sobota, 8 czerwca 2013

RATED R

Tekst tylko dla dorosłych, zwiera treści X oraz prawie brzydkie słowa.

Załóżmy, że mam taką tam znajomą rodzinę. 
Rodzina, u podstaw, składa się, z Matuli, Tatka i Dzieciorzyzny - sztuk jeden.
Załóżmy, że ta rodzina właśnie kończy pokój dziecięcy dla Synka.

Do tej pory, mając dwie sypialnie i Dzieciora śpiącego, wiadomo, w sypialni dużej, Rodzice w kwestii intymności radzili sobie dość dobrze mając do dyspozycji sypialnię małą z normalnym łóżkiem.
Jako, że plan opiewa na przeniesienie Młodego do 'pokoju własnego', z małej sypialni powstał pokój dziecięcy, z łóżkiem małym.
Załóżmy nawet, że Matka z tej rodziny niebawem pokaże ów pokój 'w internetach' w sposób niekonwencjonalny...

Tak czy siak, Rodzice zostali niejako na lodzie, bo Dziecior nadal śpi w sypialni dużej a brykać dorosłym w sypialni małej już jakby nie wypada, tym bardziej, że ciężko 'się skupić' gdy fosforyzująca sowa pohukuje na człowieka, niczym wyrzut sumienia...

Załóżmy w takim razie, że Rodzice, mimo iż lat dwudziestu już nie mają postanowili pofiglować na dywanie, w salonie. Trzeba wiedzieć, że przeprowadzka dzieciorowych rupieci to proces żmudny, prawie, że awykonalny, i, że kosz z zabawkami nadal stoi i kpi z dorosłych, w salonie.
... obok tego dywanu.
W koszu owym znajdziemy wszelkie plastikowe gruszki, marchewki i pory [ czyli Olimpiadę... tak, dziecko z tej rodziny myśli, że zbiór owoców i warzyw to Olimpiada, a kij z tym... ] oraz młotek, grzechoczące jajka, kaczki gumowe w liczbie niepoliczalnej, dmuchane piłki, maszynkę do robienia baniek i auta. 
Do tego trzeba dodać rzeczy tzw. nie wiem co to, nie wiem po co, ale Małe zabije jak zniknie...

Noc. Dziecior śpi. Pięknie śpi.
Tata podrywa Mamę. Fajnie jest.
Mama wyjątkowo wyłącza myślenie, prawie, że nie widzi tego bidonu z Peppą po lewej [przez nanosekundę myśli - jak to dobrze, że ktoś dał cynk, że w kioskach jest, taki badziew a ile radochy... STOP!], prawie, prawie nie zauważa, że nowa książka jakaś taka wygięta leży po prawej [hmm koniecznie muszę ją pokazać, musi trafić do 'Bibilioteczki' na blogu... STOP!]...
Jest fajnie.
Jako, że figlowanie wymaga ruchu, nieznacznego wprawdzie po całym dniu robolenia i dzieciorowania, ale zawsze, to głowa Mamy nagle niebezpiecznie zbliża się do kosza z zabawkami.
Zbliża się, zbliża... puk. Uderzyła. Lekko. Co tam...fajnie jest....

Nagle tuż przy uchu Matuli rozlega się warkot, coraz szybszy, coraz głośniejszy, a na twarz Matki leci coś lepkiego.
Taaa...
Maszyna do robienia baniek.
Te sekundy konsternacji i patrzenia sobie w oczy, zupełnie bez polotu - co teraz?!
Wyłączyć? Olać? Przesunąć się? Przestać?

A bańki lecą...
Tata stara się rozładować sytuację mówiąc dość nieśmiało, że może to i romantyczne...
Lodowaty wzrok Mamy, przyćmiony bańką, jednak dość szybko wyprowadza go z błędu.
A bańki lecą....

W obecnej sytuacji Matka podejmuje działanie, postanawia pierdylnąć bańkową maszyną gdzieś w kąt.
Tak żeby jej dopiec i popsuć na zawsze.
Ruch słabo przemyślany bo gdy te bańki lecą a Rodzice nadal wierzą, że uda im się zabawić, Matka podnieść się jakoś musiała i zgrabnie niczym nimfa na kosz, na bańki, na gruszki i pietruszki przewróciła się centralnie.
A bańki lecą....

Dokładnie w tym momencie, cholerna niania zrobiła swoje cholerne 'pyk'.
To 'pyk' doprowadza Matulę do rozpaczy już prawie dwa lata.
'Pyk' i 'Mamaaaaaaaa! Mamaaaaaaaaa! Ałaaaaaa!'
Tak Synku, tak, timing masz perfekcyjny, z całych 10 godzin spania musiałeś wybrać akurat tę minutkę aby przywalić czapą w ścianę...

Matka, zrezygnowana, obita, obańkowana na twarzy i włosach człapie do sypialni dużej [!] wyleczyć całusem obitą głowę.
Człapie przez bańki [bo bańki lecą...], przez dywan, przez kamień-jajo w dywanie, który wpija się dokładnie w to miękkie miejsce na stopie. Człapie. Doczłapuje, całuje, tuli, otula, usypia Małe.

Wraca. Nie wie czy 'kur...kować' czy popłakać sobie.
A tam, Tata, wiecznie optymistycznie nastawiony do życia człowiek, pyta z uśmiechem:
'To co? Kanapa?'

Mama-czoło-gleba.
A bańki lecą....

Załóżmy, że to przytrafiło się znajomym...
Fuck.
-------------------------------------------------------

Dialog: Mama - Tata.

Tata: Jak myślisz, za ile dni będzie już spał w swoim łóżku?
Mama: Dni???
Tata: Jezu!? A co? Tygodni???
Mama: ......miesięcy...

Ciężka cisza.

Tata: A jak 'lat' ???
Mama: Ja pier..dylam!

------------------------------------------------------

Małe zerknięcie do nowego pokoju... Wkrótce będzie 'zerknięcie wielkie!'. Obiecuję.







32 komentarze:

  1. Kredka co się uśmiałem do łez to moje!
    Do kabaretu sprzedaj, hit gwarantowany ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto dziecko obudziłam bo nie mogłam gęby przestać cieszyć. Rewelacja! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Umarłam!!!
    Do męża zadzwoniłam żeby czytał. Oddzwonił, żebym mu już tak nie robiła bo zaraz ma poważne spotkanie a nie może przestać podskakiwać ze śmiechu :D
    Uwielbiamy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu jak się obśmiałam :)))
    A pokoju już strasznie doczekać się nie mogę!
    Całusy Szalona Pisarko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Najpierw napiszę, że się posikałam. Potem czytałam drugi raz i posikałam się bardziej :D

    A teraz poważnie, jak wydasz swoje short stories - co na pewno nastąpi! - jestem pierwsza do kupienia. Twoje pisanie ubóstwiam!

    To idę sikać do sąsiadki, będziemy czytać przy kawie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. jak ja się cieszę, że M. śpi w swoim pokoju :D
    Od urodzenia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie to prawdziwe! My posiadamy pokojów ogółem 2, więc znamy takie klimaty! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. U nas też podobnie :D Mały miał się przenosić w tym tygodniu, jako że dwa lata skończył i dostał nowe, większe łóżko w swoim pokoju. Niestety, postanowił, że będzie inaczej, co nie znaczy że tak samo jak dotąd. Dotąd bowiem spał grzecznie w łóżeczku turystycznym w sypialni Naszej. Teraz natomiast w ramach zemsty za ten pomysł przerzucenia go troszkę dalej, Syn mój dostał chętki na spanie między mamą a tatą w łożu. Jako, że wcześniej można było choćby cichaczem coś przeskrobać to teraz również musimy wykazywać się fantazją, wśród zabawek i najlepiej przy Disney Junior... ;]
    Pozdrawiam i czekam na kolejne pisadła ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. :-))) uśmiałam się do łez, dzięki kochana za ten post. Oj dywan też już kiedyś przerabialiśmy na szczęście nie było żadnych przyrządów do robienia baniek itp. Teraz na szczęście każde dziecko śpi w swoim pokoju tylko czasami jak ma zły sen przydrepcze do mamy, ale to sporadycznie. Może tylko to się zmieniło że stres, przemęczenie i ogólnie jakoś ochoty brak;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja żadnej elektrycznej niani nie miałam. Wyszłam z założenie, że jeśli dziecior nie krzyczy/płacze wystarczająco głośno, żebym mogła go usłyszeć, oznacza to, że nie dzieje się nic złego. Inaczej to każde stęknięcie przez sen by mnie budziło...nie rozumiem niani, jeśli nie ma się domu gdzie pokój dzieciora jest "2km" od pokoju rodziców.
    Lekkości pióra gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nianie miec musielismy bo by nas ze szpitala nie wypuscili, taki warunek byl, ze niania z monitorem oddechu [Bolo jest wczesniaczkiem 30tc...] - a gdy przeprowadzilismy sie z Pragi do Wawy mieszaknie jest na tyle duze i tak rozlozone, ze z sypialni, przy zamknietych drzwiach nic a nic nei slychac, no chyba, ze juz raban na calego, ale jako, ze cenie sobie czas gdy male spi, truchlalam na mysl, ze sie rozbudzi, a tak myk cyk, smok i cisza :D - nianie odstawimy jak nauczy sie sam [dosiegnie] otwierac drzwi ;)

      i dziekuje :)))

      Usuń
    2. Na właśnie. Zanim syrena dzieciowa przedrze się przez szum suszarki czy szczoteczki to kolejne godziny lulania gwarantowane. A tak, stęka to myk jej smoka i śpi dalej ;oP
      Nianie to super wynalazek. ;o)

      P.S. popłakałam się ze śmiechu, a później stwierdziłam: ech, jakie to prawdziwe... ;o)

      Usuń
  11. Leżę...nie mogę się podnieść :D
    Genialny tekst, do cytowania :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Prawdopodobnie umarłam przez Ciebie ale jestem w śmiechowym raju! Przecudny tekst, kradnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Okrutnie kwiczę :D
    a ten fragment będę cytować: "ciężko 'się skupić' gdy fosforyzująca sowa pohukuje na człowieka, niczym wyrzut sumienia..."

    hahaha LOVE Klocki LOVE!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. No i Ojciec rację miał z tą kanapą, eh kobiety ;P

    ps. nie wiem czy wielu nas tu tatków ale prorokuję, że będzie ich coraz więcej, sześciu dorosłych gości lało dziś ze śmiechu jak czytałem na głos w biurze, pozdrawiamy fest!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja niby wiem, że jak jest nowy post to znowu albo się poryczę, albo uśmieję, albo zachwycę, albo pobiegnę do sklepu ale za każdym razem zaskakujesz, nigdy nie wiem co danego dnia przeczytam na Klocku. Za to biję głośne brawa, to wyjątek.
    Lila

    OdpowiedzUsuń
  16. Aż mnie rzucało ze śmiechu jak czytałam. Geniusz pióra jak boga kocham! Tylko nie sprzedaj się tanio!!! :P
    ps. czekam na małża, czuję, że on Cię pokocha jeszcze bardziej teraz, gdy to przeczyta :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Do spadnięcia z sofy. Spadłam :D

    OdpowiedzUsuń
  18. No to się uśmiałam :) Moim zdaniem dzieciory mają seksowny radar, który działa bezbłędnie.
    Już nie mogę się doczekać Bolowego pokoju

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj mają, za każdym razem jak planujemy coś z mężem, to Zu ma gorszy wieczór i nici wychodzą z przytulania :) a tekst cudo!

      Usuń
  19. Bomba tekst:) trzeba będzie go sobie czytać po takich sytuacjach - na poprawę humoru:)!

    OdpowiedzUsuń
  20. A ja siedzę w pracy czytam popłakana ze śmiechu ( genialne) pacjent wchodzi próbuję się powstrzymać ze śmiechu. A ja właśnie myślałam o zakupie takiej maszynki dla dzieciaczka bo podpatrzyła gdzieś i chciałaby taką ale chyba przemyślę to sobie jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  21. my właśnie po... a ja myślę o tym czy Dziubątko zawoła w najlepszym momencie ? (: ale fajnie ze inni mają gorzej... i przyznam że cholernie długo czekaliście z wyprowadzką Młodego od siebie... za długo... pewnie skończy sie tak ze nauczycie go usypiać u siebie a i tak w nocy będzie przychodził do was albo go będziecie przynosić zeby nie sterczeć nad jego łóżkiem... oczywiście zyczę pełnego sukcesu bo co własna sypialnia to własna... lux... (:

    OdpowiedzUsuń
  22. HAHAHA ta Wasza "znajoma rodzina", to widzę, że ma bardzo podobnie jak my :D Jak już my coś "tego", to Małej coś zawsze nie tego.

    A bańki lecą ... no po prostu wymiata.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ależ się uśmiałam :D Trochę muszę tą rodzinkę pocieszyć :P Nawet jak dzieciory śpią u siebie to często gęsto akurat ten moment ... tą chwilę wybiorą by się obudzić bo kupa/siusiu/amu lub tysiąc innych cosiów ze spadnięciem z łózka, koszmarem czy innym wymagającym dłuższej interwencji (fuck) cosiem :P

    OdpowiedzUsuń
  24. zawsze powtarzam ,że jedna z najlepszych form życia w cnocie są dzieci w domu ze swym dobytkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Jakbym nas widziała:) tekst kapitalny

    OdpowiedzUsuń
  26. hmm czyli inni też tak mają...

    OdpowiedzUsuń
  27. Padłam. Dziecior śpi, a ja nadrabiam zaległości... a miałam nowego psota napisać:-P, już nie mówiąc o stercie rzeczy do prasowania. Uwielbiam twój styl pisania, aż mnie stopa zabolała, jak czytałam o tym podeptaniu kamienia. U nas Janek śpi w łóżeczku dostawnym, pokój jeden, wiec albo kanapa, albo metr od dzieciora, którego obecność na wyciągnięcie ręki tata potrafi ignorować, a ja chyba nie bardzo;-), zwłaszcza jak zaczyna z łóżka wypełzać;-). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  28. Umarłam... jakbym o sobie czytała : D

    OdpowiedzUsuń
  29. Jesteście cudowni.Jakie to szczęście,że Bolo ma takich wspaniałych rodziców..ciesze się,że wieczór dość późny już kończe łzami....tym razem ze śmiechu :-D

    OdpowiedzUsuń