lubię, oj lubię kupować. Od ponad roku kupowanie jest [prawie] tylko dla niego. Bolo. Roczniak - plus. Zabawki. Auta. Klocki. Puzzle. Kredki. Ciuchy. Dzieciorowe Cuda Na Kiju. Co odkryliśmy, co sprawdziliśmy, co pokochaliśmy - po swojemu - polecamy.
poniedziałek, 2 września 2013
Podlasie.
Podróżnicy z nas nieźli. W czasach 'przedBolowych' to był nasz sposób na życie.
Zjeździliśmy kawał Europy, bywaliśmy w Kanadzie i Stanach a nawet Indiach.
Mieszkaliśmy w różnych miejscach na świecie, jednak DOM jest tylko w PL.
Odkąd mamy Dzieciora chcemy być w DOMU.
I choć na dniach, miesiącach znowu planujemy wyprawy dalsze, tak nadal wędrujemy po polskich zakamarkach.
Z przyjemnością.
Okazało się, w czerwcu, że nigdy nie zapuściliśmy się na wschód.
Taki los mojego pokolenia. Jakaś niechęć, żal, niesmak...
Trzeba było to zmienić. O jak dobrze, że trzeba było to zmienić.
Podlasie.
Po ok 3 h jazdy z Wawy coś się nagle zmienia w krajobrazie. Niby nic wielkiego, raczej nie spektakularnego, a jednak mocno zauważalnie. Przestrzenie. Gęste na czarno lasy.
Drogi jak wyjęte z Toskańskich tras...
To daleka, subiektywna opinia ale od razu przyszło mi na myśl, że Podlasie to taka nasza, polska Toskania... Analogia 'longshot' ale słowo daję, że coś w niej jest.
A Toskanię znamy mocno!
O podlaskich ludziach krążą legendy.
Że tacy uśmiechnięci, że gościnni, że uczynni...
Prawda to po stokroć!
Ten optymizm, uśmiech z niczego, zagadanie, pogadanki 'przy chlebie'.
W knajpach zero znudzenia pytaniami: 'a co to? a co to znaczy? a jak to się je? a z czego?'
W stosunku do dzieci jakieś nieopisane ciepło.
'I dla Małego to koniecznie kompocik dam!!!'
'A jak czekacie to idźcie za dom, tam koty są, Mały nie będzie się nudził!'
'A Ty Mały Zającu co dziś zjesz?'
LOW.
Kuchnia. Ciężka. Tłusta. Węglowodanowa. I pyszna.
Kartacze, bliny, kołduny, czenaki, przysmaki Dziadka, kiszki ziemniaczane...
Wszędzie ziemiory, tłuszcz, śmietana, mąka...
Cholera, po miesiącu takiej diety ważyłabym pewnie z tonę a aorty zapchane byłby po pachy.
Ale przez tydzień? Sama przyjemność.
Jak mięso to siekane. Żadne mielone papki.
Jak tradycja każe czenaki piec w glinianych garnuszkach to tak jest, wszędzie, i w taniutkich, lokalnych knajpach i w tych polecanych w przewodnikach.
Czenaki. To moja miłość, którą planuję robić w domu.
Gdzieniegdzie mówią, że to gęsta zupa.
Dla mnie to wyjątkowa potrawa.
Warstwowo, w glinianym garnuszku [takim na jedną porcję] układane są warzywa, ziemniaki, siekane mięso, ogórki kiszone. Wszystko drobniuteńko pokrojone. Pieczone. Do jedzenia łychą.
Mieszane dopiero przed samym szamankiem.
Kocham. [czy są tu Podlasianie? macie domowy, sprawdzony przepis??? dajcie 'mnie go tu no!']
Ceny. Tak małe, że często myśleliśmy, że to pomyłka. To pierwsze wakacje, z których wróciliśmy ze sporą częścią gotówki przeznaczonej na wyjazd.
Z reguły wracamy z ostro nadszarpniętym budżetem i płaczącą kredytówką...
Wynajęliśmy dom. Piętrowy. 4 sypialnie. Nas dwie rodziny, po 3 osobniki. Dwie łazienki. Kuchnia.
Wielki ten dom.
Ogromny ogród z placem zabaw i cudną trawą.
Z 'prywatną' plażą nad czyściutkim jeziorem, otoczonym lasem. Z pomostem. Z własną łódką...
Na końcu świata.
Nie linkuję. Niech to będzie nasza baza. Nie oddam.
Tydzień wynajęcia tego domu kosztowało nas, na rodzinę, 600 zł...
Szok.
Polecam z całego serca szukać domów, nie kwater, nie pokoików, a domów - szczególnie gdy macie Dzieciory, gdy przestrzeń, wygoda i swoboda mają znaczenie.
Czas spędzaliśmy leniwie. Dużo spaliśmy. Łącznie z Kurduplami [LOW!].
Dużo jedliśmy, łącznie z Kurduplami - dwa niejadki wciągały aż miło!
Las, ogród, jezioro, spacery, zachody słońca na pomoście, grille, gra we frisbee, gra w piłkę...
Godziny rozmów, śmiechów, planowania...Leniuchowania i relaksu.
Jedne z najpiękniejszych wyjazdów ever!
Było też miejsce, które będę polecać na ile tchu mi starczy.
Że niby mini zoo, że zwierzaki, że taka tam atrakcja.
Gdy dzwoniłam po szczegóły, starsza Pani powiedziała: 'tylko niech maluszki wezmą kaloszki, no i przyjedźcie po 10, żeby rosa opadła' - ja byłam kupiona tą rosą od razu...
Gdy dojechaliśmy na miejsce, które reklamowane po drodze było ręcznie malowanymi 'kartonami' - z napisem minizoo, wszystko wyglądało jakoś dziwnie.
Jakbyśmy do czyjegoś domu przyjechali.
I tak było!
Minizoo to wielce nieprawidłowa nazwa. To ranczo bardziej, to skrawek 'dobroci' na tej ziemi podlaskiej, to kawałek szczęścia.
To ogromna ... hmmm... farma?... Z tak wielką ilością zwierzaków [żyjących na ogromnych przestrzeniach, prawie dziko...], że musieliśmy sprawę łyknąć na dwa razy.
Dwa razy po 2 godziny.
Przywitał nas Pan, starszy, spracowany, przefajny, ale przede wszystkim genialny w stosunku do dzieciaków.
Bolo w Pana jak w obrazek. Ale o tym zaraz.
Pan opowiedział, że nie robił tego 'pod ludzi', że go namówili na to 'minizoo', że on po prostu kocha te zwierzęta. I, że to jego sposób na życie...
I to prawda. To widać. To żadne miejsce w stylu: parę klatek, kury, bażanty, sarenka i owca.
Oj nie.
Ponad to Pan wszędzie z nami chodził, wszędzie opowiadał o mieszkańcach. O tych kupionych, o tych adoptowanych, o tych, które trafiły do niego chore.
A On mówił, 'bo to rodzina, ja, żona, syn, wnuki i ta cała ferajna...'
Do każdego zwierzaka chodziliśmy z bochnem chleba. Pan wołał po imieniu daniele, lamy, dziki, dzikie konie, jelenie.. A one przychodziły i cieszyły się, że go widzą. A potem były najdelikatniejsze jak potrafiły dla naszych dzieci, które z wypiekami na twarzy karmiły je tym chlebem, przełamując swój strach.
Piękne doświadczenie.
Pan tak obrazowo opowiadał, tak fajnie, że Bolo do teraz wspomina kilka ukochanych sytuacji.
1. Każdy z nas dostał bochen chleba i trzeba było zawołać: Kaczoooory! Obiad!
Bolo darł się jak opętany, piszczał ze szczęścia, rzucał chleb nad wodę a ptaszydła zlatywały się i zlatywały.
Kaczoooory! Obiad! Przyleciały gęsi, kaczki, łabędzie, a każde inne, inna rodzaj, inna rasa [?], śmieszne, głośne, przyjazne. Bolo odleciał ze szczęścia...
2. Mały dzik o imieniu Piggy. PiggyPiggy jest niegrzeczniuchem i włazi na Pana ciągle, żeby go przytulał a przy okazji szpera mu po kieszeniach. Bolo padał ze śmiechu gdy Pan żartobliwie mówił:
Oj PiggyPiggy, chuliganie, gdzie mi kieszeniach grzebiesz!
Bolo wołał: Pigi nie wolno! I chichrał się, gdy znowu Piggy na kolana się ładował...
Aj, prawda taka, że każde z nas chichrało się głośno...
3. Dzikie konie. Mama. Tata. Dzidzia. Ślepa jeszcze bo 5 dniowa... Boże jak mój syn to przeżywał, że rodzinka, że ten mały to 'Boło' i ma 'Mamoł' i 'Tatoł'.
Konie chciały więcej chleba i przytulały się do nas. A chleb się skończył. Więc Pan na wesoło krzyknął do nich: 'Do domu żarłoki!!!'.
Bolek latał już końca i każdemu zwierzakowi kazał spadać 'DODOM!' a potem słał całusy...
4. Osioł Henry. Henry kocha kolor żółty. Bolo miał żółte kalosze, ale! miał też swoją żółtą 'kakę'!
Henry bardzo jej pragnął i Bola o nią prosił. Moje dziecko ogromnie to przeżyło. Tłumaczył 'Henremu', że 'kaka dla Boła, nie dla icha' ale Henry nadal prosił. Aż ten mój wrażliwiec popłakał się i prawie mu tę kaczkę dał... Dopiero gdy obiecałam, ze wrócimy, i drugą kaczkę dla osła przywieziemy, Bolo odetchnął z ulgą, i Henry jakby też...
Każdego dnia, po kilka razy, Bolo przypomina mi, że trzeba Henremu zawieźć obiecaną kakę.
No jak obiecałam to zawieziemy!
Całość? 4 godziny chodzenia Pana z nami, opowiadania, karmienia, śmiania, emocji wywindowanych pod niebo..
Przefajne przedpołudnie i popołudnie.
5 zł od dziecka. 10 zł od dorosłego.
A gdy przyjechaliśmy drugi raz, Pan nie chciał ponownie wziąć pieniędzy...
I tak daliśmy, na zwierzaki.
Całym sercem polecam to miejsce. Warto jechać choćby po to, by spędzić tam dzień.
Obiecuję, że niczego takiego nie widzieliście i nie przypomina to żadnego dennego mini zoo.
Daje jakieś sto tysięcy razy więcej radości niż zwykłe zoo, uczy wrażliwości, pokazuje dobroć w najczystszej postaci, serce, bezinteresowność...
Jestem bardzo szczęśliwa, że moje dziecko tego doświadczyło. Takie 'rzeczy' są ważne.
I tacy ludzie, jak PAN są ważni. Na wagę złota.
PodlaskieMiniZoo
Kto nie był, jak my, na Podlasiu, kto zapomniał o tym kierunku, kto ma ochotę na piękne dni spędzone w ciszy i dobroci - niech śmiga tam jeszcze tej jesieni.
Nas kusi już zima... bo czy wiecie, że tam wyciągi są? Teraz co? Alpy czy Podlasie? Podlasie czy Alpy? Hmmm...
Jeśli czyta Klocka jakaś 'podlaska matula', czy 'podlaski tatula' - to dziś macham do Was szczególnie.
Mieszkacie na przepięknym skrawku ziemi.
Dziewiczym jakby, nietkniętym jakby, rozkosznym w swej rozległości i prostocie życia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kochamy Podlasie z wzajemnością ;-) Trafiłam do Ciebie pierwszy raz i tym postem kupiłaś mnie - będę zaglądać ;-) Piękny opis, piękne zdjęcia, magiczne miejsca. Uroczy post na pożegnanie wakacji ;-)
OdpowiedzUsuńjakoś wzruszyłam się, jak bajka :)
OdpowiedzUsuńOch boże jak pięknie! Zdjęcia, słowa, emocje. Zasłuchałam się w waszym Podlasiu.
OdpowiedzUsuńMatula z Podlasia macha! Kredko kochana, ileż wrażliwości jest w Tobie, żeby odebrać nasz "skrawek ziemi" w tak piękny sposób. Nie wiem co bardziej tu ukochałam, obrazy czy słowa. Dziękuję Ci za ten post całym moim podlaskim sercem :)
OdpowiedzUsuńKurczę, a ja chyba wiem, kojarzę gdzie mogliście być :) Jakoś mi się opis zgadza :D Ale cicho szzaaa...Pięknie piszesz o podlasiu. O moim podlasiu :) Z Białegostoku ślę pozdrowienia. Warto jeszcze odwiedzić okolice Drohiczyna, Mielnika, przepiękną Grabarkę i kilka innych miejsc :) Serdeczności :)
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiamy suwalszczyznę...szalenie nam tam dobrze:)
OdpowiedzUsuńLubimy takie miejsca :)) A takie z powołania najbardziej :)
OdpowiedzUsuńAle miło mi się czyta o moich stronach! Pozdrowienia prosto z Podlasia (a dokładniej z Suwałk) :)
OdpowiedzUsuńTen post zapiera dech w piersi. I po co ja się upieram co rok nad morze i nad morze ehh...
OdpowiedzUsuńdziękujemy:) nie doceniamy tego, aż tak bardzo, jak się tu mieszka:)
OdpowiedzUsuńZachwycona jestem. Bardzo. Czytam i uśmiecham się przy każdym zdaniu.. Lubię. Dziękuję. Za siebie i dzieciora:)
OdpowiedzUsuńJa myslałam, że tylko Twoje opisy ksiażek mnie wzrószają...a czytajac ten post znowu miałam mokre oczęta:)) Ja chcę na Podlasie!! i do Pana od zwierzątek!!
OdpowiedzUsuńKlasa. Całość wielka klasa.
OdpowiedzUsuńTo nie "Podlasie" - ten region do Podlasia się nie zalicza. To Suwalszczyzna.
OdpowiedzUsuńminizoo Podlaskie się zowie... ale co tam, ja się nie znam :)
Usuńgrunt, że cudne regiony :)
No a Suwalszczyzna to gdzie jak nie na Podlasiu?
Usuńdokładnie:)mieszkamy na podlasiu, woj. podlaskie:) precyzyjnie na suwalszczyznie:) a tam gdzie byliście to całe dzieciństwo u babci na wsi spedziłam:):)pzdr
UsuńKredka ja wiem, że ty raczej stylówek nie promujesz ale opisz w Bolo jest ubrany, wygląda genialnie :) i ta dziewuszka też!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, w końcu napiszę co mi chodzi po głowie od dawna - jak Ty kobieto robisz tak cudne zdjęcia???
Weź już nie czaruj i wydaj w końcu książkę. To zbyt dobre teksty by znikały po paru dniach, serio serio.
OdpowiedzUsuńOdleciałam jak Bolo przy kakach :D pięknie Matula, lecę na teraz czytać na "drugie oko", zawsze tak z Wami mam. Aj.
OdpowiedzUsuńO rany, ale piękny opis i powiem Ci Kredko zwierzakowe zdjęcia wymiatają :)
OdpowiedzUsuńkon się rodzi widzący i biegający, jaka slepa dzidzia, no nieee...
OdpowiedzUsuńbyć może wyrażenie 'ślepe' jest nadużyciem jednak z tego co wiem, źrebię parodniowe ma wyłącznie poczucie światła.
Usuńale wiem mało, bo tylko tyle co z 'opowieści', być może uproszczonych dla uszu dwulatka...
ale nie znam się, mogę się mylić.
nigdzie nie napisałam, że 'niebiegające'...
Otwiera oczy od razu po urodzeniu ale to nie znaczy, że widzi!
UsuńZresztą po co ta dyskusja? To takie ważne przy tego rodzaju poście?
o rany, słuchajcie, ja nie wiem na pewno, Pan powiedział, że jest ślepy bo parodniowy, być może na potrzeby dzieci, faktem jest, że źrebak miał jakby zamglone oczy.
Usuńale czy to ważne tak bardzo?
koniec tematu widzenia źrebaków ok? :D
oj nie ;) widzi, biega, skacze - przecież nie po omacku? a biegac zaczyna po paru godzinach od urodzenia ;) trochę nieporadne sa ale to bardziej brak koordynacji i opanowania licznych konczyn niż marny wzrok ;) także pan rzetelne głupoty dziecku wciskal ; ale więcej przeszkadzać nie będę ;)
UsuńCzarownie, nostalgicznie i tak... dobrze na serce robi :)
OdpowiedzUsuńps. te zdjęcia ACH!
Nie lubię Cię Aga... Bo ja nawet jak o Podlasiu czytam to rycze....nie lubię Cię i kropka.
OdpowiedzUsuńPoryczałam się przy tym ośle henrym <3 a idź ty! Głąb jestem albo ty zdolna jak cholera ;)
OdpowiedzUsuńNamówiłaś mnie pierwszym zdaniem, a po kolejnym myślałam, że jestem już na miejscu i zwiedzam i doświadczam i próbuję - chyba mam pomysł na przyszłoroczne wakacje :)
OdpowiedzUsuńa czy można wiedzieć co to za buty ma Bolo?
OdpowiedzUsuńOjej, mojego męża "ojczyznę" zwiedzaliście! Piękne okolice, to fakt. Teraz trochę dalej żyjemy, ale dalej na Podlasiu - może zahaczyliście o Augustów po drodze?:)Jeśli nie, to zapraszamy następnym razem i pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńMatula i dziecior wybitnie z Podlasia:)
Zachęciłaś mnie tak bardzo tym opisem, że czym prędzej biegnę pokazać to mojemu mężowi i zacznę namawiać na kolejny wypad!!! Muszę tam pojechać! :)) A Mini zoo obowiązkowo pokazać Fifiemu!! :)
OdpowiedzUsuńHehe, baaardzo rzadko czytam posty, a w całości to już w ogóle, najczęściej oglądam zdjęcia, bo to najbardziej mnie interesuje. Ale Wasze wakacje całe prześledziłam, zaintrygowałaś mnie tymi czenakami na fb:)Cudowne opisy, cudowne miejsce, do którego mnie mocno przekonałaś:)
OdpowiedzUsuńI ja i ja z Podlasia jestem z Łomży, może przejeżdżaliście? :-) zapraszam do mnie następnym razem do Alanka :-)
OdpowiedzUsuńSylwuńka wrześniowa :-D
Też jakoś tak zawsze omijałam ten "środkowy" wschód, (ja z tego południowo-wschodniego)ale w tym roku zaliczyłam Poleski Park Narodowy i okolice i co.. i jestem zauroczona. Te widoki i ten klimat nie wiedzieć czemu zawsze powoduje u mnie jakieś takie zamglenie oczu. Post ciepły, sielski a zdjęcie Pana z dzikiem rozłożyło mnie na łopatki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodlasie wydaje mi się taką odległą krainą. Dziękuję że zwróciłaś mi na nią uwagę - myślę że mimo że dla mnie to dokładnie druga strona Polski, zaplanuję tam nasze polskie wakacje.
OdpowiedzUsuńPodlasie, moje serce tam mieszka :) Uwielbiam, wracam, wzruszam się, choć to strony dzieciństwa moich rodziców. Zajrzyjcie do nas na posty o Podlasiu :) A już wkrótce napiszę o naszym pobycie w tym roku na podlaskiej farmie strusi. Po prostu czad.
OdpowiedzUsuńJesteś świetna Klockowa! Uwielbiam Cie czytac i swietnie, ze polecasz takie polskie miejscówki, mam nadzieje, ze tez tam wyskoczę kiedyś z moim 1.5 rocznym Maluszkiem:)
OdpowiedzUsuńSuwalszczyzna i Podlasie to moje tereny, cieszę się że tak je odebrałaś....Następnym razem koniecznie musicie odwiedzić Augustów i wtedy napisz, a polecę Wam nocleg, tani u ludzi których się nie zapomina...Oj nie :)) A wrażeń bez liku, wyciąg narciarski wodny, kolejka wąskotorowa (zimą ogromna frajda), kuligi, ogniska, kanał Augustowski, piękne okolice....Pisałabym i pisała...Tak czy siak polecam! Patrycja
OdpowiedzUsuńpolecam takie miejsca jak to mini zoo.Tu gdzie mieszkam (woj.świętokrzyskie) tez mamy kilka kilometrów od mojego domu takie miejsce położone głęboko w lesie.Z dużym placem zabaw, z figurami przedstawiającymi prawdziwe dinozaury no i najważniejsze ze zwierzętami.Ale nie takimi jakie spotykamy w typowym zoo.Osły kury lamy dziki sarny jelenie konie pawie wielbłądy i wiele wiele innych.Jak ostatnio zabrałyśmy z bratowa tam nasze trzylatki to miałyśmy trzy godziny spokoju tzn.trzy godziny bez jęczenia marudzenia płaczu i tekstów ,,mamo nudzi mi się" ,,mamo chce to czy tamto".Dzieciaki szalały i były szczęśliwe.Także jeżeli macie takie miejsca niedaleko waszych miejsc zamieszkania to wybierzcie się tam z dzieciakami :)
OdpowiedzUsuńPiękny opis, piękne zdjęcia! Zachęciłaś mnie żeby zabrać moją dwulatke, męża i jechać :)
OdpowiedzUsuńKredko, pięknie opisane miejsce. Mąż od kilku lat obieca mi wyjazd. Urlop się skończył a wyjazdu nie było...
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku mu nie odpuszczę i już wiem, że będę go molestowała o wycieczkę na Podlasie.
Trójkę dzieci mamy już odchowane (jest i wnusia, córka Asia zachwala Twój blog stąd tu trafiłam), ale jest jeszcze Zuzia, nasz 11 letni rodzynek, mam nadzieję, że dzięki wyprawie do mini zoo oswoi się ze zwierzętami i przełamie strach przed wszystkich co się rusza.
Pozdrawiam serdecznie,
Gosia
obłędne zdjęcia, nieziemskie wprost, jestem pod ogromnym wrażeniem i nie potrafię nic innego dostrzec w tym blogu, widzę, że jest dużo treści i bardzo ciekawej-jak mniemam - po fragmentach...ale zdjęcia MNIE POWALIŁY...JAK SIĘ OTRZĄSNĘ...TO POBRNĘ DALEJ W TEN CUDOWNY BLOG:)
OdpowiedzUsuńO WOW! przepięknie i przecudownie! Polska nasza nieodkryta kusi, kusi..:))
OdpowiedzUsuń