poniedziałek, 19 listopada 2012

faJny czlOWiek

Moja przyjaciółka, Mama Dwojga w sprawach macierzyńskich zawsze mnie super wspierała.
Nasza przyjaźń trwa od prawie 30 lat [serio!] odkąd na podwórku szkoły paluchami pokazałysmy sobie gdzie mieszkamy i okazało się, że prawie blok w blok.
Tak więc niezależnie gdzie nas losy rzucały w życiu [mnie rzuciły a to do Kanady - bleee a to do Czech - bleee - ja po prostu kocham Wawę, i nie zamienię, no może na Barcelonę ale to na rok góra i bez Dzieciora czyli odpada do 2020] zawsze jak się spotkałyśmy było jak dawniej, jak zawsze, normalnie, jakby przerw letnich nie było.
Fajnie mieć taką Mamę Dwojga.
W każdym bądź razie Mama Dwojga wspierała mnie mega mailowo gdy Bola w Pradze na świat wymęczyłam i ten świat jednak nie okazał się obłożony króliczkami i uczuciem spełnienia a raczej poczuciem dna i tego, że tracę, tracę... zyskuję dziecko, kogoś kto sprawi, że już nigdy przenigdy nie będę sama.
Nie zawsze to miało wydźwięk pozytywny...
I Mama Dwojga, która sama wtedy spodziewała się Drugiego napisała jednego z najważniejszych maili w moim matulowym życiu.
Napisała tak: pierwsze tygodnie to w ogóle stracone dni są, hormony dostają pierdolca i się albo beczy ze szczęścia albo się beczy bo beczy. Następne 3 miesiące to rzeźnia. Kolejne trzy masakra. Potem jest dramat przeplatany z komedią a potem zaczyna robić się fajnie. A poźniej - masz w domu 'fajnego człowieka'.
Uwierzyłam Mamie Dwojga [najbardziej w kwestii rzeźni wierzyłam ] i się chyba doczekałam.
Mam w domu fajnego, małego człowieka.

Mój fajny, mały człowiek potrafi przekazać mi wszystkie swoje pragnienia a ja go rozumiem.
Zaczął doceniać sen [moje geny!] i się sam doprasza aby iść 'haaapsi'.
Wie, że tulenie jest przyjemne i z tego korzysta.
Okazuje się, że bywa jednak głodny i o tym mówi. Wprawdzie moje dziecko aby otrzymać kotleta musi zaczekać na 'dzyńdzyń' domofonu i myśli, że kotlety robi Pan z Windy ale grunt, że polubił jeść [moje geny!]
Potrafi wymyślać śmieszne zabawy, które i mnie śmieszą - np. leżymy na wznak w łóżku i udajemy roboty, kiwając na boki głową mówimy 'i-o-i-o-i-o' - w 100% zasady gry wymyślił Kurduplasty.
Zaczął być fajnym kompanem. Oglądamy razem te same bajki i wciągamy się w tą samą fabułę [Reksio ratujący dom z pożaru - klasyk!] - kładzie się na kanapie i z ulgą oznajmia 'la-ksi' [relaksik], tańczy jak tylko usłyszy muzykę, mając poczucie rytmu po Tatusiu czyli na minusie i tym samym przymuszając Matkę do ruszenia zadem.
Najbardziej na świecie po rodzicach kocha swoją Ciocię Asię a moją siostrę i jedynie dla niej ma zarezerwowany swój uśmiech amanta [z figlarnym spojrzeniem z pod rzęs]
Potrafi się droczyć i ma niezłe poczucie humoru, rozumie zabawę w 'całusowy atak' jaki przepuszczamy na Tatę albo Ciocię, rozumie cały [tragi]komizm sytuacji gdy Mama biega i goni Tatę po całym mieszkaniu aby go uszczypnąć w dupala a ten zwiewa serio wystraszony [i nawet trochę piszczy]

Tak. Mam w domu fajnego, małego człowieka. Mama Dwojga miała rację. Rzeźnię, masakrę, tragikomedię nadal regularnie zaliczamy ale wszystko wskazuje na to, że mamy okazję towarzyszyć powstawaniu fajnego LUDZIA.

No i ten Ludź nasz na wyższy i wyższy etap zabawy wchodzi, co dzień zaskakuje pomysłowością. I umorduje Starych do granic sił bo jeszcze i jeszcze, i baw się i najlepiej żeby dana zabawa nigdy, przenigdy się nie kończyła [pracujemy nad złością, która przychodzi gdy się okazuje, że jednak skończyc kiedyś się musi - jakieś rady-porady?]
I chce Wam pokazać dwie fajne zabawki, które są 'dziwne' i które oceniałam 'taaakse' na początku a które okazały się mega zabawkami. I obie oceniam na szóstkę jeśli chodzi o oryginalność.

Pierwsze to POPPER. Poppera kupiłam jakiś czas temu i byłam rozczarowana, nie powalił mnie, schowałam do szuflady aż do niedawna kiedy Poppera wytargał Tata. Popper jest brzydki - i w tym jego cały urok [jak  Gérard Depardieu], no i nasza wersja ma koszulkę w czachy [yeah!] Popper polega na tym, że do nosa wsadza mu się piankowe kulki i strzela naciskając brzuszydło. Kulki są zielone więc wiadomo, że to gile i wydmuchać je trzeba. A to, że strzela się gilami w kogoś jest najśmieszniejsze na świecie. Tata strzela w Bola, ten zwiewa, potem razem gonią gila [gil to cenna zdobycz bo Mama daje do zabawy tylko jednego na raz], Bolo ładuje armatę i od nowa. Godzinami. Coś mi się zdaje, że lada moment trzeba będzie drugiego Poppera dokupić i rozpoczną się pojedynki. Do tego Kurduplasty pięknie koorydynację ręka-oko ćwiczy i gila sam załadować potrafi. Dodam jeszcze, że Popper jest z mocnej gumy i gdy cięższa artyleria na zęby czwórkowe, bolące potrzebna Popper przychodzi z wielką pomocą.

My Poppera kupiśmy TU ---> Koszulka w Czachy


 
 
 
 
 
 
 
 
 
Drugie to zestaw muszelek Bilibo. O Bilibo było straaaaszliwie głośno w necie. No ciekawe, ciekawe myślałam i tyle. Coś nie czułam tego 'czegoś' co nie wiadomo po co jest. I niby zdjęcia pokazują, że Dzieciory mnóswto zastosowań znajdują to ja, niby taka pfff kreatywna jakoś tego nie czułam. Mini Bilibo wygraliśmy w konkursie sklepu Tublu. Jak przyszła paczka Tata Bola popatrzył i stwierdził 'ale co to w ogóle jest', a ja na to 'no właśnie nie wiadomo...' Ni to miska, ni to muszelka, ni to kapturek.. Co to za cholera?
No i okazało się, że dorosły to jednak ciemny i ograniczony już człowiek bo Bolo natychmaist wiedział co robić, i robi już 4 tydzień, co raz to nowe misje znajduje. Muszelki tak mocno pobudzają Dzieciora wyobraźnię, że właściwie biorą udział w każdej zabawie. Bo można w nich nosic, może pod nimi chować, można z nich jeść, można się bawić wodą w wannie, można wkładac paluchy w dziury, można rzucać, składać, rozkładać, segregować, mogą być telefonem, mogą być hełmem, mogą byc domkiem, mogą być bączkiem, mogą, mogą, mogą... być wszystkim.
Przykład plastikowej [przyznaję, że super jakości - cytat z Taty Bola 'o. porządny ten plastik.'] zabawki a bardzo mądrej.
Trzeba zaufać Dzieciorowi, że doskonale będzie wiedział co z COSIEM robić.
Super 'coś' to jest i polecamy totalnie. I kupujemy dużego Bilibo natychmiast.
Mini Bilibo do kupienia TU ---> Takie COŚ

[na zdjęciach jest przykład jakie są efekty gdy Tata dobiera ubranie więc estetów przepraszamy]

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

3 komentarze:

  1. oj tak miseczki przetestowane też przez babę, która Pana Kredkę odwiedziła i zabawa z rekwizytem trwała co najmniej pół godziny bez ingerencji dorosłych. rewelacyjna sprawa!
    i potwierdzam, ten przeprzystojny mały mężczyzna to naprawdę fajny człowiek!:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugi wieczór po narodzinach w domu był dla mnie taki przełomowy, po kąpieli popatrzyłam na Niusię i beczałam, beczałam, beczałam. Przyszła mi myśl, że właśnie od tej pory już nigdy nie będą sama, muszę wziąć odpowiedzialność za to nowe życie, nie tylko teraz, ale już ZAWSZE! Od tej pory będę odpowiedzialna za nowego człowieka i za to kim będzie, co mu przekażę i będę musiała nieść konsekwencje nie tylko swoich działań, ale w przyszłości i mojego dziecka, bo to ja je wychowam. Spłodzić dzieciorka łatwo, ale wychować to jest ciężka praca, często niedoceniana, przez co mamy zostające z dzieckiem w domu są niestety wciąż postrzegane źle, bo się nie rozwijają, nie dbają o swoją karierę itp A g@$#$%no prawda! Wychować, a nie wytresować czy wyhodować dziecko to jest mega wysiłek i trzeba w to mnóstwo pracy włożyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas nie sprawdziła się niestety ani pierwsza, ani druga zabawka. Gilacza jeszcze trzymam, z nadzieją, że za jakiś czas zaskoczy. Ale miski już trafiły do dzieci koleżanki, ale tam też tylko zbierają kurz. Ale widzę, że Bolo świetnie sobie z nimi poradził :D

    OdpowiedzUsuń