnie tak wytłumaczyłabym to swoim dzieciom. Być adoptowanym kochanie to znaczy, że urodziło się nie z mamy brzuszka, a z rodziców serduszka. Więc nie ważnym jest sposób, w jaki pojawiło się w naszym domku, najważniejsze natomiast jest to, że możemy być razem i się wszyscy kochać. Bo to czyni nas rodziną. Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńMoja córeczka ma dopiero 3 latka.Codziennie zadaje mnóstwo pytań na które ja jako matka staram się się jej odpowiadać w sposób prosty ale zgodny z prawdą.Nigdy nie kłamię i nie opowiadam bajek typu bocian przynosi dzieci itp.Szczerze nie wiem jeszcze jakich użyłabym słów żeby wyjaśnić jej co znaczy byc adoptowanym ale jednego jestem pewna będą to słowa prawdziwe i płynące z serca.Pewnie po częsci podam za przykład siebie bo jestem pół sierotą.Moja mama umarła jak byłam malutka.Zostawiła mnie i moich dwóch młodszych braci ale Bóg zesłał mi drugą wspaniałą MAMĘ która okazała nam wiele miłości i serca.Więc jak mówi moj ojciec ,,nie ta co urodziła ale ta co wychowała często jest tą prawdziwą kochającą mamą" chociaż w moim przypadku nie mogę powiedzieć że ta co urodziła nie kochała bo nie zostawiła nas ot tak sobie ale zabrała ją choroba.Dla tego jak przyjdzie odpowiedni momement na pewno postaram się córci wytłumaczyć czym jest adopcja w najlepszy sposób jaki tylko będę umiała.
OdpowiedzUsuńa ja Julowi powiedziałabym tak, że adopcja to odnalezienie i przygarnięcie ukochanego i długo wyczekiwanego dziecka przez mamusię i tatusia. Że to olbrzymie wydarzenie pełne radości, uśmiechów i tulaków, bo już na zawsze od tej chwili i dziecko i rodzice będą kochającą się rodziną!
OdpowiedzUsuńByć adoptowanym to znaczy narodzić się na nowo, w nowej rodzinie. To znaczy,że ktoś na górze zadbał o to,żebyś spotkał swoich nowych, prawdziwych rodziców,który nie marzyli o niczym innym jak tylko o tym,byś był ich dzieckiem.Być adoptowanym, to znaczy,że jakaś mamusia i tatuś otworzyli swoje serca i postanowili pokazać,że życie może być piękne,że rodzina to wspaniała sprawa,a świat jest w kolorach tęczy. To właśnie znaczy być adoptowanym synku.Mama Aleksa
OdpowiedzUsuńPoruszył mnie ten tekst "Widzicie na niebie te chmurki? Na każdej chmurce siedzi sobie dzidziuś i czeka aż jego mama i jego tata zawołają go na ziemię. Wtedy się rodzi."
OdpowiedzUsuńTak bardzo pasuje do "dzieci od nas nie odchodzą, tylko zmieniają datę swego przyjścia".
Wierzyłam, w to. Sprawdziło się....
Jak bym odpowiedziała na to pytanie ?
Adoptowanym być znaczy odnaleźć szczęście. Adoptowanym to odnaleźć swoją prawdziwą rodzinę, tą, która czekała przez lata, która pokocha najbardziej na świecie...
Nie przypuszczałam, że ten tekst wywoła u mnie aż takie emocje...
OdpowiedzUsuńCo to znaczy być adoptowanym?
Mojej prawie 6-letniej córeczce, kiedy zapyta, powiem, że to najwspanialsze wydarzenie w życiu dziecka i rodziców. Od tego momentu tworzą rodzinę, która była ich największym marzeniem. Teraz już zawsze będą razem, a gdy w nocy przyśnią się złe sny, mama i tata zawsze będą blisko, żeby przytulić i pocieszyć.
Pamiętam naszą wizytę w domu małego dziecka ... nasza córka miała wtedy 3 lata, pamiętam rozbiegane oczka dzieci, które prosiły: zabierze mnie! ... pamiętam chłopczyka. który uczepił się nogi mojego męża i zapytał czy może być jego tatą??? pamiętam poruszenie wychowawczyń, ponieważ ten mały chłopczyk odezwał się po raz pierwszy od 1,5 roku ... pamiętam łzy dorosłego, wielkiego mężczyzny, gdy wychowawczynie siłą odrywały, chłopczyka od jego nogi ...
OdpowiedzUsuńjeździlismy jeszcze jakiś czas z rzeczami dla dzieciaków, ale nidgy więcej już niewidzieliśmy tego chłopczyka, nie byliśmy w stanie znieść tego bólu bezradności, jaki odczuwaliśmy po wyjściu z sali ...
dziś moja rodzona córka ma 7 lat ... widziała dom dziecka i wie, że być adoptowanym, to poprostu znaleźć dom, która bez względu na wszystko zawsze będzie z tobą ...
Piękny post <3
ALEKSANDRA
Przeczytałam ten wpis wczoraj późno w nocy i już nie miałam siły go skomentować. Nie mam dziś nastroju czytać go po raz drugi, więc piszę nieco "uspokojona". Nigdy nie zastanawiałam się nad koniecznością wprowadzenia tego tematu w naszym domu. Sama jestem ogromną zwolenniczką adopcji, także przez rodziny posiadające jedno dziecko (jako przeciwniczka "jedynactwa") i nigdy nie wyobrażałam sobie, że moje bąki mogłyby odbierać ją negatywnie. Jest raczej czymś naturalnym (znasz "Dinopociąg"?). Zwykle takie "ciężkie" tematy (także te bardzo trudne - ostatnio na tapecie jest starość i śmierć) zaczyna Lena, ale może warto wyjść z inicjatywą? Pamiętam, że w podstawówce rzeczywiście, traktowano "bycie adoptowanym" jak epitet, na równi z Żydem, Murzynem czy pedałem. I nikt, żaden dorosły nigdy nie zareagował na takie głupie gadki. Nie tłumaczył w taki sposób, jak Ty i jak ta książka. Szkoda. Myślę, że wciąż wiele dzieciaków w adopcji widzi tę drugą stronę. "Acha! Czyli 'prawdziwi rodzice' go nie chcieli, znaczy się jest 'wybrakowany'". Skąd ta logika, skąd im się to bierze? Nie wiem. Przecież dziecko nie wybiera, gdzie i kiedy przyjdzie na świat. Czy czeka go wieżyczka w willi z basenem w Kalifornii, czy dziurawy koc w syryjskich slumsach. Czy przytuli go pachnąca mydłem stęskniona mama, czy porzuci okrutna, bezmyślna kobieta, zaraz po tym, jak da mu życie. Każde dziecko zasługuje na miłość i każde powinno mieć na nią szansę. Taką szansą jest adopcja.
OdpowiedzUsuńBoję się tylko, że ta książeczka mogłaby być nieco zbyt traumatyczna dla przewrażliwej trzyipółlatki. Hę?
nie wezmę udziału w tym "konkursie" czy co to jest, mimo, że pragnę mieć tę książkę czym prędzej, ale nie umiem wrócić do rzeczy takich pustych i prozaicznych po tym tekście, które nam tu zafundowałaś... Do takich spraw jestem krucha jak porcelana, wbijają się one we mnie na całe życie. Kiedyś oglądałam taki cotygodniowy program o dzieciach z domu dziecka (po "m jak miłość" leciał w poniedziałki). I zawsze rycząc jak bóbr składałam modlitwy, by dzieci te jak najszybciej znalazły swój dobry dom... Przyrzekłam sobie wtedy, że zaopiekuję się kiedyś taką samotną iskierką i pozwolę jej zapłonąć i nigdy nie zgasnąć, wśród naszego ognia rodzinnego. Mam dziś swoją córkę i tym bardziej przeżywam krzywdę innych dzieci. Wiem, że serce moje znalazłoby miejsce dla każdego skrzywdzonego, samotnego - potrzebującego miłości dziecka.A potrzeba jest dużo więcej takich serc :(
OdpowiedzUsuńTak jak Ty syna, tak ja uczę Agatkę życia w szacunku do drugiego człowieka, życia z mądrością życiową i empatią. Mam nadzieję, że uda nam się wychować ten lepszy świat... Mogłabym napisać tu poemat, ale nawet nie umiem nazwać tych uczuć, które we mnie obudziłaś. I znowu tuląc Agatkę do snu będę myśleć o tym, by nigdy jej dla mnie i mnie dla niej nie zabrakło ...
adopcja nigdy mnie jakoś tak bezpośrednio nie dotyczyła. nie miałam w okolicy adoptowanych dzieci. kiedyś o jednej dziewczynce z podwórka tak się szeptało, ale moja mama mi wytłumaczyła wtedy, że jest tak podobna do swojego taty, że to niemożliwe, a chociażby i nawet to nie jest to żaden powód do szeptania za plecami czy robienia dziewczynce przykrości.
OdpowiedzUsuńza to odkąd sama jestem mama czasem zastanawiam się co by było gdyby mnie zabrakło. ostrożnie jeżdżę autem, dbam o siebie, robię badania, kontroluję swoje zdrowie, nie ryzykuję już, nie skoczyłabym już drugi raz ze spadochronem, chociaż kiedyś to sobie obiecałam, dziecku założyłam lokatę, bardzo rozsądnie wybrałam rodziców chrzestnych.
swojemu dziecku na pewno kiedyś opowiem o domach dziecka i dlaczego dzieci muszą tam być, może razem wyślemy paczkę na dzień dziecka czy na gwiazdkę? opowiem mu, że niektórzy rodzicie wracają ze swoimi dziećmi ze szpitala, a inni wracają ze swoimi dziećmi z domu dziecka. że nie trzeba nosić dziecka w brzuchu by kochać je nad życie, by było sensem życia i wielką radością i dumą swoich rodziców i by chcieć stworzyć mu dom, pokazywać świat. Postaram się też wytłumaczyć, że to nie jest wina dzieci, że trafiają do domu dziecka i że nie są w niczym gorsze od innych dzieci.
trudny i bardzo ważny temat :)
Małosia O.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńByć adoptowanym to znaczy urodzić się w sercu. W sercu mamy i taty...
OdpowiedzUsuńznowu płaczę po Twoim poście...
OdpowiedzUsuńJa jestem za tym, aby z dzieckiem rozmawiać jak z dorosłym. Nam się wydaje, że nasze dziecko czegoś nie zrozumie, a ono często bywa mądrzejsze, czulsze od nas. Jak jednak, któreś słowo będzie dla dziecka niezrozumiałe, to o nie zapyta. Ja powiedziałabym tak:
OdpowiedzUsuńAluś, bardzo Cię kochamy - ja i tatuś i to się nigdy nie zmieni. A wiesz, że niektóre dzieci nie mają tyle szczęścia? Nie mają mamy ani taty, nie mogą z nimi porozmawiać, przytulić się, wypłakać, nikt nie pocałuje ich stłuczonych kolanek, nikt nie poczyta im do snu. Takie dzieci mieszkają w domach dziecka, są smutne i tęsknią za rodziną, za miłością i czasem przychodzą dobrzy ludzie i zabierają te dzieci do swoich domków, bardzo je kochają i są dla nich mamą i tatą, rodziną, taką zastępczą, ale to nie znaczy, że gorszą. Ci nowi rodzice szukali dziecka, tęsknili za nim i są bardzo szczęśliwi, że w końcu je znaleźli. Takie tworzenie rodziny nazywa się adopcją, a dziecko, które trafia do rodziców z domu dziecka jest dzieckiem adoptowanym.
co znaczy być adoptowanym?...pewna mama bardzo chciała kochać dziecko,pewien tata też tego bardzo chciał,gdzieś daleko pewien chłopczyk bardzo chciał żeby ktoś go pokochał.Tak bardzo tego pragnęli że wreszcie bo wielkiej walce,łzach wylanych w tęsknocie,niebywałej cierpliwości spotkali się.Mama-Tata-Chłopczyk.Pokochali się i już nigdy nie rozstali.Adoptowany to wyczekany i ukochany...
OdpowiedzUsuńdosia
Płaczę i nie mam chusteczek...krzywda dzieci i zwierząt boli mnie najbardziej...
OdpowiedzUsuńKurczę...ten post tak bardzo dotyczy Nas, że aż boję się go czytać...
OdpowiedzUsuńJednak oczywiście zrobię to... ale jutro...na spokojnie...
Adoptować to znaczy stworzyć dziecku dom. Adoptować to dać dziecku miłość, której z jakiegoś powodu nie dostało od rodziców biologicznych. Adoptować to znaczy uszcęśliwić dziecko i jego nowych rodziców.
OdpowiedzUsuńMysza
cholera, Kredko, znów płaczę.
OdpowiedzUsuńwspaniały tekst!
Cudny post, cudowna książeczka. Nie korzystam z FB więc do konkursu (bardzo żałuję) się nie zgłoszę, ale dzięki że napisałaś o adopcji i o tej książeczce - bardzo chciałabym ją mieć, czytać sobie i swojemu Synkowi i z pewnością jej poszukam ;-)
OdpowiedzUsuńja wypoowiem się konkursowo i nie konkursowo a to dlatego że jestem adoptowana mam 22 lata i dwójkę synów mam najwspanilszych rodziców jakich mogłam sobie wymarzyć swoich biologicznych rodzicieli jeszcze nie znam ale jestem im wdzieczna chociaż nic o nich nie wiem za to że dali mi życie dali mi dobre życie najpierw mnie stworzyli jestem, zyję dzięki nim i jestem im mega wdzięczna za to że dali mnie do adopcji dali mi szanse na lepsze życie dali szanse innym ludziom na wychowanie mnie (jedyne co wiem że mam rodzeństwo którego nie znam ) w mojej rodzinie jestem jedynaczką :) cieszę się że biologiczna matka zostawiła mnie w szpitalu po około poł roku byłam w domu w moim prawdziwym i jedynym domku :) o tej prawdzie dowiedziałam się kiedy miałam około 12 lat SZOK ale wszystko szybko zrozumiałam dzięki szczerej rozmowie :) miałam kilka sytuacji ciężkich sprawiających bół jedna była w szkole nauczyciel poprosił mnie abym została po lekcji i zapytał mnie ,, a Ty wiesz że jesteś adoptowana ? ,, wtedy juz znałam na szczęście prawdę. to był dla mnie sszok że nauczyciel że tak może ?
OdpowiedzUsuńa teraz odpowiedz konkursowa bo mysle że warto :)
co to znaczy być adoptowanym ? znaczy to że dziecko jest owocem wielkiem miłości jest szczęściem rodziców którzy z miłości którzy nie mają pieniązków na jedzonko którzy bardzo kochają ale nie mają domku dają mu lepsze życie chcą aby maleństwo miało lepiej aby było szczęsliwe zdrowe żeby miało gdzie spać co jeść w co się ubrać znajdują mu rodziców którzy dadzą mu wszystko co potrzebuje malutki człowieczek znajdują takich rodziców którzy tak samo mocno a może mocniej kochają dzidzisia. Wiesz kochanie bo to jest tak że nie kazda pani i pań mogą mieć swoje dziecko a inna Pani i Pan mogą mieć dziecko ale nie mają pieniążków aby tego dzidziusia utrzymać :)
anibarpiomar@wp.pl
anibarpiomar.blogspot.com
pozdrawiam :)
to znaczy spaść z tej chmurki dalekiej, z płaczem, z radością, z ulgą, taką, kiedy to kamień spada z serca, prosto do ciepła, ogromu miłości i zatopić się w nim bez tchu, bez reszty...
OdpowiedzUsuńhatsumi83@gmail.com
Ehhh trafiłam przypadkiem i połknęłam jednym tchem a raczej w kilkanaście nocy cały blog. I teraz czuję niedosyt bo nagle muszę czekać z niecierpliwością na każdą notkę i czekam i czekam i bum trafiło w same serce. Bo przypomnialam sobie jak to w odległych czasach byłam na obozach letnich z dziećmi z domu dziecka i strasznie byłam zazdrosna o te dzieci kiedy tak lgnęły do mojej mamy- opiekunki grupy. A potem robiłam awantury dlaczego je przytula i robi warkocze, a teraz mi po prostu przykro, że taka byłam mała zołza. I mojemu synkowi będę musiała wyjaśnić, że dzieciom bez domu należy się ogromne serce, w którym będą mogły się schować i w końcu poczuć się bezpiecznie.
OdpowiedzUsuńChyba muszę przestać czytać KiK w pracy. Wczoraj przeczytałam post, a dziś komentarze i znów szef się pyta czy wszystko w porządku, bo płaczę...
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie zastanwiałam się jak będę rozmawiać z moim dzieckiem o adopcji. Na razie jest bardzo małe, a dużo zależy od tego, w jakim wieku się zapyta, bo odpowiedź będę dostosowywać do jej możliwości zrozumienia.
Jedno powiem jej na pewno niezależnie od wieku: że być adopotowanym to znaczy mieć wielkie szczęście.
Argilae
Ok... Rozumiem, ze moja zona po lekturze Twoich postow kupuje opisane ksiazki i inne dzieciorowe asortymenty ale ze od dwoch dni czyta na temat procedur adopcyjnych.... Dziecko kolejne ... Nie ma sprawy Ja tylko blagam nie pisz o plusach posiadania slonia w domu bo ona gotowa go sprowadzic!!!!!!
OdpowiedzUsuńobiecuję z ręką na sercu - słoni w domu nie będzie :D
Usuńcudownie piszesz..tak...szczerze..mądrze..tak prawdziwie...nie ma tu ściemy i obłudy..jest za to wrażliwość, empatia i zwyczajna ludzkość i serdeczność..moje serce też by chyba pękło na milion części po jednej wizycie w domu dziecka...bo przecież każdy chce kochać i być kochanym:(
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/KlocekIKredka/posts/401894576603681?notif_t=like
OdpowiedzUsuńdziękuję Wam! :*
Być adoptowanym to znaczy, że Serca znalazły Miłość :*
OdpowiedzUsuń