czwartek, 11 kwietnia 2013

nie wierzę...



Bo plan był na nieKLOCKOWY post, na temat 'Matka Polka w Lustrze'.
Bo oto Matka Bola przysięgła sobie, że co 6 tygodni będzie dygać do fryzjera, poddawać się kuracjom, farbowaniu i cięciu, które 'gwarantuje utrzymanie kształtu fryzury' przez owe 6 tygodni.
Z 6 tygodni zrobił się kwiecień.
Z fryzury niewiele kształtu zostało.
Z koloru jakieś zacieki...
A przysięgałam!

W lutym podczas 'farby' czytałam artykuł w Twoim Stylu.
O Matkach Polkach w Lustrze.
I nie uwierzyłam w ani jedno słowo!
Nie wierzę ani tej Pani, która twierdzi, że jest szczęśliwa bo cała 'zrobiona' u chirurgów.
Ani tej, która twierdzi, że ważąc 90 kg czuje się idealnie i seksownie.
Ani tej, która jest na samym szpinaku.
Tej co była na szpinaku ale uznała, że jest szczęśliwsza 'gruba' bo na szpinaku była zgryźliwa - też nie wierzę.
A tej co powiedziała, że brzęczące bransoletki nadrabiają jej brak talii to już całkiem nie wierzę.

A teraz znowu dorwałam Twoj Styl.
A tam odpowiedzi czytelniczek na wspomniany artykuł.
I też im nie wierzę.
Bo one twierdzą, że akceptują siebie w stu procentach.
I, że leżąc na kanapie i jedząc śmieci odpoczywają.
I, że wystarczy brać tran żeby być zdrową.
I, że kochają siebie takimi jakimi są. Ok, tu szacun. 
Tylko serio serio kochają swoje rozstępy?

Nie wierzę w te wszystkie skrajności.
Bo dlaczego Matka Polka w Lustrze nie może być realistką?
Dlaczego patrząc w lustro musi siebie akceptować bezdyskusyjnie albo się umartwiać?
Dlaczego to zawsze wybór między kanapą a rzeźnią na siłowni?
Między szpinakiem na każdy posiłek a opychaniem twarzy czymkolwiek.
Między chirurgią plastyczną a nie odwiedzaniem fryzjera przez lata?
Między histerycznym dbaniem o zdrowie a niedbaniem wcale?

A jakby tak dążyć do środka.
Ćwiczyć, parę razy w tygodniu, z przyjemnością.
Jeść to co się lubi ale mało i regularnie.
Wciągać tą czekoladę ale nie dwie tabliczki na wieczór a pasek po obiedzie?
Chodzić do kosmetyczki na oczyszczenie, do fryzjera co 2 miesiące, do lekarza na kontrolę, robić badania i dbać o paznokcie.
Cholera, może się da?

I tak dochodzę do wniosku, że ja bardzo mądrą osobą jestem.
Tylko, że sobie też nie wierzę.
Bo jak to jest, że Matka Polka musi się zawsze oszukiwać.
Gruba, chuda, przeciętna, zadbana, zapuszczona... Nieważne. Każda z nich kłamie.
I każda, mam wrażenie - jest dogłębnie niezadowolona Z SIEBIE.
Co jest z nami nie tak Drogie Panie???

[swoją drogą zadałam sobie pytanie - dlaczego czytam tylko u fryzjera, lekarza, czekając na depilację??? ]

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziś pokazać chcę tyle rzeczy, które mnie ujęły w ostatnich dniach, że nie będę zbytnio ich opisywać bo post będzie mierzył kilometr.
Mam nadzieje, że to widać.
O MayLily pisałam już serenady więc nic dziwnego, że miłość trwa.
Szlafrok ROZWALA - chyba nie ma dorosłego, który by nie jęknął z zachwytu i słodyczy widząc swojego Kurdupla w takim krowim szlafroku.
A Kurdupel najchętniej cały dzień by w nim śmigał, ale czy to dziwne? Przecież jest totalnie miziakowy, i to na golasową skórę....

Szlafrok TU --> MayLily - Krowa na chmurce

Kocyk DUUUUUŻY! [już wyrośliśmy z mniejszego...] TU --> Sowy na Lodzie XL 
[jest ogromny! i piękny...może ciut ciut babski ale ten miętowy kolor, soreczki, mieć musimy]

Ośmiorniczki -  zabawa w wannie jest bezcenna! Ale poza też robią furorę. TU --> Smyk - Tomy

No i cudo! Lampka nocna - zając. Boziuuu! Pięknie jest w pokoju, Bolo go całuje sto razy na dobranoc i wypytuje czy na pewno KicKic też idzie spać. I chyba mu jakoś raźniej. I w nocy całusa wyśle i spać pójdzie dalej, bo tak bezpieczniej z nim, i ciemno do spania i odrobinka światła też jest.
Lampka TU --> Z potrzeby piękna - Zajączek






















37 komentarzy:

  1. U was jak zwykle pięknie :)
    Ale ja nie o tym.
    Jak byłam w ciąży to zarzekałam się, że codziennie będę się malować, jak się mała urodzi, żeby wyglądać atrakcyjnie dla siebie i Małża mego. Znajome, już dzieciate, mówiły: zobaczysz, nie będzie ci się chciało, nie będzie czasu itd. I co? I od 5 miesięcy maluję się niemal codziennie. I jest mi dobrze.
    Ale to w zasadzie jedyne co robię :) jak młoda podrośnie jeszcze ze dwa miechy, to zostawię ją z ojcem i pójdę na Zumbę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu BRAWO!
      ja codziennie się myję :D dobre i to ;)

      Usuń
  2. Napiszę chyba setny raz - przepiękne dziecko i zdjęcia takie, że wciągam głośno powietrze...a mieć chcę teraz wszystko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstydziłam się pytać ale czy Ty sprzedajesz swoje zdjęcia? Jeśli tak to proszę o kontakt na aniela.witowska@gmail.com.
      Nie wiem czy firmom dajesz je darmo ale nie powinnaś, są doskonałe!
      Pozdrawiam w zachwycie,
      AW.

      Usuń
    2. Popieram! Nie wiem co bardziej tu uwielbiam, twoje pisanie czy twoje zdjęcia :)

      Usuń
  3. to zdjęcie tyłem w szlafroczku mnie rozczuliło. Taka słodka mała pupcia :) buzial Bolo w pupala :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałam, że piękniej byc nie może a jednak! Zdjęcie na krowie, zdjęcia i OCZY!, to jak ucieka, jak tupta. Aż ściska! :)

    ps. nad tekstem muszę pomyśleć, kurde niepokój poczułam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. matko swieta! same cuda! i jak przecudnie pokazane, Mamo Bola! Bolo boski, wróżę mu karierę, naprawdę, obok takiego dziecka nie da się przejść obok, ale te dwie pierwsze fotografie nocne zupełnie mnie ujęły, no pięknie to mało powiedziane.
    Lukowi muszę kupić ten szlafroczek, no muszę teraz :))))

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja pozwolę się sobie nie zgodzić a Autorką
    owszem dziecko cuda, znaleziska fajne ale.... czy kreaowany przez gazetki idealny wizerunek to jedyna droga do szczęścia

    muszę być dziwna, bo uważam że ani niewystarczająca ilość, ani nadmiar kilogramów nie powinny spędzać snu z oczu i przesłaniać szczęścia

    ośmielę się twierdzić, że są w życiu ważniejsze rzecz i nie namawiam tu ani do lenistwa ani jedzenia śmieci, a do zwyczajnego rozsądku

    może nie rozumiem autorki, ale jeśli rozumiem to naprawdę nie zgadzam się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może się nie zrozumiałyśmy - bo ja też uważam, że wygląd nie powinien spędzać snu z oczu - ale też nie zgadzam się na skrajności - że albo jestem gruba i absolutnie szczęśliwa [w to nie uwierzę nigdy] albo biegunowo - histerycznie dbanie o wygląd.
      Zapominamy, że nadwaga, otyłość to nie tylko kwestia estetyki ale przede wszystkim zdrowia, i nie można czuć 'się super dobrze' bo takie ciało zdrowe nie jest.
      I piszę to ja - dalekaaaa od BMI 24 ;)
      Chodzi mi o środek, o 'normalność' w postrzeganiu siebie...

      Usuń
    2. Hehe ja doskonale zrozumiałam. Gazetki promują wszystko poza 'przeciętnością' w zdrowym tego słowa znaczeniu. Masz 100% racji Mamo Bola, oszukujemy się same, w każdą stronę. Ja przyznaję, że nie pamiętam kiedy spojrzałam w lustro i byłam ze sobą w 100% szczera, zawsze narzekam ale szczera nie jestem...

      Usuń
    3. Ja uważam, że ten tekst, jak zwykle zresztą, jest wyjątkiem, ciekawym felietonem? napisanym przez "MATKĘ", która mówi jak jest a nie co jest politycznie poprawne. I sądzę, że tekst w sumie nie jest do dyskusji a raczej do refleksji, tu nie ma co się zgadzać lub nie, tu trzeba prawdy w swoje własne oczy. Lila.

      Usuń
    4. do dyskusji zawsze zapraszam i nigdy nie twierdzę, że mam wyłączność na rację, raczej przeciwnie :) ale Lila - bardzo dziękuję, mogę napisać śmiało 'amen' :)

      ps. ja lubię 'zaczepiać' :D

      Usuń
    5. Tekstów Kredki nie można brać dosłownie! Ej Kredka Kredka zawsze namieszasz co? :D

      Usuń
  7. Święta racja Kobiety!!!
    Zdjęcia coraz świetniejsze, widać, że szlifujesz warsztat ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz co właśnie dziś sobie myślałam że mój kolejny post będzie o bezsensownym postanowieniach i częściowo mi to z ust wyjęłaś:-) Nie kumam dlaczego ale tak jest, że ciągle nam coś nie pasuję, że tutaj fałdka, tutaj za grube, tutaj z kolei jak się zaczynamy odchudzać że nam kości wychodzą na dekolcie i że biust maleje, trudno dogodzić. Nie wiem ja jakoś tam mam ostatnio że dobrze czuję się w swojej skórze, rozmiaru 36 nie noszę, ale ważne że jak założę dżiny i tunikę nie jest źle, a to że fałdki, że paznokcie czasami jakbym praczką była trudno. Nie można na wszystko znaleźć czasu ale też nie ma co się tym zamartwiać bo tylko zmarszczki wyjdą i po co nam to. Uściski kochana, na pewno wyglądasz dobrze, tylko przesadzasz trochę;-) A Bolek słodziak na maksa, w tym szlafroczku wyściskałabym go!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogę na tekście się skupić, ciągle siedzę na fotografiach!

    OdpowiedzUsuń
  10. Podziwiam Pani warsztat, taką niejednoznaczność, wielopoziomowość treści.
    Ten ślizg i zadziorność.
    Świetnie Pani pisze, czytam mimo, że do tematów dziecięcych mi daleko ale studiuję na 3 kierunkach humanistycznych i powiem Pani szczerze, że ten blog to jedna z moich ulubionych lektur, a nieraz dyskutujemy klockowe posty na zajęciach. Serdecznie pozdrawiam, Sylwia Matuszczyk.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo lubię zabawki Tomy. W sumie to się dziwię, że nie jest tak popularna jak np. Fisher Price.
    A szlafrok fajny. Uwielbiam motyw krowy. Mam w łaty klapę od kibla :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też myślalam ostatnio dlaczego Tomy tak mało popularne a są super!

      kibel w krowę? Czad :D

      Usuń
  12. Czuję, że pod włos bierzesz :D Świetnie!

    A Bolek do schrupania, zdjęcia czarują :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak się chce przeczytać coś innego niż wszędzie - wejdź na Klocka. Cytując klasyka LOW i brawa za jaja.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ech, ile razy się taki szlafroczek - nawet najpiękniejszy;) - przyda?
    A ośmiorniczki odradzam, grzyb się w nich lęgnie, niestety... Wyciskane "do ostatniej kropli", suszone, a i tak jest, norma dla gumowych "cacek", zatem trzeba je regularnie wymieniać, a jak na tę cenę to jest to droga impreza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a przyda się bo się już codzień po kąpieli przydaje :)
      jak Bolo był mały też mieliśmy szlafroczek, i wtedy fakt, użylismy go kilka razy a teraz i po basenie, i sądzę, ze latem na plaży się przyda, grunt, że Małe z niego wychodzić nie chce ;)

      a co do gumowych zabawek, no chyba się ich nie uniknie, tym bardziej, ze jak pisałam zabawa nimi trwa i poza wanną, np przyklejają się do szyby :D

      Usuń
  15. Ten chłopiec jest wprost prześliczny!

    OdpowiedzUsuń
  16. Same piękności!

    OdpowiedzUsuń
  17. BUAHAHAHH! jak on super zwiewa :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Ośmiorniczki mamy już dłuuugo, są extra :) często "pomagają" w przewijaniu Jaśka ;)
    BOLO jak zwykle przeuroczy :) jak wyrośnie z tego szlafroka, to ja rezerwuję go dla siebie!;) Jakoś się w niego wcisnę ;) bo ja KOCHAM krowy :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Przysnęłam a mąż mnie szturcha i mówi: zobacz na te zdjęcia...
    On jest fotografem Kredka i Cię podziwia :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Czytam siedząc z farbą na głowie, jeszcze 10minut. Mrowi dziwnie, ale siedzę, i rozważam. Ja chyba też z tych "normalnych". Rozstępów nie lubię, toleruję zaledwie, ale na lasery i takie tam chodzić nie będę. Siłownią moją bujanie młodego na mych piszczelach - daaaaaaaawno tak umięśnionego brzucha nie miałam. Maluję się kiedy chcę, nie czuję wewnętrznej presji na zarzucenie cienia i tuszu na oko każdego dnia. Ale żeby tak do końca ze swojego wyglądu być zadowoloną, to niet. Akceptuje, nawet lubię. Kocham wewnątrz, ale na zewnątrz już mniej. Z TS miałam kiedyś ubaw przez kilka tygodni, jak zamieścili akty różnych kobiet, z krótkimi historyjkami. No żesz kurde, czy kobieta musi pokazać cycki w gazecie żeby potwierdzi, że siebie akceptuje?;-)
    Pozdrawiam serdecznie i idę spłukiwać "głęboki nugat"

    OdpowiedzUsuń
  21. Szlafrok wymiata :)
    A co do pierwszej części posta... przyznaję się bez bicia, że od czasu porodu nie chce mi się tak na codzień, tak po postu pomalować, wyfryzurować, itd. no bo po co do przewijania pampersów takie szaleństwa? :P Owszem jak gdzieś wychodzę, to troszkę się "odpicuję", noooo przynajmniej tusz na rzęsy rzucę :P

    Rozstępy... ehhh tyle dobrze, że są na dupalu i nie muszę na nie patrzeć ciągle lukać. :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie no u mnie tylko pasek czekoladki to nie przejdzie. Chociaż połowę ;-) A szlafrok cudny.

    OdpowiedzUsuń
  23. Rany my też mamy sowy na lodzie i je uwielbiamy!!!!!!
    szlafrok też mistrz! zresztą jesteśmy wielkimi fanami maylily :)!

    P.S Czasem jestem Matka w stylu tłuste włosy, brudny dres od śniadania, obiadu, kolacji - chyba żem nie wyrodna co :D?

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja też olewam codzienny look. Jak jestem w domu to jest moje królestwo tu panują moje zasady, a że jestem leniwcem pospolitym. To rano zarzucam dres, włos w nieładzie i fruu do Lenki. Zabawa, zabawa! to jest to co mnie kręci. Wiadomo wyjście..pokazać się trzeba, chodź przyznam szczerze, że nie zawszę mi się chce. Wychodzę z założenia, że rzadsze malowanie za młodu wyjdzie mi tylko na lepsze ;)Co do rozstępów - po porodzie załamka, szukanie tylko jednoczęściowego stroju i okrzyk " Już nigdy nie wyjdę na plażę". 7 miesiąc smarowania kilka razy dziennie rożnymi specyfikami, trochę ćwiczeń i są efekty. Dobrze, że nie zakupiłam w akcie desperacji tego stroju. I plaża też będzie ;)Grunt to pozytywne nastawienie. I super facet u boku, który Ci powie " Nie masz już oponki, masz denteczke, nie musisz się już odchudzać ;)" . Miłego dnia;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja - matka - się nie maluję, bo i jako nie-matka się nie malowałam. Nie umiem, nie lubię, nie czuję potrzeby (co nie znaczy, że włosy mam brudne i żałobę za pazurami), ale 2 kwestie chce poruszyć: pierwsza to kasa: czasem po prostu na fryzjera co 6 tygodni, manicure co dwa i szlafroczek za stówę też po prostu nie ma. Nie mówiąc już o laserach na rozstępy. ;)
    To raz, a dwa ja - po długich poszukiwaniach - znalazłam fryzjerkę idealną, ale ona raz: strzyże mnie długo, a dwa u niej czas płynie inaczej i niestety zwykle ma obsuwy czasowe. Jest idealna, więc jej wybaczam. W czasach przed dzieckiem po prostu wiedziałam, że na fryzjera pół dnia trzeba zaplanować: kawka, ploteczki... Babskie chwile, ale teraz to mi zwyczajnie czasu szkoda. Wole z moim bąblem się na dywanie przewalać i wieczorami grzywkę w łazience przycinać ukradkiem. :P Do idealnej minkjurzystki też mi się nie chce przez pół miasta jechać i teraz już 3 miesiąc "leczę" pazury po wizycie u tej, co to blisko była. :oP Ech. Takie życie.

    OdpowiedzUsuń
  26. A ja mam w nosie. W życiu nie byłam u manikiurzystki, włosy obcina mi ostatnio Niemałż (nie cierpię chodzić do fryzjera, obca osoba gmerająca mi we włosach to okropne uczucie), trochę krzywo ale co tam, siwe włosy wyrywam, nawet odechciało mi się farbowacć (włosy mam słabe, niefarbowane za to w ładnym kolorze), u kosmetyczki byłam raz w życiu, leczyłam skórę trzy tygodnie! A to zwykłe zabiegi były, żadne tam rewelacje.
    Przez całe życie jestem zaniedbana, rozmemłana, chuda, mam poobgryzane paznokcie i byle jak spięte włosy. I mam w nosie, że ktoś mnie za to źle ocenia. A niech sobie ocenia, żółci obrabiając mi dupę sobie uleje, proszę bardzo, mam ciekawsze zajęcia, niż ślęczenie godzinami przed lustrem. Od wielkiego dzwonu użyję tuszu do rzęs i podkładu w funkcji korektora. I faktycznie jest różnica, tyle że tylko ja ją widzę. To po co się starać? Żeby jakaś obca baba na ulicy się nie skrzywiła? Albo dziad jaki? Eeee... ;)

    OdpowiedzUsuń