środa, 17 kwietnia 2013

KONKURS TRANOWY z Möller's



Gdy zostałam zaproszona do udziału w tej akcji, nie zastanawiałam się ani przez chwilę.
Tran Möller's pijemy od grubo ponad pół roku i wprawdzie raz chorowaliśmy ale jednak bilans jednej choroby na 8 miesięcy jest imponujący [no nie liczę odbębnionej trzydniówki...].
Z przyjemnością zapraszam Was do konkursu, w którym można wygrać naprawdę zacne paki tranowe.

Każda Mama wie, że tran to dobro.
Że wzmacnia odporność, że dostarcza tak ważnej witaminy D, w dobrze przyswajalnej postaci.
Że dobroczynnie wpływa na mózgownicę Kurdupla.

ale tran może więcej,
bo:
'Dzięki zawartym w rybim oleju dobrze przyswajalnym witaminom A i D oraz wielonienasyconym kwasom tłuszczowym jest specyfikiem o różnorodnych zastosowaniach. Wyodrębnione w latach 50. wielonienasycone kwasy tłuszczowe z rodziny omega-3, przede wszystkim kwas alfa-linolenowy i jego pochodne, przeciwdziałają chorobie wieńcowej, zmniejszają stężenie trójglicerydów we krwi, obniżają jej krzepliwość, zapobiegają tworzeniu się zakrzepów i zmniejszają ryzyko choroby niedokrwiennej serca i miażdżycy. Te zalety przemawiają za przyjmowaniem kapsułek z tranem m.in. przez kobiety w ciąży. Tran pomaga także uregulować nadciśnienie krwi oraz zmniejszyć reumatyczne bóle stawów i artretyzm.
W badaniach prowadzonych na Uniwersytecie w Cardiff kierowanych przez dr. Bruce’a Catersona potwierdzono, że tran pomaga chorym z reumatoidalnym zapaleniem stawów. Łagodzi ból i spowalnia proces niszczenia chrząstki stawowej. Poza tym dowiedziono, że witamina A, której tran jest najbogatszym źródłem (w 100 gramach jest jej 60 000 j.m.) jest niezbędna dzieciom do prawidłowego rozwoju. Dzięki niej zachodzą procesy wzrostu i rozwoju nabłonka, wzrasta odporność błon śluzowych na infekcje i szybkość gojenia się ran. U osób starszych odpowiednia ilość tej witaminy zapobiega chorobom wzroku i skóry. Jej niedobór może spowodować niedowidzenie o zmierzchu, tzw. kurzą ślepotę, pieczenie i wysychanie spojówek, a nawet owrzodzenie rogówki. Zbyt mała ilość witaminy A jest także przyczyną nadmiernego wysychania i rogowacenia skóry. Ponadto witamina ta wpływa na obniżenie poziomu cholesterolu we krwi. Uznaje się, że jej obecność powoduje również zwiększoną odporność na nowotwory...'

 A teraz, dla mnie, najważniejsze. 
Tran Möller's jest absolutnie akceptowalny w smaku, Bolo wciągał i naturalny, obecnie uwielbia cytrynowy.
Oczywiście jak dostanie go na łyżeczce albo w strzykawce to ma odruch wymiotny bo to jednak jest olej.
No połknij człowieku łyżkę np. oleju rzepakowego i to jeszcze o smaku ryby...
Ale Tran Möller's jest sprytny i łączy się genialnie z kaszkami.
To nasz sekret - bo rano jemy Sinlac, który właściwie jest bez smaku, a cytrynowy tran go doprawia.
I tak Bobek wciąga porcję zdrowia. A ja mam spokojniejszy sen, że pracujemy na jego zdrową przyszłość. [przynajmniej w tej kwestii...]

Polecamy szczerze i z czystym sumieniem.
Aha! i nie zapominajmy o sobie Matule.
Ja wciągam kapsułki od ok miesiąca, nie wiem czy jestem mądrzejsza [pfff bo czy się da?!] ale na pewno poprawiła mi się bardzo cera i włosy.
Bo te dobroczynne tłuszcze są dobroczynne i dla urody.
Jakbym jeszcze odstawiła czekoladę to prawdopodobnie padłabym nad sobą z zachwytu...


KONKURS

1. Marka Möller`s wydała ostanio e-booka z poradami Mam dla Mam.
Dostępny TU --> KLIK
lub TU --> KLIK
przeczytaj dział: 'Mamo, nie chcę jeść!'
i w komentarzu pod tym postem opisz nam swoje sposoby [mam w tym osobisty interes ;)]

2. nie zapomnij się podpisać!

3. udostępnij plakat konkursowy na FB lub blogu, wraz z komentarzem pozostaw link gdzie udostępnienia szukać
PLAKAT TU -->  KLIK

4. konkurs trwa od 17.04 - 28.04.2013 do godz. 23:59:59

5. ogłoszenie wyników odbędzie się na naszym Fanpagu - KlocekIKredka
30 kwietnia do godz. 20.00

6. do wygrania są TRZY poniższe zestawy:
Möller`s Tran Norweski o aromacie cytrynowym, Möller`s Tran
Norweski o aromacie owocowym, Möller`s Tran Norweski 50+, Möller`s Omega-3 Rybki (36
żelowych rybek) oraz opakowanie Möller`s Forte 60szt.

7. nagrody będą przyznawane na 3 różne sposoby:
- jeden zestaw dla najśmieszniejszego komentarza
- jeden dla najbardziej oryginalnego/ciekawego
- jeden będzie wylosowany [czyli ślepe szczęście]
tym sposobem KAŻDY ma wielkie szanse ;)
jury to jak zwykle - Ekipa Klockowa + tym razem Matka Dwojga

8. do dzieła! i powodzenia! [pełny regulamin marki Möller`s dostępny na życzenie na klocek.kredka@gmail.com]


A Ciocia Bola to nawet raz wpadła i mówi:
'A Ty wiesz, że ten tran co Wy używacie to...'
I tu nastąpiła cała masa ciekawostek, bo nasza Ciocia czyta Focusa...
Teraz i Ciocia ten tran łyka...
A ciekawostki TU --> KLIK

52 komentarze:

  1. Zaliczam sie tego cudnego grona mam dzieci,które jak tylko widzą jedzenie oznajmiają "mamonie,brzuszek pełny"...i masz babo placek:) Nasze sposoby no cóż chyba nie będę oryginalna...
    Przygodę rozpoczeliśmy blw więc działa, działa ale niestety nadal w ilościach minimalnych.

    Dzieć rośnie więc pora była na pożegnanie paluszków przy jedzenoiu i włożenie sztućców w łapki.Postanowiłam tym go zainteresować...kocha duplo więc takie klocko sztućce nabyliśmy - efekty początkowy był oniemiający. Niestety kolkowy widelec się opatrzył i po tygodniu koniec z namiętnymużytkowaniem,podbnie było z innymi cudnymi sztućcami:)) Talerzyki, miseczki wybieraliśmy wspólnie -historia jak powyżej:)
    Co teraz , co teraz zastanwiją się rodzice...układnanie potraw w śmieszne historyjki,wycinanie aut z kanapek itp. działa:))

    Szału na jedzenie niam, poodbno mu też tacy byliśmy więc z gentyką nie wygram. Mój sposób jest taki,żeby w tymminium zapewnić mu to co najbardziej wartościowe czyli warzywka i owoce są priorytetem:))

    Tak więc nie łamiemy się tylko cieszymy,że co nie co zje:)) Z takim nastawieniem jest dużo lepsza posiłkowa atmosfera:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja córka to wszystkożerca i mięsożerca przezde wszystkim w sumei to taki T-Rex z buzią słodkeigo dziecka, no wtedy gdy nie jest nieznośna i nie jest jeczydupa, jeczy tez zwykle gdy jest glodna tylko ze ona chce zwykle nie to co oferuje jej mama, no coz.. w sumie nalezy ksztalcic osobowosc swiadoma, no to ksztalce, daje zwykle dwie mozliwosci do ejdznei ai ona wybiera jak narazie dzial abo sie chyab czuje doroslej ze wybiera- ale ona ma 12 mcy wiec no coz, wszystko jest od niej doroslejsze, jest takie slowo? no wiec dziala tez system jedzenia codziennie czegos innego zarowno na sniadanie obiad i kolacje, pozatym jak ona nie chce ejst to jej nei zmuszam, kluczem do sukcesu jest te zpoznanie rytmu dzieck amoja woli jest popoludniu, je sniadanie potem dluuuuga przerwa jak stad o nowego yorku a potem znow je i tak je az pojdzie spac, wiec bezsensu dawanie jej czgeos wteyd gdy ona i tak nie je. jak ma focha to dziala jedzenie razem przy stole z nia n akolanach, a w akcie desperacji dziala puszczenie teledysku mucha w mucholocia i dawanie po lyzeczce do buzi- a;le to zadko bo nie jestem zwolenikiem jedzenia przy sluchaniu muzyki lub ogladaniu czegokolwiek, ale jak foch jest dlugi to jakos paszcze trzeba zatkac czyms:) no to by bylo na tyle . Udostepniony plakat n aFb jako Ann szy:) i pozdarwiamy rodzinnie

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas w domu to stosujemy system za pradziada.mama stosowalago na mnie,na moim rodzenstwie, dziadek na mojej mamie a ja na moich dzieciach :-) siadam na przeciwko albo obok ( zalezy ktore karmie czy to co samo ju z czy to co jeszcze trzeba karmic) i zaczynamy.najpierw trzeba zjesc za mamusie i tatusia,dochodza babcie i dziadkowie,nastepnie wujkowie i ciocie i kuzynostwo,oczywiscie nie wolno zapomniec o kolegach i kolezankach i o ulubionych zabawkach!!!!! Oh tego nie wolno zapomniec :-) dziala i nawet nawet dobrze. Trzeba tylko podejsc do tego z entuzjazmem i usmiechem a dzieci pozeraja jedzenie z talerza i nawet same nie wiedza kiedy a tu pusto:-) stosowalam rowniez wycinanki i ukladanki z jedzenia tez skutkuje ale jak nie ma zbyt duzo czasu to pierwszy sposob zawsze skutkuje!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ps.plakat udostepniony na fb monika pomianek

    OdpowiedzUsuń
  5. My tak naprawdę zaczynamy dopiero przygodę z jedzeniem - mała ma 7,5mca i do tej pory wystarczyło trochę cyca, trochę butli i dzień jakoś minął. Ale od jakiegoś 1,5 miesiąca "pracujemy" usilnie, żeby to już było coś więcej niż tylko "różnopostaciowe" mleko. A że mała wyjątkowo uparta (nasza taka właśnie) to początki były bardzo ciężkie. Mój sposób - tu sama siebie zaskoczyłam - spokój i opanowanie i niezwykła cierpliwość. A jak! bo przecież kaszkę możemy jeść godzinę i dłużej jak trzeba (tylko się potem zastanawiałam czy w takim razie po skończeniu kaszki powinnam małą nakarmić?) A jak nowe smaki, zwłaszcza warzywne - pod bacznym okiem tatula wegetarianina - nie wchodzą to powoli, tylko łyżeczkę, dwie żeby spróbować, ocenić i nie zapomnieć, że to samo zdrowie. I tak mijał dzień za dniem, a mała przy jedzeniu "baboliła", "tatowała" i nagle tysiąc nieistniejących słów mówiła (a jakże to też takie nasze przecież) i główkę w bok, w tył i jak sowa wokoło, żeby tylko tego rosołku nie spróbować. I nagle zaskoczyło! I kaszka cała zjedzona i rosołek spróbowany i jabłuszko pyszne i surowa marchewka "pociumkana" a mi serce rośnie bo przecież nasza taka :-) natalia lisiecka
    https://www.facebook.com/natalia.lisiecka.982?ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam w domu chyba z dwa pudła tego Sinlaca i już miałam go podawać Maluchowi, gdy gdzieś wpadł mi w ręce jakiś artykuł czy wpis o tym, że zawiera bardzo dużo cukru i w zasadzie dzieci nie powinny go jeść. Zwątpiłam więc i nie zaczęłam podawać. I teraz jak o tym napisałaś, to mi się te dwa pudła przypomniały. A Ty czytałaś coś o tym?

    A jeśli chodzi o konkurs, to na spokojnie muszę sobie najpierw ten e-book przeczytać i może wystartuję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tego e-booka nie da się ściągnąć? Wygodniej by mi się czytało, bo widzę, że pozostałe rozdziały też ciekawe.

      Usuń
    2. wiesz, ja czytałam tyle juz bzdur o Sinlacu, ludzie maja dziwne o nim pojecie...

      prawda jest taka ze nam uratowal tylki, Bolo mial bardzo ciezka alergie na bialko, mega czarodziejskie mleka zawierajace same aminokwasy tez nie pomagaly, a jesc cos musial, mial 6 miesiecy...

      Sinlac zawiera MNIEJ cukru, duzo mniej, niz przecietna kaszka - gotowiec to raz, dwa - jest bardzo wartosciowy, zawiera duzo wiecej bialka [to wazne!] niz przecietna kaszka, mnostwo dodatkow, i kolejny mit - nie jest bardziej kaloryczna niz inne kaszki za to w tych samych kaloriach jest o 4 razy mniej tych pustych...
      ja za Sinlac jestem wdzieczna, do dzis ...
      i nie zawiera w ogole cukru bialego!

      aha i przy chorobie nic innego nie wchodzi, to tak delikatny, lekki a jednoczesnie pozywny posilek, i zostaje w brzuszku

      Usuń
    3. mam podany ten link http://www.mollers.pl/produkty-dla-dzieci/
      ale ja tam nie widze, moze ciemna żem jestem ;)

      Usuń
    4. U nas Sinlac był hitem i najlepszą kaszką na świecie. Jak Panna M nie chciała jeść to na tą kaszkę zawsze się skusiła. i muszę powiedzieć że mimo tego cukru który jest praktycznie prawie wszędzie to wolałam dać Sinlaca który z chęcią wcinała niż miała nie jeść nic. Dla mnie był numerem 1 wśród kaszek. Podobnie smakowała nam Minima z Bobovity też jest ciekawą kaszką. A konkurs superowy muszę pomyśleć nad nowym wpisem bo jeden z tych tam opisanych to mój własny wiec pomyślę i opiszę jeszcze nasze sposoby na niejadka

      Usuń
    5. No właśnie mój też ma silną alergię na białko mleka krowiego i jedziemy cały czas na Nutramigenie. Czasem podaję mu też Minimę Bobovity, a tak to ze słoików podaję, bo są bez dodatku mleka. Ale w weekend podam mu ten Sinlac, zobaczymy co będzie :D Dzięki za informacje.

      A ten e-book coś mi się nie chce ściągnąć i tak, jutro spróbuję.

      Usuń
  7. Na mojego brzdąca niestety nie działają praktycznie żadne metody:( jest niejadek tylko na słodycze jest zawsze głodny. Zdołałam mu wytłumaczyć żeby pił soki i jadł owoce i marchewkę. A jeśli chodzi o pozostałe posiłki to od kiedy słodycze zostały prawie całkowicie usunięte z zasięgu wzroku malucha to iapetyt się poprawił troszkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Plakat udostępniłam na fb

    OdpowiedzUsuń
  9. Trafił mi się synek, który uwielbia jeść :) Teraz troszkę co prawda ze swoim zapałem przystopował, ale był czas kiedy musieliśmy sami jeść pojedynczo... w łazience, bo inaczej się nie dało, ściągnąłby z talerza wszystko ;) Nie jestem więc mistrzynią w podejściu do niejadka, choć pewne spostrzeżenia na tym polu mam i być może okażą się przydatne? Po pierwsze myślę, że zasługą tego, że on je praktycznie wszystko jest to, że niemal od początku sama mu gotowałam i starałam się by codziennie jadł co innego - róże mięsa, ryby, codziennie inne warzywa do obiadu, makarony, ryże, przeróżne kasze. Wierzę bowiem, że do smaków się człowiek przyzwyczaja i im więcej dziecko pozna we wczesnym dzieciństwie, tym częściej będzie sięgać po te produkty później. Zdaję sobie jednak sprawę, że są też dzieci, które jeść nie chcą i koniec. Być może pomogłoby przygotowywanie posiłku z dzieckiem? Pokazaniu mu np. jak wygląda marchewka czy groszek w łupinkach, a potem przerobienie warzyw na sosik albo na parze. Gdy już jednak jesteśmy w trakcie jedzenia i nagle jest bunt - ostatnio mój synek coraz częściej wypycha językiem pogryzione już jedzenie (why???)- wtedy po pierwsze spokój i opanowanie. Gdy się kiedyś zdenerwowałam i powiedziałam coś do niego ostrzej czy krzyknęłam to od razu reakcja jest w postaci machania rękami i ogólnej nerwówki. Tak więc na spokojnie i - starać się zagadać. U nas jest to super metoda- muszę szybko odwrócić jego uwagę i zacząć opowiadać coś ciekawego albo kazać mu pokazywać np. obraz, okno itd., a on się wczuwa i to robi, a ja w tym czasie go karmię :) Mam nadzieję, że choć troszkę komuś pomogłam, choć jak mówię - chyba ile dzieci tyle problemów i sposobów na nie :)


    plakat na FB: https://www.facebook.com/aleksandra.filipowska.5?ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  10. Witajcie :)
    Mój synek nie bardzo lubi warzywka do obiadu, czasem odmawiał mięska, ale mieliśmy i wciąż mamy sposoby na takie słabsze dni. Jak zaczynaliśmy z takimi sztuczkami synek miał dwa latka, wiek myślę też ma tu znaczenie.
    1. Synek je ziemniaczki, mięsko ale brokuł już jest niedobry. Mama zasłania oczy i mówi, że chce sprawdzić czy coś zniknie z talerza bo ponoć złodziejaszek jakiś niedaleko się kręci. Po chwili maluch mówi: mama zobacz! Odsłaniamy oczy i oczywiście kawałka brokuła na talerzu brak. No i zachwyt oraz droczenie się z młodym, że łobuziak zwinął brokułka, że mały złodziejaszek itd. Wszystkie (prawie!) chwyty dozwolone, zależy co dziecko rozbawi i sprawi mu przyjemność.
    2. W zależności od tego na co dziecko ma akurat "fazę" - u nas sprawdziły się samoloty i rębaki leśne :) Wkładałam małemu do buzi porcję jedzenia i prosiłam by uruchomił rembak i przerobił partię drewna na trociny bo brzuszek przysłał zamówienie :) To bardzo długo działało, chyba 3 miesiące. Tyle, że maluch był zachwycony akurat tą maszyną po wizycie na targach leśnych, widział jak pan ścinał drzewo a tata wkładał je do ogromnego rembaka i duże wióry leciały do kontenera. Ogólnie sporo chwytów mieliśmy w związku z takimi maszynami, ale to akurat bawiło i ciekawiło naszego Michasia. Samoloty sprawdzały się po wizycie na lotnisku, Michaś odbierał dziadka :) Z tarasu widokowego podziwiał te "ptaki" w różnych kolorach. Tak więc później kombinowaliśmy. Mały czyścił lotnisko (buzia) bo kołował już następny samolot z pasażerami, którzy spieszą się do brzuszka. Oooo tym samolotem dziadziuś przyleciał, szybciutko sprzątamy żeby samolot mógł w buzi wylądować... :) Przy zupce był dodatkowy bonus bo płyn z zupy był paliwem, a samoloty czy maszyny trzeba przecież tankować :)
    Mam nadzieję, że zainspirujemy i nieco kogoś wspomożemy :)
    A tutaj udostępniamy plakat (mam nadzieję, że link zadziała).
    http://www.facebook.com/#!/photo.php?fbid=324016367724836&set=a.224325621027245.50034.224161851043622&type=1&theater

    Marta Pietrzak

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem mamą Fifiego 20 ms, od początku był niejadkiem, jadł mało z piersi, potem mało z butli, rozszerzanie diety to był koszmar, nadal nie je wielu rzeczy, które jego rówieśnicy pałaszują, ani nie je łyżką ani widelcem sam. Natomiast od kilku ms je duże porcje, które mnie satysfakcjonują. Jaka tajemnica mojego sukcesu? Po pierwsze: brak presji i totalne wyluzowanie w temacie, czyli od kiedy odpuściłam i przestałam się stresować że za mało je, on je więcej a ja jestem szczęśliwsza. Po drugie: poznałam jego sympatie kulinarne i daje mu to co lubi, a najbardziej np na obiad lubi zestaw mięso, ziemniaki lub kasza i warzywa gotowane, nie lubi surowizny ani ryżu czy makaronu, więc mu nie daję i już. Dziecko najedzone, mama zrelaksowana :) pozdrawiam. plakat https://www.facebook.com/anna.winniczuk?ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  12. Malwina Wołowska17 kwietnia 2013 22:56

    Dla mnie na pewnym etapie karmienie dziecka było prawdziwą zmorą. Niejednokrotnie chciałam powiedzieć "Nie to nie, głoduj sobie". Ręce opadały, cierpliwość się kończyła, a moje dziecko (dzięki tacie) odstawiając talerz wołało "ciuka".
    W końcu powiedziałam "dość!" i postanowiłam z wciskania na siłę i "samolotów" zmienić plan działania.
    Po pierwsze trochę odpuściłam, bo chyba w końcu do mnie dotarło, że dziecko to też człowiek (mały ale jednak) i nie zawsze musi mieć ochotę na jedzenie. Tak więc oprócz lekkiego odpuszczenia mojej córce zaczęłam dawać jej mniejsze porcje ( tu chyba też, z dobroci serca oczywiście, przesadzałam).
    Kiedy mimo wszystko moja córka odmawiała jedzenia postanowiłam, że na talerzu będzie nie tylko kolorowo ale i śmiesznie. I rozpoczęła się zabawa... małą zjadała serowe myszki, szynkowe misie i ogórkowe inne stworzenia. Oczywiście była cała gama zwierząt, kwiatków i co tam mi jeszcze przyszło do głowy.
    Czasem i ta metoda "dawała w łeb" i znów szukałam innej drogi. Znalazłam...
    siadała z do posiłku lala (lub inny ulubieniec mojej córki danego dnia) i jedną łyżeczkę jadła lala, a drugą moja mała "terrorystka", czasem mała karmiła mnie a ja ją.
    No i jeszcze jedna mała metoda... moja córka lubi pomagać mi w kuchni (ma 2 latka) i czasem posiłki przygotowujemy razem,a potem razem je zjadamy:)

    OdpowiedzUsuń
  13. U nas problemu z jedzeniem ogólnie nie ma. Wiadomo, jak chory czy zębole wychodzą to wtedy jest bunt i ochoty na jedzenie nie ma. I nie zmuszam.
    Ale to co zauważyłam po Młodym to na pewno fakt, że zdecydowanie lepiej mu się je kiedy robimy to razem - we dwójkę czy trójkę. Wiadomo, trudne do zrealizowania, bo mam i tat pracują i w domu są o 17, a obiad jeszcze później. Ale nawet wtedy, choć późną godziną obiadową, staramy się usiąść razem i wspólnie zjeść. Niech Młody nawet nie je pełnego obiadu ale coś z talerza wciągnie.
    Druga sprawa - on chce jeść to co my :) I tu Mamo Bola już wiesz o czym piszę ;) Dlatego też zaczynam wprowadzać zmiany i zaczynam gotować tak, żeby było zdrowe i dla nas i dla Micha. Ok, nie mówię, że nie dam mu kotleta schabowego choć to smażone, bo sama uwielbiam, ale też nic mu się nie stanie jak takie kotleciwo raz na jakiś czas zje. A poza tym zawsze można zastosować zdrowszą alternatywę dla schaboszczaka - pierś grillowana, pieczona, z sosem śmietanowo-szpinakowym :)

    Link udostępniony tu: https://www.facebook.com/ankarogowska

    OdpowiedzUsuń
  14. Aneta Hwozdeńska18 kwietnia 2013 04:05

    Hm.. u Natalki nigdy nie było problemu z jedzeniem- pod warunkiem że było to mięso:) taki mięsożerny typ kobiety- ma to po tatusiu i mamusi. natomiast warzywa były zawsze ble.., do momentu aż w naszym domu pojawiła się świnka morska. No i co? Okazało się że najbardziej korci to co je świnka- a że świnki z zasady odżywiają się dość zdrowo i ekologicznie to i moje dziecię zaczęło się przekonywać do warzyw. Wyglądało to mniej więcej tak: zanim dam śwince ugryzę i spróbuję czy da się jeść(pewnie mała zołza myślała że mama krzyknie że nie wolno). I tak poszły w ruch marchewki, kapustka, kalafiorki. Niestety tylko świnka szybko zaczęła cierpieć na otyłość...
    U Zuzi niestety świnka nie skutkuje głównie dlatego że jej nie ma- skutkuje natomiast starsza siostra- czyli głośnio wołam: teraz Natalka a teraz Zuzia. wiadomo: przykład idzie zawsze z góry:)
    link:https://www.facebook.com/aneta.hwozdenska

    OdpowiedzUsuń
  15. Mój synek jada różnie, czasem pochłania z ochotą wszystko, co tylko matka zamarzy by zjadł, czasem wszystkiego odmawia. Moje sposoby na Franka-niejadka:
    1. jednodniowe odmawianie jedzenia mnie nie martwi, nie ustępuję, walczę, ale nie panikuję, gdy sytuacja się powtarza w kolejnym dniu, to zaczynam stawać na głowie by Małe zjadło cokolwiek.
    2. po spacerze i porządnym wyhasaniu lub na spacerze smakuje lepiej (to tak jak ze mną, podobno w gościach zawsze smakowało mi lepiej i w gościach chętnie jadałam to, na co w domu nie chciałam nawet spojrzeć ).
    3. z mamą lub tatą lub z mamą i tatą jak tylko jest taka możliwość też smakuje lepiej. Je tata to jem i ja. Wow! Robię to, co tata! Nie zawsze akurat jem swoje, bo od niepamiętnych czasów wiadomo, że to, co na talerzu taty smakuje lepiej, ale co tam, zjem i uszczęśliwię ich. Przysuwamy krzesełko do karmienia do stołu i jemy wszyscy razem. Synek jest jeszcze karmiony przez nas łyżeczką, więc na ogół je tata i synek, a mama karmi lub synek a mama i tata karmią i jedzą na zmianę.
    4. jak synek ma okres niejedzenia, to daję mu to, co lubi, co jada chętnie, to niestety nie gwarantuje, że zje, ale zwiększa szanse, że zje choć połowę porcji.
    5. nigdy w okresach niejedzenia nie podaję nowości – nie wiem co jest przyczyną braku apetytu więc nie ryzykuję dodatkowo.
    6. jak synek nie ma ochoty na regularny posiłek i nie chce jeść nawet tego co lubi, to staram się by dostał coś w rękę: szynkę, naleśnika, racuszka, wtedy jest szansa, że zje cokolwiek, w drugiej kolejności dostaje w łapkę suszoną morelę, kawałek jabłka, gruszki, w trzeciej chrupka, paluszka z sezamem (sezam ma dużo wapnia).
    7. gdy kategorycznie odmawia jedzenia, to rezygnuję i próbuję za pół lub godzinę. Ja też nie zawsze mam ochotę na śniadanie czy obiad w porze serwowania. Mąż potrafi czasem z własnego wyboru nie jeść nic do kolacji. Na takie sytuacje w przypadku dziecka nigdy się nie zgodzę, ale może synek miewa tak jak rodzice? a właściwie tata, bo mama to na jedzenie ochotę ma zawsze!
    cdn...

    OdpowiedzUsuń
  16. cd:
    8. synek ma półtora roczku. Jest za mały na uczestniczenie w przygotowywaniu posiłków, nie ucieszy go kanapka z buzią z warzyw, czy pejzaż z kaszy i surówki na talerzu, ale takie rozwiązania na pewno wezmę pod uwagę w niedalekiej przyszłości.
    9. w domu mamy do jedzenia jedno miejsce – jego fotelik do karmienia i zawsze jadamy tylko tu. Nie łamiemy tej zasady, bo nie chcę go ganiać po mieszkaniu z łyżką zupy.
    10. często w jedzeniu pomaga nam czytanie/przeglądanie książeczek, czasem na stoliczku lądują drobne zabawki, klocki, czasem przysuwamy krzesełko do karmienia do okna i w czasie karmienia podglądamy ptaszki w karmniku lub przechodzących ludzi z pieskiem lub bez.
    11. nigdy nie wpycham mu jedzenia do buzi na siłę, ale czasem dotknę łyżeczką ust tak by poczuł smak i często wtedy otwiera buzię. Często też się przy jedzeniu śmiejemy i żartujemy – łaskoczemy nosek i bródkę, łyżeczka lata jak samolot wprost do buzi czasem łyżka leci do buzi mamy, ale niespodziewanie ląduje w buzi Frania – taka ta łyżka psotnica!
    12. Unikam i będę unikać jedzenia za mamę, tatę i babcię – nie podoba mi się takie zachęcanie do jedzenia. Nie porównuję też synka do nikogo. Unikam mówienia, patrz tata już zjadł, a Ty jeszcze nie.
    13. jestem matką karmiącą piersią, często jest tak, że moje dziecko odmawia zupki, ale ma ochotę na pierś. To też mnie ratuje w kryzysowych sytuacjach.
    14. Mam jeszcze sposób na zmianę karmiącego. Nie chce jeść gdy karmi go mama, może zje gdy nakarmi go tata. Tata ma więcej luzu, tata lepiej trzyma łyżkę, tata ma fajniejsze żarty i śmieszniej rozśmiesza. Mama się spina i walczy o każdą kalorię, może Małe czuje nerwa i walkę i też go to spina i stresuje.
    15. Uczymy Małego samemu jeść łyżeczką, więc często pomaga jedzenie na dwie ręce. Ok. Mamuśka, zjem trochę, ale spróbuję też jeść sam i uświnię siebie i dookoła? Co Ty na to? eh? I ja w to wchodzę. Pod ręką mam i tak zawsze mokre chusteczki. A lubię prać, tzn mam dobrą pralkę i dobry proszek, lubię rozwieszać, więc w to mi graj.
    16. I na sam koniec porada dla rodziców o bardzo mocnych nerwach: moje dziecko w czasie bajek w tv zjada bardzo ładnie. W czasie reklam zjada jeszcze lepiej. Jak jest bajka przerywana reklamą to już jest idealnie!!! Ba! potrafimy cofać reklamy lub szukać ich po różnych kanałach. Nie robimy tego często. Ale robimy. Mówimy o tym lekarzom, nie ukrywamy, mamy wyrzuty sumienia, wiemy, że to nie jest dobre rozwiązanie, wiemy, że nie można tak na dłuższą metę, ale w sytuacjach awaryjnych działa. Naprawdę działa! Poza tymi sytuacjami staramy się by dziecko telewizji nie oglądało.
    Pozdrawiamy!
    Małgosia Olszewska

    OdpowiedzUsuń
  17. moja córa wczoraj skończyła 7 miesięcy, zatem dopiero jestem na początku drogi, jak się zapowiada-wyboistej! moja córeczka na razie jest słoiczkowym bobaskiem, gdyż czekam na sezonowe warzywka i owocki, a teraz jestem zdania ze zdrowsze są te przebadane sloiczki dla niemowląt niż niewiadomego pochodzenia zimowe "superświeże" warzywa z warzywniakow , ale mniejsza z tym-do rzeczy...moje sposoby na ZATKANIE BUZI MOJEGO DZIECKA(dlaczego zatkanie? a dlatego że WSZYSTKO co wkłada sama, bądz mama jej wkłada do buzi służy jako MIKROFON, wtedy najlepiej do tego się gada, krzyczy, pluje, prycha itd absolutnie nie można w tej zabawie połykać jedzenia bądź picia, a jak przez przypadek jej się połknie to jest wrzask, paszczol otwarty i zwinięty język w tzw rurkę z nadzieją że jednak wyjdzie z brzuszka to co się PRZYPADKOWO połknęło-fuj ble) a więc żeby łaskawie "przezprzypadek" coś wpadło do rbzszka mojej córci muszę:robić z siebie debila;) czyli śpiewac jej ulubioną piosenkę którą zazwyczaj śpiewa jej zabawka Hipcio "krówka robi mu mu mu, ktek robi miauuu a piesek glosno szczeka hau hau hau" w tym momencie Hanula parska śmiechem a ja do otwartego paszczola wkladam łyżeczkę z hanulkowym pokarmem-i tu następuje przypadkowe połknięcie, potem opisany wrzask, buzia otwarta, zwiniety jezyk itp itd. Czasami jak coś wg niej jest "za suche" trzeba na łyżeczkę pobra troche wody z niekapka i tym sposobem rozrzedzić pokarm. Dlaczego na łyżeczkę wodę a nie np dac do popicia? HA! a dlatego że moje dziecko oprócz cycusia nie toleruje ani butelki ani niekapka, a ciężko żebym stała nad nią z cycem i dawała jej mleko do popicia miedzy kolejnymi łyżeczkami pokarmu...(ostatnio zaczyna łapac o co kamannn z niekapkiem ale póki co takim pseudo piciem nie jest w stanie się napic) zatem widzicie że łatwo nie jest...takie posiłkowanie się trwa dłuuugo...dzis prawie godzine jadla ten mały 130g sloiczek zupki:( ehhhh...a ja patrze za okno, słońce, ptaki śpiewają....no cóż a Hania zamiast ptaków na spacerku musi słuchac wątpliwej jakości śpiew swojej mamusi co by dobrze się jadło...komedia a nie pożyteczna rada dla Was;( ale co zrobic no...mam nadzieję że moje dziecko zaraz wyrośnie z urządzania takich scenek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://www.facebook.com/anita.oliwkowska a tu udostepnilam plakacik

      Usuń
  18. Magdalena Kurgan-Szlachta18 kwietnia 2013 11:57

    U nas z jedzeniem jest różnie-różniście. Nie znam dnia ni godziny kiedy Marysia zarządzi strajk głodowy i NIE! NIE! NIE! jeść NIE BĘDĘ koniec, kropka i weź się matko goń ze śniadaniem/obiadem/kolacją/czymkolwiek. I nie ma złotej reguły... i nic nie pomaga, choć jak jej dam jeść zupę rękami to przeżuje kawałek ziemniaka, lub marchewki... Więc tak robię, daję jej wolną rękę... Marysia ma niecałe dwa latka, w/w strajki zdarzyły się kilka razy i nie robię z tego wielkiego "HALO". Czasami się zastanawiam czy ja aby na pewno gotować umiem, ale raczej nie robię kuchennych rewolucji smakowych, staram się używać ziół i różnych przypraw... Gotować ciekawie i kolorowo i smacznie i przyznam nie zawsze zdrowo(!)...pozwalam Małej pomagać, próbować, mieszać itp. Wtedy je chętniej bo "Sama, miszam, miszam, miszam" :)...Najgorsze etapy dla mnie to brak apetytu przy chorobie, bo wtedy mam klina i staję na głowie żeby jadła, bo wiem, że to nie jej widzimisię a osłabienie organizmu, wtedy układam jej różne obrazki z warzyw, rysuje sosem po ryżu i tym podobne cuda na kiju, dodaję rzeżuchę do potraw lub ogóra kiszonego do łapki między posiłkami (kwaśne smaki pobudzają apetyt-rada prababci):)
    Ogólnie temat jedzenia to temat rzeka, każda z nas ma unikatowy egzemplarz, oryginał w domu i nie można mierzyć wszystkich Małych jedną miarą, bo się nie da i już! ;)
    Pozdrawiam serdecznie wszystkie mamy niejadków i jadków i ofcorse Klocka i Klockową Mamę ;)

    http://www.facebook.com/m.kurgan.szlachta?ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ze starszaczką zbytnich problemów z jedzeniem nie miałam do czasu, aż poszła do przedszkola. Wtedy okazało się, że skórki od chleba są bleeee, KAŻDA ryba ma ości, ziemniaczków nie je się, gdy są "ubrudzone" surówką i takie tam jeszcze inne mądrości dziecięce, których w tej chwili nie pamiętam. Jednakże w domu działały na nią różne triki, jak układanie pokrojonej na kawałeczki kanapki w uśmiechniętą buźkę, rysowanie na kanapce śmiesznych wzorów keczupem, układanie porcji obiadowych w gąsienicę. Najlepszą zachętą do jedzenia była zawsze możliwość czynnego udziału w przygotowywaniu posiłku (w sprzątaniu już niekoniecznie). Poza tym dawałam jej zawsze małe porcje na początek, żeby nie przeraził jej sam widok pełnej michy. Gdy jej posmakowało, sama upominała się o dokładkę. Jeśli pytałam ją, co chce na obiad, czy na inny posiłek, to zawsze dawałam dwie zdrowe propozycje- ona dumna, że sama wybrała, ja że i tak wyszło na moje :)
    Z młodszą już żadne zachęty niestety nie działają, bo albo Lidzia coś lubi i gdy tylko zauważy, że szykuję coś dobrego, to zaraz ciągnie mnie po swoją miseczkę, albo po samym wyglądzie stwierdza, że czegoś nie tknie i już. Nie przekonuje jej wtedy fakt, że wszyscy to jedzą i nie padają, ba! nawet autorytet starszej siostry tutaj leży, a w każdej innej sytuacji, co ona robi, to i Lidzia. Dlatego też chętnie poczytam wcześniejsze wypowiedzi, może coś i u nas zadziała, bo najbardziej przeraża mnie repertuar śniadaniowy mojej córy- kawalątek suchego chlebka popity kilkoma kubkami kompotu :/, później trochę się rozkręca, zwłaszcza od czasu, kiedy dużo przebywa na dworze, to na pewno wpływa na poprawę apetytu.

    Pozdrawiam i gratuluję kolejnego świetnego pomysłu na konkurs :)

    https://www.facebook.com/profile.php?id=100000891326301&ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  21. Muszę przyznać, że w sferze jedzenia mój synek nie jest niejadkiem. Ale myślę, że zapracowałam sobie na to już od pierwszych miesięcy jego życia. Przede wszystkim starałam się go karmić "na godzinę", czyli do 4 miesiąca podawałam mleko co 3 godziny, a później co 4. Wiem, że to tylko dziecko i owszem czasem plan karmienia trochę się "rozjeżdżał", ale mniej więcej stałe pory karmienia były ustalone... i tak jest do dzisiaj. Artur w ciągu dnia je trzy główne posiłki (śniadanie, obiad i kolacja) i dwa mniejsze (drugie śniadanie i podwieczorek). Jeśli nie zje na przykład drugiego śniadania, nie podaję w między czasie jakiegoś zapychacza w postaci ciastka. Nic mu się nie stanie jak się trochę przegłodzi. Wolę wtedy dać mu godzinę wcześniej obiad. Skutek jest taki, że te trzy główne posiłki są zawsze zjedzone. A po obiedzie zasłużony deser... właśnie to ciastko :)
    Poza tym, warto pamiętać, że dzieci do 3 roku życia kształtują sobie smak... podobno już nigdy później człowiek nie jest w stanie rozróżnić tylu smaków co dzieci. Nie pamiętam gdzie to wyczytałam, więc nie podam źródła, ale ogólnie to był bardzo fajny artykuł. Dlatego warto w tym okresie proponować dziecku wszelkie możliwe smaki... żeby się do nich przekonało i poznawało je. Wtedy rodzi się u dzieci większy apetyt na smaki. Ja zawsze starałam się i nadal się staram podawać różnorodne jedzenie mojemu synkowi, aby mały odkrywca poznał wszystkie smaki i zapamiętał je.
    Polecam też wspólne "kucharzenie" z dzieckiem i wspólne spożywanie posiłków. Już od najmłodszych lat zaproście swoje maluchy do kuchni, niech spróbują i dotkną produktów spożywczych. Nic im się nie stanie, jeśli poliżą trochę soli czy mąki. Mój synek zajadał się pieprzem, kiedy kroję cebulę to aż skacze, żeby mu dać. Uwielbia też lizać czosnek. Wiadomo, że z surowym jajem i mięsem trzeba uważać, ale poza tym, niech maluchy odkrywają świat kuchni! Ahoj :)

    Mordoklejka

    Plakat tutaj: http://mordoklejka-i-rodzinka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Na temat metod przekonujących moje starsze dziecko do jedzenia książkę mogłabym napisać. Przecież na jedzenie ona nigdy nie ma czasu. Mięsko zawsze jest za twarde, za miękkie, ma skórkę, nie ma skórki, jest za duże, albo w najgorszym wypadku nie chce przejść przez gardło. Ziemniaczki są zawsze za gorące albo za zimne i nie da się ich nadziać na widelec.
    Ostatnio wprowadziłam zasadę żadnego podjadania. Żadnych chrupek i innych zapychaczy. Serducho bolało jak wołała kisielek a matka wredna musiała odmówić. Ale w końcu pół godziny po obiedzie to brzuszek raczej nie jest jeszcze pusty.
    Sama wybiera sobie co mam jej ugotować na obiad. Dostaje książkę kucharską, przegląda i mówi na co ma ochotę i wspólnie robimy listę zakupów. A jak gotujemy razem to już w ogóle jest superowo.
    Poza tym na talerzu moich maluchów musi być zawsze kolorowo i śmiesznie. Wulkan z owoców z wylewającą się jogurtową lawą, samolot, buźka na talerzu czy inne zwierzątko zawsze przyciągają uwagę i jest kupa śmiechu.
    Majka to w ogóle najchętniej jadłaby tylko placuszki i naleśniki. Więc im nie żałuję. Przecież naleśnik może być zdrowy. Wystarczy do środka włożyć mięsko, gotowane warzywka, serek. Wszystko można przemycić;-)
    Anna Rachota

    OdpowiedzUsuń
  23. Plakat udostępniony na fb https://www.facebook.com/anna.rachota?ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  24. Mnie moja mama nauczyła wyliczanki. Mam już trójkę córeczek i przy każdej się sprawdziała.

    Leci, leci osa do Marianki nosa. Osa skręciła i do buzi trafiła.
    Leci, leci bąk do Marianki rąk. Bączek skręcił i do buzi trafił.
    Leci, leci mucha do Marianki brzucha. Mucha skręciła i do buzi trafiła.
    Leci, leci pszczoła do Marianki czoła. Pszczoła skręciła i do buzi trafiła.

    Jest przy tym troche wygłupów i śmiechu ale cały posiłek zawsze znika z talerzyka :)

    Pozdrawiam
    Karolina Lipowicz

    P.S. Link do udostepnienia znajduje się na moim facebooku : https://www.facebook.com/karolina.lipowicz.5?ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  25. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  26. Należę do tych mam, której dziecko nie ma problemów z jedzeniem. Ach źle napisałam bo przecież dzieci nie mają problemów z jedzeniem tylko rodzice mają problemy z dziećmi, które jeść nie chcą. Oczywiście przeczytałam ebooka z wieloma fajnymi radami, ale niestety ni jak one się mają do niemowlaczków bądź nieco starszych dzieci. Oczywiście nie wszystkie. Ja uważam, że to czy dziecko je czy nie w dużej mierze zależy od genetyki. Nasz syn je wszystko i my mamy odwrotnie: to nie On ucieka przed jedzeniem ale My przed Nim gdy coś jemy a czego On jeszcze jeść nie może:):). Najczęściej musimy jeść na zmianę (jeden bawi się z małym a drugi je) albo z partyzanta. Najlepsze jest to, że Jemu tego nie dam bo wiem, że niezdrowe a sama wpierdzielam:):). Wyrodna matka hehe. I mały je w sumie wszystko: zarówno gotowe słoiczki jak i to co Mu przygotujemy. Dla Niego jedzenie to przyjemność. Ale za to mój bratanek to przykład typowego niejadka. Ile rodzice się namęczą, żeby coś zjadł... To jest straszne. I nieważne, czy posiłek będzie na pięknym talerzu, czy pomoże w przygotowaniach - nie chce jeść i tyle. Męczy się przy jedzeniu strasznie - On i Jego rodzice. W Jego przypadku pomaga odwrócenie uwagi od jedzenia, żeby o Nim nie myślał np przeglądanie książki, pokazanie jakiejś nowej zabawki. On zajmuje się tymi rzeczami a rodzice Go karmią. Czasami już nawet w ruch idzie telewizor. I pewnie od razu pojawiają się myśli, że przecież tak nie powinno być, ale proszę to powiedzieć rodzicom, których dzieci nie chcą jeść!! Oni się cieszą jak zje kilka łyżek, jak zje cokolwiek i już nieważne czy przed telewizorem czy inną rzeczą. Trochę to smutne co pisze ale pokazuje, że karmienie dla niektórych rodziców jest wielkim problemem i czasem już nic nie pomaga. Ktoś może powiedzieć, że dziecko w końcu samo coś zje z głodu. A ja znam przypadek kiedy dziecko wpadło w anemię a jeść i tak nie chciało. Uważam, że najlepszym rozwiązaniem jest cierpliwość, wsparcie aby przeczekać ten ciężki okres bo przecież to minie. W końcu dziecko odnajdzie swoje smaki i przyjemność z jedzenia:):).

    https://www.facebook.com/photo.php?fbid=324016367724836&set=a.224325621027245.50034.224161851043622&type=1&theater

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://www.facebook.com/profile.php?id=100004698783296&fref=ts

      Usuń
  27. Ciężko jest dawać rady szczególnie kiedy w domu ma się totalnego jadka i takich kłopotów się nie ma... Ale może coś wymyślę:
    1. Na początku każdego dnia robienie obrazkowego MENU: dziecko samo układa posiłki, które mama uprzednio wydrukowała z internetu bądź dziecko rysuje wspólnie z mamą. W ten sposób dziecko samo ustala co zje na śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolację. Menu będzie umieszczone w kuchni aby dziecko widziało co założyło sobie, że zje w dniu dzisiejszym.
    2. Pomoc mamie w zakupach. Jeśli dziecko stworzyło swoje Menu może pomóc mamie w zakupach i przez to dowiedzieć się jakie produkty będą potrzebne do przygotowania poszczególnych posiłków np musimy kupić ryż, gdyż na obiad chcesz zjeść zupkę pomidorową z ryżem. Co jeszcze będzie nam potrzebne?
    3. Oczywiście pomoc w przyrządzaniu posiłków.
    4. Zabawa w restaurację. Mama to kelner a dziecko klient. Dziecko zamawia, kelner podpowiada, mówi, która zupka jest dzisiaj najlepsze (oczywiście ta, która właśnie jest w domku hehe).
    5. Opisywanie dziecku jakie właśnie je witaminki i jakie są ważne dla zdrowia np teraz jesz marchewkę, w której jest mnóstwo witaminki A, która sprawi, że Twoje oczka będą dobrze wszystko widziały.
    6. Plansza z narysowanymi symbolami poszczególnych posiłków, które dziecko samo odhacza, po jedzeniu. Po zdobyciu iluś haczyków dziecko dostaje nagrodę w postaci wspólnego pójścia do kina z rodzicami, na plac zabaw, na basen itp. Na pewno nie rzeczy materialne ale wspólny czas z rodzicami.
    7. Minizawody, współzawodnictwo - mama, tata nakładają sobie dokładnie takie same porcje jak dziecko i zaczyna się zabawa: Zobaczymy komu pierwszemu uda się zjeść zupkę.
    Mam nadzieję, że któryś z tych pomysłów pomógłby mi gdyby moje dziecko nie chciało jeść:):).
    Hanna Matczak
    https://www.facebook.com/hanna.matczak?ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  28. -Zjesz obiadek?
    -Nie
    -zjesz rybkę?
    -Nie
    -zjesz kabanoska?
    -Nie
    -A co zjesz?
    -Nie! < odwraca się na pięcie i ucieka >

    "Nienia" nie mamy, ale coś dzieciowi do jedzenia dać trzeba.
    U nas ostatnio najlepszą metodą okazała się metoda na lekkie przetrzymanie.
    Wychodzę z dzieciem na dwór. Tam szalejemy, skaczemy, tańczymy, gramy w piłkę, wygłupiamy się w piaskownicy. Po takim wybieganiu nie ma możliwości, żeby dzidziorek nie miał ochoty zjeść (a i matka kilka kalorii spali). Kubulas zjada z apetytem całą porcję i patrzy, żeby mama dała jeszcze jabłkiem przegryźć:) Nawet polubił dorosłe zupy, które wcześniej były niejadalne.
    Po sytym obiadku lecimy znowu na dwór i tak w koło Macieju :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beata Jagielska
      udostępnione na Szczęściu Mamy
      https://www.facebook.com/SzczescieMamy

      Usuń
  29. Zjesz na obiadek tarte pyry i...syfon?
    Nie!
    A co chcesz?
    Kisiel z octem,poproszę!!!

    OdpowiedzUsuń
  30. Moją Justynkę nie raz również jest ciężko przekonać do jedzenia, mówi, że nie jest głodna lub tak się ociąga, że zjedzenie obiadu trwa godzinę. Wtedy pomaga gdy sama ją nakarmię, ale mała jest na tyle duża, że powinna jeść sama. W domu mamy określone pory kiedy jemy śniadanie, obiad i kolację dlatego mała widzi, że jak jemy to i ona powinna coś zjeść. Natomiast, gdy jesteśmy u babci i dziadka na obiedzie na przykład, to córka jest na tyle zajęta zabawą itd że nie myśli w ogóle jeść. Trzeba ją namawiać, bo nie wierzę, że po pół dnia nie byłaby głodna. Wymyśliliśmy taką zabawę w latającą sroczkę, i wystawiamy łyżeczkę z jedzeniem, po czym odwracamy się i wołamy sroczkę ;) sroczka to oczywiście nasza mała córeczka, która "pod naszą nieuwagę" ma szybko zjeść to co jest na łyżeczce a my potem zdziwieni mówimy, że "kto to zjadł?". Ten sposób naprawdę działa ;) Mała potrafi tak zjeść cały posiłek, ale trzeba niestety się trochę poświęcić samemu. Inny sposób to mówienie, że mama lub tata zje np całą kolację i nic nie zostanie dla naszej córeczki ;) oczywiście w żartach. Wtedy mała szybko się zrywa i biegnie, a my wołamy kto pierwszy zje ;)

    Pozdrawiam, Basia Bęcka.

    https://www.facebook.com/Busia91/posts/455402897871343

    OdpowiedzUsuń
  31. Historycznie:
    Mama Zosi była niejadkiem. Już jako kilkumiesięczne niemowlę odmawiała picia mleka, co było dość kłopotliwe dla rodzicieli. Sposób prababci Zosi na karmienie mamy: w holu stał wielki zegar, jak się go ustawiło na godzinę 12, zegar robił "bim bom" - mama z zachwytu buzię otwierała, baba butelkę jej buch - do buzi, kilka łyków i tak od początku, aż butelka była pusta.
    Kilkanaście lat później, ta sama mama, żeby wieść przyjemne życie na studiach dziećmi się opiekowała. Raz trafiła na taką Maryśkę, co to też jeść nie chciała. Mama, studentka psychologii, gdzieś tam poczytała i wyczytała o pacynkach. To był strzał w dziesiątkę - Maryś mamy nie słuchała, dziadków nie słuchała, słuchała pacynki krówki Mu, która dydaktycznie tłumaczyła, dlaczego warto jeść owoce. Słuchała żaby Kermita, który ścigał się z nią, kto szybciej spałaszuje jedzenie z talerza. Słuchała małej owieczki, której sama pokazywała, jak trzeba jeść,warzywa. Pacynki wygrały, później służyły nam jeszcze wiele razy, przy wszelkiego rodzaju buntach ubraniowych, nauce chodzenia do przedszkola itp. Matka serdecznie poleca.
    Kiedy już matka sama dorobiła się swojej własnej Zosi, okazało się, ze Zocha ta też niejadkiem jest - tylko jak tu przekonać 11 miesięczniaka do jedzenia - racjonalne argumenty odpadały. I wtedy w domu polała się krew! Okazało się, ze nasz Zoś najlepiej wcina, jak opowiada mu się jej ulubione bajki, ale tylko te z dreszczykiem emocji, niczym sensacyjny film. Więc mama opowiada o Maksiu, który chciał lampkę sięgnąć i upadł i "głupia lampa, Maks płacze, leci krew, ał, ał...." i o piesku, który Maksiowi ciacho zjadł. Zoś słucha z otwartą buzią, zafascynowała, a jedzenie wchodzi i zostaje. I tak matka na pamięć wszystkie bajki zna, i cała rodzina je zna i opowiadamy podczas kąpieli, spaceru, buntu ubraniowego, ćwiczeniach.....po raz setny każdego dnia. Ale obiad zjedzony jest - jest!

    Asia Łuczkanin

    i nasze udostępnienie - https://www.facebook.com/joanna.luczkanin

    OdpowiedzUsuń
  32. Kiedy Oska nie chce jeść
    babcia włosy z głowy rwie
    I podtyka mu mu pod nosek
    kartofelki, mięsko, soczek.
    Może zupkę, czy jajeczko.
    Jednak z mamą nie ma tak lekko.
    Mama na spacer zabierze Osę,
    do parku, do lasu, w piaskownicy zrobi zamek i fosę.
    Gdy do domu wracamy, wszystko wcinamy.
    Zupkę, szpinaczek, jajko , ziemniaczek.
    Bo na apetyt najlepsze świeże powietrze i ruch.
    Po wielkiej wyprawie maluch jest wielki zuch
    i je aż mu się uszy trzęsą :)
    Katarzyna Namińska
    Udostępniono :https://www.facebook.com/kasia.naminska?ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  33. w sumie u nas z jedzeniem nie ma problemów. Kalina jest wszystkożerna.. właściwie mam wrażenie, że je cały czas..;) nasz sposób na to, żeby chętnie jadła to pozwolić jej jeść samodzielnie, nic, ze wszystko w koło może być umazane, ze we włosy jogurt będzie wtarty, że na ścianie zostaną odciski małych rączek umytych w zupie;) ale jaka to frajda jak można jeść samodzielnie!! i nie poganiamy. kiedy potrzeba jest celebrować posiłek czekamy aż to ona da znać, że już jest najedzona.
    jeśli natomiast panienka kreci nosem, wtedy my jemy swoje a ona na pewno przyjdzie sprawdzić czy jej będzie od nas smakować;)

    Iwona Górkiewicz
    udostępniony plakat: https://www.facebook.com/iwona.gorkiewicz

    OdpowiedzUsuń
  34. Agnieszka Ciechanowska22 kwietnia 2013 08:41

    A więc nasze rady są proste i pewnie wiele Mam tak robi jak my po pierwsze element zaskoczenia i ciekawość Maluch podpatruje ze coś się zaczyna dziać w kuchni oczywiście trzeba troszkę przegłodzić, potem czuć już pierwsze zapaszki i wtedy zabieram Majkę i podglądamy razem co się dzieje w piekarniczku pokazujemy głaskamy się po brzuszku itp.A potem juz tylko zasiadamy w miarę możliwości wszyscy przy stole zawsze przy stole zadnego biegania z jedzeniem! Maja dostaje swoje sztućce talerzyk i kurcze... zawsze coś wsunie czasem niewiele ale zawsze!Także kochani, przygotowanie posiłków z miłością, wspólne siadanie do stołu,swoboda Malucha przy jedzeniu nie ważne czy się ubrudzi czy coś spadnie, absolutnie nie spieszne: jedz jedz... i będzie dobrze. Nasz drugi sposób to jedzenie suchego chlebka z kaką nad jeziorem, Maja zamiest kace sama chętnie zajada:)

    OdpowiedzUsuń
  35. Agnieszka Fimiak
    udostępnione tu: https://www.facebook.com/agnieszka.fimiak.7/posts/366607433448302
    Ja mam tylko kilka sposobów, wcale nie wymyślnych a sprawdzonych przez pokolenia. Dodam, żeby nie traktować tego jakoś jak wytyczne w swojej walce z niejadkiem ale wypróbować warto-może i przy waszym dziecku się sprawdzi.
    1. Po pierwsze primo NIE ZMUSZAM do jedzenia. Nikt z Nas nie lubi jak się go próbuje zmusić do czegoś na co nie ma ochoty a już tym bardziej nikt nie chciałby aby wciskać mu coś do paszczęki, co nie?
    2. Po drugie to KARMIĘ KIEDY DZIECKO CHCE JEŚĆ. Dzieci bardzo dobrze potrafią zakomunikować, że są głodne, oj potrafią, nie tylko te najmłodsze. Starsze woła "mama am" i wiadomo o co chodzi.
    3. Po trzecie jak już jest taki dzień, że widzę, że zjadło tyle co nic to daję wybór: chlebek ze serkiem, czy z wędlinką? Coś wybrać musi, tak już jest skonstruowane:-)
    Więcej sposobów nie mam bo przyznam, że nie musiałam żadnych stosować. Te zasady w zupełności się u nas sprawdzają. Kiedy jest pora posiłku a córka nie ma akurat ochoty, trudno. Odkładam i najwyżej odgrzewam-przecież nikt nie powiedział, że odgrzewane to niedobre. Wolę tek niż przez 20 minut namawiać ją żeby zjadła i i tak nic z tego nie wyjdzie. Po jakimś czasie sama poczuje i zawoła i zje obiad ze smakiem a nie pod przymusem.

    OdpowiedzUsuń
  36. Jestem mamą 18 miesięcznego wybrednego w jedzeniu Michała. Oj ile ja się muszę namęczyć żeby on czegokolwiek nowego spróbował :/ totalna masakra.
    W jadłospisie mojego dziecka brakuje dużo potraw bo nie ma sposobu żeby je chociaż spróbował to myślę że sam do nich dorośnie i z ciekawości kiedyś spróbuje.
    Zawsze jest problem jak synek zostaje z kimś innym niż z rodzicami albo nianią bo on nigdy głodny nie jest przecież. Wygląda to mniej więcej tak.
    Jedna babcia woła otwórz buziunie, otwórz buziunie taki sposób na karmienia ma, Michał z wrażenia co babcia mówi buzie otwiera troszkę zje i on już nie głodny.
    Druga babcia nosi od okna do okna "popatrz jakie auto jedzie" i pach do buzi sposób na odwrócenie uwagi Michała.
    Niania jak go karmi opowiada piękne historie o odkurzaczu co stoi w szafie (aktualnie mój syn ma fisia na punkcie odkurzacza), o desce do prasowania i żelazku albo o sąsiedzie podglądaczu co zbiera szyszki do koszyka. Nie ważne jaka historia, ważne żeby z przejęciem i ciekawie opowiadać.
    A rodzice mają sposób taki że syn je razem z nami.
    Przez 1,5 roku życia mojego dziecka bardzo dużo rzeczy musiałam się nauczyć, między innymi tego jak karmić dziecko które nie chce jeść. Przyznam, że był czas kiedy przy jedzeniu oglądaliśmy książeczki bo jak była odwrócona uwaga to ładnie się najadał, a jak nic się nie działo to tylko pierwszy głód zaspokoił i było pojedzone. Na szczęście jest kilka zdrowych potraw które zjada chętnie a że czasami zjada je na okrągło bo wszystko ile jest ble to tylko mu na zdrowie wyjdzie:)
    Justyna Hausner

    https://www.facebook.com/justyna.hausner.9/posts/177489382408510

    OdpowiedzUsuń
  37. Sposby na dzieciorro aby zjadł chętnie coś innego niz słodkie...?
    U nas niestety dosyć barbarzyńskie sposoby : wyhasać małolata na placu zabaw, zmęczyć jazdą na rowerku , zasapać na pływalni albo wygilgotać tak ,że o mamciu - tchu brak. Niestety to nie są metody na codzienne stosowanie , więc trzymam się złotej zasady - nie wciskam , nie latam z łyżeczką, nie nagabuje - ufam ,że nawet tak młody organizm wie czego i kiedy mu trzeba.No a dwa to - próbować co się daje dzieciaczkowi- jesli nam to średnio smakuje nie wymagajmy aby trzęsły się za tym uszy naszej pociesze ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. Dla niejadka jedzenie to nie gratka. Dorosły wie, że jedzenie to ważna sprawa, podczas jedzenia może być też niezła zabawa. Wiemy też, że dzieci uwielbiają kolorowe rzeczy. Wykorzystaj więc ten fakt mamo lub tato i zainwestuj w kolorowy zestaw akcesoriów do jedzenia dla maluszków mniejszych i tych większych. Najlepiej kupować talerzyki i miski, które mają na dnie jakąś kolorową postać z bajki. Moja córeczka Amelka (17 miesięcy) ma na dnie miseczek misia z Bobovity (którego uwielbia) oraz małą myszkę Minnie. Kiedy rozpozna swoją ulubioną miseczkę je w pośpiechu i co chwile zerka w nią z niecierpliwością, aby zobaczyć czy już widać choć kawałek jej ukochanego misia. Dzięki temu zjada wszystko, co jest akurat w miseczce. Kolorowe sztućce z przeróżnymi wzorami i postaciami na końcach również urozmaicą spożywanie jedzenia. Każdy posiłek to inna łyżeczka, aby dziecko się nie znudziło (w naszym zestawie mamy 7 różnych łyżeczek i 3 różne widelce).
    Kolejnym sposobem na niejadka jest przybieranie potraw i robienie z nich różnych postaci-twarzy misiów, samochodów, samolotów, kokard itd. Wyobraźnia rodziców jest tu bardzo mile widziana.
    Jeśli to pomoże to pozwól dziecku jeść rękoma lub jeśli chce spróbować jeść łyżeczką, to niech próbuje. Będzie miało z tego większą frajdę i poczucie, że to ono, a nie my zadecydowaliśmy jak ma jeść. Ważne, aby nie zniechęcać go i nie mówić dziecku, że czegoś nie może bo się ubrudzi.
    Cóż tak nie wzmaga apetytu jak świeże powietrze. Po kilku godzinach nieustannej zabawy na powietrzu każdy będzie głodny. Dziecko to nie robot i w końcu zgłodnieje na tyle, że samo przyjdzie poprosić o coś do jedzenia i picia.
    U nas to działa :)

    Aleksandra Gaweł
    link udostępniony pod adresem: https://www.facebook.com/AleksandraGawel86?ref=tn_tnmn

    OdpowiedzUsuń
  39. Podobno jeszcze żadne dziecko, które ma stały dostęp do jedzenia, nie zginęło z głodu...Jako mama dwójki dzieci napiszę tak, młodsze je i lubi, to co starsze, naśladownictwo chyba naturalne, starsze, jako bardziej kumate i przedszkolne zna mniej więcej, co jest zdrowe i wymieniamy witaminki np. marchewka ma dużo wit. A,która "działa" na oczka skoro chce obejrzeć bajkę, to marchewkę trzeba schrupać :) Fajnie jak dzieci mają swój udział w przygotowaniu posiłku, choć kuchnia potem do generalnego remontu... no i jedna z zasad to nie dawać za dużego wyboru, niech dziecko wybierze na co ma ochotę z dwóch rzeczy, np. jajko czy pomidor, czyli krótko i treściwie ;)


    Agnieszka Rados-Dargiel
    https://www.facebook.com/agnieszka.dargiel.9

    OdpowiedzUsuń
  40. Jako że spóźniliśmy się a poza tym nasza wypowiedź znajduje się w e-booku to napiszemy tylko że naszym sposobem na niejadka są kolorowe potrawy które są dla dziecka bardziej apetyczne i nasz dzisiejszy pomysł
    http://dziecinstwopannym.blogspot.com/2013/04/niejadek.html

    OdpowiedzUsuń
  41. WYNIKI TU --> https://www.facebook.com/photo.php?fbid=330587400401066&set=a.224325621027245.50034.224161851043622&type=1&theater

    dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Niestety sinlac to sam cukier i zapychacz:-( po co dziecku cukier w tym wieku nie wiem. Blog fajny, ale tym sinlaciem mnie rozczarowalaś. Lepiej dziecku dać coś zdrowego, jako mama alergiczki piszę, kasze bez cukru - jaglana, gryczana, a nie tylko sztuczne kalorie plus "witaminy", od małego uczmy dzieci jeść zdrowo a nie byle co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, może nie wyraziłam się jasno ale Sinlac uratował życie mojemu dziecku. Jeśli uważnie przeczyta się opakowanie to jasno jest napisane, że to produkt specjalnego zastosowania. Bolo jest skrajnym wczesniakiem, potrzebowal bomby kalorycznej, gdy w wieku 4-5 miesiecy musielismy odstawic KAZDE mleko, nawet najbardziej wyczarowane przez medycyne [probowalismy wsyzstkiego co jest na EU i US rynku...] to Sinlac był jedynym bezglutenowym, bezsojowym, bezbialkowym produktem dostosowanym do jego wieku. I Sinlac to nie sam cukier. Silac to głownie alternatywne bialko niezbedne do rozwoju i wzrostu, ktorego nie moglismy mu zapewnic poprzez mleko....

      Usuń
  43. Kredko, moje małe tez ten tran pije i to nawet chętnie. I te jej kasze bezmleczne i bezsmakowe tym czarowaliśmy, ale mnie ostatnio pediatra zmartwiła informacją, ze tran dla takich maluchów (mniej niz 3 lata) to nie bardzo dobry pomysł jest, bo wzrost opóźnia, a ciężarne to juz w ogóle nie powinny tykac. I że nie ma absolutnie żadnych badań udawadniających wpływ tranu na odporność. I mam zgryza i sie tych dha trzymam, ale kojejnej butli juz nie kupię. :o(
    Argilae

    OdpowiedzUsuń