środa, 19 września 2012

pięć złotych. więcej NIE DAM!

Zacznę od wyznania.
Prawda gorzka jest taka, że nie jestem twórczo-kreatywną mamą, która potrafi wydziergać słonia z poszewki czy koguta ze starych spodni. Nie umi.
Nie umi ta Matka Bola szyć, a gdyby nawet umiła, to nerwowo by się chyba wykończyła tym całym cyckaniem się, czasem który musi być jakiś okrutnie długi żeby własną kołdrę wydrutować a do tego dochodzi jeszcze niewiadomy przecież efekt końcowy. Szlag by mnie prędzej trafił.
Nie jestem też nawet w 1/10 perfekcyjną Panią Domu bo bazalki na balkonie nie hoduję, kiełków nie serwuję, pomidorków od farmera nie wybieram i nie używam razowych makaronów bo pachną tekturą i są brzydkie. Cykoria kojarzy mi się z chomikiem a karczochów się boję
Nie gotuję raczej. No bo ja sobie wszystko wizualizuję. I od razu widzę dramatyczny obraz mnie utytłanej w zabójczych mięsno-jajowych bakteriach a tu Kurduplasty właśnie z kanapy zejść próbuje, albo widzę tą piękna sałatkę w swojej głowie ale do wizji od razu dołącza Bolo mędzący pod nogami a mi jeszcze tyle krojenia zostało...
No mogłabym jak śpi. Ale na Boga! Ja też człowiek! Kawa bez paluchów synkowych w kubku i mi się należy. No.
Sprzątam bo sprzątam, bo lubię ładne rzeczy a ładne rzeczy w bałaganie giną. No to sprzątam.
Z prasowaniem czekam na Tatę Bola ale wyprać umi.
Odkurzyć umi i podłogę i nos Bolowy.
Zmywać musi, bo próbowała nie i kiepsko się to kończyło gdy nagły głód nachodził Kurduplastego a tu łyżeczki ninuninu ani miseczki dzieciowej. Wyjusa u nóg przy zmywaniu mieć nie znoszę. No to zmywam.
Tak więc ani twórcza, ani kreatywna, ani zaszywająca łaty, ani dziury łatająca ani obiady serwująca ta Mama Bola i Żona Taty Bola nie jest. Może chociaż fajna jest myślę sobie bo samoocena rzecz ważna a zaraz mi poleci na łeb na szyję i skończy się czekoladą w paszczy.

A w takie dni jak dziś gdy pada i pada i pada i pada i cholera pada joba Mama Bola z Bolem w domu dostaje. Mam limit czasowy na zabawy z dziecięciem. Trzecia godzina krytyczna się staje i wtedy nawet ja muszę trochę się wysilić żeby dzieciora [kocham, kocham.] od siebie odciągąć choć na parę minut i na parę centymetrów. Jak nie pada to do wózka i kolejne dwie godziny mijają miło i zdrowotnie [ no może nie zdrowotnie dla portfela ] Ale jak pada?! Książki były, tańce były, wszelkie hauhały były, ukladanki, klocki, piłki, muzykowanie było - a czas nie płynie! Gości nie ma bo dzieciorowe ludzie same teraz gile odciągają a niedzieciorowe przychodzić nie chcą w dzień - jak człowiek normalny. I jakieś prace mają i inne wymówki jakieś.

W takie dni trzeba mózg zflaczały wytężyć, wyjść poza schematyczne myślenie i Kurduplastemu rozrywkę jakaś zapewnić w ramach zdrowotności psychicznej Matki. O dziwno często, a wynika to zapewne z desperacji, udaje się cos wymyślić chociaż często wydaje mi się, że już w domu niczego nietknętego przez Bola nie znajdę. Opisaliśmy już jeden pomysł jak można używać fujfuj kawo-herbaty w kapslach.

Ameryki zapewne nie odkrywam jednak podzielę się swą niedolą i niewolą i tak.
Najlepsze jest to, że większość tych atrakcji poniżej nie wymaga żadnego nakładu pieniędzy albo są to sprawy groszowe. No dobra z jednym wyjątkiem będzie za złotych 19.

Spinacze.
No spinacz prawdopodnie kupiony pojedyńczo kosztowałby parę groszy. Cała fura kolorowych spinaczy kosztuje parę złotych a dziecko ma radochę niczym Matka jedząc semifredo.
Spinacze potrafią być krokodylami, poza tym można je pozaczepiać po całym domu w różnych miejscach. Zanim Kurduplasty się wszędzie doczłapie, poznosi to cztery litery matuli na kanapie parę minut zalec mogą.
Jedna ważna uwaga, 'na codzień' spinacze muszą być surowo zakazane, u nas wiszą karnie na balkonie i można się tylko objeść smakiem patrząc na nie przez szybę.


 
 
 
Kosz na pranie.
Banał. No banał ale jakiż użyteczny. Można w tym siedzieć, jeździć, wspinać się, wrzucać do środka różności, potem wyjmować rzecz jasna, można potraktować kosz jako chodzik, jako statek, jako auto, jako pudło, jako kryjówkę a nawet jako więzienie [ta opcja Mamę Bola korci najbardziej]

Jarmarczny wiatraczek
Brzydal nad brzydale ale zaczepiony przez Tatę Bola na barierce balkonu zamienił się w boskiego fruuuuuu, reagującego na wiaterek szuuuu. I gdy szuuuu rusza fruuuu Kurduplasty siedzi zahipnotyzowany i powtarza dwie sylaby jak w amoku. I parę minut do przodu znów jesteśmy a może nawet i kibelek w samotności zwiedzić można.

Pacynka
Nie jestem pewna czy takie coś na sznurkach i patykach to pacynka czy raczej marionetka. Tak czy siak rusza się to JAKBY SAMO!!! Minus taki, że jednak dorosły potrzebny jest do kierowania breaktańcami Żaby owej jednak wyrównuje to plus ogromny w postaci totalnie nieopanowanego śmiechu dziecka, trwającego na tyle długo, że się bidol zmęczy i nawet o te pół godziny wcześniej na drzemkę nas opuści [hihi] Ta nasza żaba kosztowała dychę na jakimś starganie, kupiona w przypływie rozpaczy, że w wózku Jęczybuła jedzie i jechać bedzie i jęczybulić dalej.

 
 
 
Kurde Bela
Do zabawy w KURDE BELĘ potrzebujemy miękkiego podłoża [np sofy] i jakiejkolwiek 'szmaty'. U nas najlepiej sprawdzają się rajty, bo już radocha z ich ściągania sugeruje, że będzie wesoło.

Kurde Bela polega na tym, że 'napierdziela' się ile sił w rączkach i pluckach szmatą w kanapę i krzycząc 'Kurde Bela Kurde Bela!!' [oczywiście to dorosły drze się a Kurduplasty pada ze śmiechu]
Po paru razach Małe załapuje o co chodzi w Kurde Beli i sam nawala rajtami piszcząc i wrzeszcząc.
Śmiechu kupa. Ale ta zabawa ma pewnien tajny plan. Mianowicie ma zmęczyć Bola i zasugerować drzemkę te pół godzinki [proooosi Mama] wcześniej. Plan jest dobry, tajny i wogóle, jednak nie przewiduje, że po zabawie w Kurde Bela i Mama jest na drzemkę gotowa. Polecamy z Bolem na wyładowanie emocji, czasem złości czy nagromadzonej energii.

 
Dmuchana rękawica
W związku z tym, że prezerwatyw w domu nie ma a balony to dostajemy gratis do każdych prawie zakupów to jedyne co dmuchnąć można [oczekując na Tatę] to rękawiczka do sprzątania.

Taki balon z wymionkami powstaje. U mojego osobistego Kurduplastego wywołało rekację pt. 'Mama! Mam rzyga na twarzy!' i do gustu mu nie przypadło. Ale może nie każde dziecko na wymionka takie wrażliwe będzie.

 
PINGU
Mimo, że jestem pedagogiem to dziecku bajki pozwalam ogladać [ i zachodzę w głowę jak w erze przed TV te bidne matule wciskały te zupki we wrednie zacinięte usteczka ukochanch swych pociech...]

Bajki mamy ulubione, wychodzi ich jakies 4 dziennie po 5 do 10 minut. Wierzę szczerze, że mózg mojego dziecka od tego nie dozna uszczerbku a wręcz mogłabym opisać pozytywy ale to nie ten temat.
Tak więc Pingu to KAŻDY pingwin w naszym otoczeniu [a Wy macie dużo pingwinów w swoim otoczeniu?]
Ten oto Pingu poniżej jest najfajniejszym nakręcakiem na jakiego trafiliśmy. Ten cycek do kręcenia jest na tyle długi, że palce nie bolą i łzy nie ciekną gdy Małe prosi 47 razy - nakręć.
Ten Pingu dodatkowo jest z drewna [wiadomo, moja kochana firma Plan Toys] i jest absolutnie sympatyczny z twarzy, taka kulka z nosem [może Bolowi przypomina Mamę i dlatego go tak kocha?]
Pingu po nakęceniu tupta. Mnóstwo pisku i tuptuptuptup mówienia.
Pingu chodzić może wszędzie co wspaniale wspomaga niezrozumiałą dla mnie potrzebę stania mojego dziecka. Szczerze polecamy, super Pingu, pyyyyszny zresztą on też jest jak widać.
Pingu kupiliśmy TU ---> TupTup i to on właśnie zaburza nam śrenią cenę bo kosztuje te 19 zł.

 
 
Ty i Ty do BUDY!
No nie wiem czy ta zabawa kwalifikuje się do posta ale powstała z rozpaczy deszczowej i nie wymagała dodatkowych nakładów pieniężnych więc decyduje, że tak.

Potrzebujemy jakiekolwiek figurki zwierzaków i jakiekolwiek coś w co można te zwierzaki wsadzić ale tak żeby było je widać. Bolo jest na etapie miłości absolutnej do psów i kotów więc i one brały udział w zabawie.
Skazanców DO BUDY! stawiamy na górze a Naczelny wybiera kogo wsadzmy do środka. Po wsadzeniu Mama idiotycznie i dramatycznie się drze "Ratuj je Bolo! Ratuj!" i Kurduplasty z wielkim przejęciem wyciąga jednego po drugim biedaku [ co nawiasem mówiąc nie jest proste bo wymaga wielkiej koordynacji wzrokowo-ruchowej ]
A potem znowu - Ty i Ty i jeszcze TY! DO BUDY!
I Mama - Ratuj, ratuj...


[dwa słowa o użytych rekwizytach - stołeczek jest genialny, Bolo używa do głównie w łazience do mycia rączek, różni się tym od zwykłych stołeczków, że po pierwsze ma gąbkowe kropasy, które uniemożliwiają poślignięcie się a po drugie jedną ręką składa sie płaskie coś co łatwo schować - kupiliśmy TU ---> STOŁEK-BUDA 


pieski i kotki są z serii klocków miękkich Clemmy - beznadziejne klocki, nie polecamy wogóle! Po przeczytaniu opisów byłam pewna, że kupuje coś fajnego - niestety, klocki ani nie pachną [?] ani nie da się z nich budować, dziecka nie interesują wogóle poza tym, że są z gumy i można je sobie fajnie pociamkać, dobrze, że kupiłam zestaw ze zwierzątkami bo przynajmniej nimi jako tako się bawimy. Klocki Clemmy można zobaczyć [i przeczytać piejący opis] TU ---> EEEtam.

 
 
 
 
Żelazko.
O Jezuuuuuuuuuuuuuusie! Co ona daje tamu dziecku do zabawy! Matko Bosko Przenajświętszo!

No tak. Daję takie rzeczy. Wychodzę z założenia, że jak pozna, zbada i przestanie być owocem zakazanym to mam większe szanse uniknąć różnych wypadków domowych. Bo rzeczy dozwolone aż tak nie kuszą i mimo, że nie zostawiamy żelazka tak by Kurduplasty mógł je dorwać to jęk przy prasowaniu zniknął. Bo wie, że jak poczeka [a żelazko ostygnie hehe] to chwilę sobie je pobada. Taki zacny układzik moim zdaniem.
Oczywiście badanie żelazka jest pod ścisła kontrolą Mamy Bola, która wykrzykuje głupoty w stylu 'Bolo nie do buzi! Tam jest prądek!'
Bo prądek jest groźny o czym Bolo uczył się poznając kontakty. Wyjątkowo niekumaty w kwestii prądka był bo za Chiny uwierzyć nam nie chciał, że prądek kopnąć w główkę może aż zakupiliśmy zatyczki. I nagle jak było wolno to już nieciekawe. I Kurduplasty na prądek miał wywalone aż do czasów żelazka. Z tym, że jak Małe ma rozumieć, że ten sam zatkany gupią zatyczką prądek siedzi w jego kablu...

 
KONIEC. I BŁAGAM! NIECH JUTRO NIE PADA!!!






6 komentarzy:

  1. Trzymasz poziom! Znowu uchachalem sie po pachy! Z niecierpliwoscia wyczekuje na kolejne wpisy.
    Blogow nie czytam zadnych... ten jest wyjatkiem. I jest wspanialy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiałam się sto milionów razy. Lola wycałuj Naczelnego od Basi! :D czad!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cały dzień czekalismy na nowego posta a teraz zapluliśmy zupą ścianę hahaha jak można wymyślić tą Kurde Belę! hahaha od jutra kurdebelimy i my :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. czytamy, czytamy, czytaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaamy, oglądamyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy i jeszcze i jeszcze i jeszcze ;) doskonałe pióro i oko nie idą w parze często ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha Aga jestes niesamowita!!!
    Dzieki za pomysly na jesienne wieczory, bo aż strach się bać co to będzie na dwór wyjsc nie bedzie mozna

    OdpowiedzUsuń
  6. the best of the best! moje fav to oczywiście kurde bela i do budy, uśmiałam sie po pachy! moze ośmiele sie sama to wprowadzic w zycie :D
    ps. zdesperowana tez daję żelazko hehe

    ps2. jakbym była mężczyzną zakochałabym sie w tobie bez pamięci!

    OdpowiedzUsuń