Prognozy pogody takie, że myśl o odwołaniu wyjazdu wydawała się logiczna.
Zakupione kaloszki dla całej rodziny. Jedziemy.
Pakowanie skończyłam o 2 w nocy. Start o 9... Logistyka leży.
Samochód się nie dopina.
Na wielu blogach czytałam o podróżowaniu z Dzieciorem i pomrok na mnie spływał.
Piosenki, zabawki, puzzle, kredki... Mamy klaszczące, śpiewające, non stop coś mówiące...
Brrr....
Jednak my do samochodu [oprócz smakołyków] nie wzięliśmy nic.
No oprócz nieśmiertelnej kaczki.
I ipada. Zawieszonego na zagłówku.
Pomrok nadal spływał. 7-8 godzin, deszcze, Zakopianka, długi weekend. No koszmar.
I w pierwszej godzinie nasze dziecko pokazało, że taka podróż, to pikulec.
Junior zasiadł i pojechał. Zwyczajnie, jak my, czerpał przyjemność z jazdy.
Trochę poganiał Tatę jak było za wolno...No ale to już ma we krwi, że tak powiem.
Po każdych dwóch godzinach jazdy robiliśmy przystanki na bieganie.
Bolo biegał, biegał, szukał mrówek, biegał. I wsiadał z powrotem. Z wypiekami...
Specjalne podziękowania dla twórców niezawodnego, III sezonu [!!!] Peppy.
Jechaliśmy 7 godzin. Z przystankami, Zakopianką, w długi weekend, w deszcz.
I było super.
No czary.
Tajgołka.
http://www.tajgolka.pl/
Dwie Mamy, dwóch Tatków i dwa Dzieciory ok 2 rż.
Domek Wiejski.
Miejsce: naprawdę rzadko się zdarza, że coś wygląda dokładnie tak jak na zdjęciach.
W Tajgołce tak jest. A nawet piękniej.
Górski, nie-kiczowaty klimat. Dzieci [i my] oniemieliśmy z zachwytu. Domek wyposażony perfect.
Pościel, ręczniki, ogrzewanie, kuchnia a nawet odkurzacz czy leżaki... Wszystko na poziomie.
Widoki z okien.... boże. Nie zmącone żadnymi reklamami, słupami, plakatami. Czyste góry.
Infrastruktura: domki stoją wzdłuż, obok siebie [polecam obejrzeć zdjęcia z innych domków, naprawdę ciężko wybrać! bo każdy jest piękny w swoim klimacie...] - w budynku głównym 'kawiarnia', stołówka, pokój zabaw dla dzieci [co jest genialne bo rodzice jedzą a dzieciorzyzna szaleje tuż obok i liter nie zawraca - chociaż my mieliśmy inny pomysł na to jak uczyć dzieci zachowania w trakcie posiłku ale o tym za chwilę] - po przeciwnej stronie 'całości' wyśmienity plac zabaw. Na godziny szaleństw. A niby tak niewiele - trampolina, dwie huśtawki, pochylnia!!!, wbudowana piaskownica.
Obok, tuż przy potoku!!!, zasłonięte miejsce na grilla, na ognisko...
Magia...
Wszystko zrobione ze smakiem. Pod rodziny z dziećmi.
No właśnie - pod dzieci...
Pod dzieci na pewno nie jest zrobiona 'droga' wzdłuż domków, która wyłożona jest ostrymi!!! kamieniami.
Deszcz, kaloszki, dwuletnie nogi i nieszczęście gotowe.
Drugi minus tego miejsca to jedzenie.
Wprawdzie śniadania są w cenie domku - co niestety jest odczuwalne. Ot, takie tam kanapki...
Tak obiady czy kolacje są płatne dodatkowo. I to słono płatne.
Obiad - 40 zł. Dziecięcy - 28 zł. Kolacja - 40 zł. Porcja [wprawdzie duża i pyszna] domowej szarlotki - 12 zł, i świeżo wyciśnięty sok, który Cioci Magu stanął aż w gardle - 8 zł...
Przesada.
Jedzenie dobre, a nawet może pyszne, domowe, ale obiad dla 3 os wychodził [ kawą i kompotem] ponad 130 zł.
Poszukaliśmy alternatywy.
I znaleźliśmy.
Włoski Włoch ją prowadzi. I tak tam jest, od wystroju, przez klimat po jedzenie najwłoskie jakie w Polsce udało mi się jeść. A nas łatwo się zwieść nie da, w końcu tony pyszności w Toskanii wyjedliśmy...
Menu - to kilka pozycji. Tak lubię najbardziej. Domowy makaron. Panna Cotta - ze świeżymi truskawkami i płynnym karmelem.. Focaccia tak boska, że braliśmy ją jak na deser...
Strona www beznadziejna. No dobra... niech gotują a nie strony robią ;)
Podaję adres z czystym sumieniem. Kto będzie w okolicach Zakopanego niech koniecznie zje tam obiad.
Przystawki + obiad + desery + napoje na 4 + 2 osoby = wychodziło nam ok 250 zł.
Lechalet
ul. Sądelska 86b34-531 Murzasichle
Co robiliśmy???Chcieliśmy pospać. Ale na Dzieciory górskie powietrze, jego mać, zadziałało dzień przed powrotem...Uzbrojeni w kaloszki, płaszcze p/deszczowe wędrowaliśmy. Skakaliśmy po pachy w kałużach.Szukaliśmy kurek i owiec.Bolo z Wujem Q grał w piłę a z Tatą rozpalał ognisko...Integrowaliśmy dzieci.To niesamowite jak kilka dni 'razem' cudownie wpływa na rozwój społeczny i emocjonalny tych Kurdupli.Wracając do posiłków. Obie rodziny miały podobny pogląd na to, że nie wstajemy od stołu aż wszyscy zjedzą.Oczywiście bez histerii i napinki ale jednak dawało to szansę dorosłym na normalne zjedzenie obiadu.Pierwsze podejścia kończyły się różnie ale z dumą oznajmiam, że Mila i Bolo po 2 dniach zakumali bazę i zachowywali się rewelacyjnie. A my nie tylko z wypiętą piersią ale i przyjemnością jedliśmy bez pośpiechu, leniwie konwersując. Bajka. Jeszcze czego nie polecam.Gubałówka.Obrzydlistwo - to co tam jest porobione :(Stadion na dole, stadion, jarmark, bazar na górze...Wprawdzie jazda kolejką to przeżycie, oglądanie krów z bliska - przeżycie, opuszczanie szczęki aż na ziemię gdy jedzie koń z dzwonkiem - przeżycie - ale nam, dorosłym ta wycieczka nie sprawiła ani pół przyjemności.Szkoda, że jest zgoda miejscowych, akceptacja turystów na taki rozwój rzeczy.A może rozwój 'rzeczy' poszedł za potrzebami...tym bardziej szkoda...
Podsumowując - było MEGA. Ani w połowie nie sądziłam, że to wszystko tak się uda, że dzieciory tak się spiszą. Polecam i miejsce [pomijając jedzenie] i wypady tego typu z Kurduplami. Najczęściej nasze obawy wcale się nie sprawdzają i okazuje się, że [znowu] nie docenialiśmy naszego Dzieciora... Co się sprawdziło???GUCIE. Już nie chcę pisać setny raz ale to buty giganty 'na wszystko'.Gdy nie padało i kaloszki odpadały, to cały wyjazd właśnie w Guciach przechodziła i Mila i Bolo. Wózek. Nasz Easywalker przeszedł największy test.Składa się sekundę. Mieści się wszędzie, nawet na dosunięte na maxa przednie siedzenie. A górskie, ciężkie trasy, kamienie, doły, błoto, las... wszystko to pokonuje jak po maśle. A przy tym jest przecież mały! A jednak Bolo, ważący 12,5 kg, mierzący 89cm ma w nich masę miejsca!I ta wsuwana buda... LOW!Więcej o wózku pisałam TU -> PrefectummobileTeraz polecam jeszcze, jeszcze bardziej. Naprawdę jest perfect i po miesiącach nie znajduję słabych punktów... Mała, lekka, zgrabna - terenówa!
Druga rzecz.Butelka Pacificbaby Mnóstwo blogów o niej pisało. I szczerze mówiąc, gdy zostałam poproszona o przetestowanie jej to miałam do niej stosunek dość średni.Te zachwyty ...No bo ona mi średnio się podobała.Nie każdy wzór jest ładny. Jest bardzo, bardzo! masywna.Daliśmy jej szansę dopiero na wyjeździe.I trochę sądziłam, że klapa będzie bo Bolo ma swoją ukochaną butlę KLIK
A tu szok - rach, ciach, Bobek kochać teraz TĘ będzie.I 'kawę' mu lej [tak tak, moje dziecko na wodę mówi - kawa...] i w łapce cały wyjazd była, non stop [no z wyjątkami gdy okazywało się, że bidony Mili są absolutnie największym przedmiotem pożądania... ]Podsumowując - butla jest NIEZNISZCZALNA, uwierzcie mi...Trzyma temperaturę długi czas, co u nas największe znaczenie miało, gdy przebywała godzinami w samochodzie i z wody nie robiła się ciepła zupa. Napój był przyjemnie chłodny i świeży.Mówiąc wprost - jeśli mój 'niepijek' z niej pije to ja jestem na TAK x 100.W końcu Dziecior wie najlepiej...Aha .... i nasz wzorek jest ładny ;)
No to poszaleliście :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Wam takiej spokojnej podróży. U nas dalekie trasy są wykluczone ze względu na chorobę lokomocyjną Malucha. Nie chcę go męczyć.
P.S. Pytałam na fejsie, ale mi gdzieś komentarz wcięło - kupiłaś Bolowi gazetę z Peppą z magnesami? (Peppa do ubierania) http://www.msz.com.pl/Swinka_Peppa_magazyn_p50
a NIE! łooooo matko! lecę!!!! :D
UsuńDodatkowo jest tam taka mikro lodówka zabawkowa, ale Maluch rozwalił ją w ciągu minuty :D Ale magnesy nawet całkiem nieźle się trzymają (to nie są takie twarde, tylko takie miękkie, jak do książek z magnesami), tylko butki u nas spadają, jak wieszamy świnię pionowo.
UsuńBoże jak przepięknie! Zdjęcia już 4 raz oglądam :) A i kredka, wow! jacy faceci Cię otaczają! To, że Bolek cudny wiadomo nie od dziś, że Tata Bola to ciacho też ;) ale nawet Wasz Wujek Q mniam! :D niedziwne, że Ty na pełnych obrotach ciągle!
OdpowiedzUsuńI wielkie dzięki za relację, już mam pomysł na jesień :))) Całujemy Kasia, Paweł i Julek
prawda to, że Panowie są hmm ... faaaaaaaaaaajni :D
Usuńhihi :D też tak sądzę ;)
UsuńTo, że Tata Bola zajęty to wiem, i niestety wyczytuję, że Wujek Q też... ehhh szkoda ;) :P
UsuńBardzo fotogeniczni mężczyźni Cię Kredka otaczają - zazdroszczę :D
ps. cud miejsce, cud foty!
Bajka!!!! Piękne zdjęcia. I dziękuję za szczerze opinie :)
OdpowiedzUsuńAż mnie "swędzi" teraz ten projekt Q :D
Aż się rozmarzyłam...
OdpowiedzUsuńPrzecudnie!
Dawno nie byłam w górach, właściwie od ukończenia lat nastu. Bałam się z dzieckiem tak jeździć, przekonałaś mnie :) Zabieram się za plany, a powiem Ci, że wózkiem mnie teraz skusiłaś, bo myślę o nim od marca ;)
Ogień foty. Szaleństwo! Czekam na męża i robimy rezerwację :D
OdpowiedzUsuńno troszkę, troszeczkę podpowiedz co to za projekt z wujkiem... no troszkę :P
OdpowiedzUsuńprzecudna, szczera, pomocna! relacja, dziękuję, czyta się jak bajkę :)
Zazdroszczę wyjazdu i cieszę, że się udał :-) teraz to już wasze ukochane wyjazdy i podróże nie będą Wam straszne :-) idę lukam na stronę domków :-) a Bolcio taki dorosły tutaj :-) buziaki dla was :-*
OdpowiedzUsuńSylwuńka wrześniowa ;-)
Tato Bola, ależ KOŁA. Mów co zrobić, żeby wyrażała na takie czady zgodę. Bo z moją to kicha, pęka o wszystko :(
OdpowiedzUsuńBolek też ma brykę niezłą, zresztą zajebi*cie pasującą do Tatowej. Extra!
"żonę" zjadło :D
Usuń18" tenzo-R DC-5. nie musialem specjalnie przekonywac, oryginalne spelniaja role zimowego setupu :)
UsuńWypaśne miejsce, wypaśne zdjęcia, wszystko wypaśne. My też planujemy wyjazd w góry tylko taki weekendowy, bo mieszkamy dość blisko i jestem dobrej myśli :)
OdpowiedzUsuńO rany! Zazdroszczę tej podróży. U nas jest za każdym razem jesień średniowiecza. Masakra.
OdpowiedzUsuńW czym Bolek jeździ (o fotelik pytam).
Czy ta butelka ma opcję bidon ze słomką, bo szukam ideału. ;o) Moje dziecko butelce ze smoczkiem powiedziało nie 100 lat temu. ;o)
Fotelik to Romer - dla nas bezkonkurencyjny :)
UsuńA Bolo odstawil butle jak mial 6 m... a to jest ustnik taki jak do niekapka tylko silikonowy, ida 5ki, pomaga ;)
a nasz no1 to ten bidon, z funkcją słomki bez słomki :D http://klocek-i-kredka.blogspot.com/2013/01/koniec-swiata.html jest genialny!
Pięknie sielsko się czyta :)
OdpowiedzUsuńMy podróżujemy inaczej, po swojemu... a w górach gościmy często, bo żyć bez nich nie możemy.
Gubałówki nie znoszę, podobnie jak innych zatłoczonych miejsc i ceprostrad :P
Kocham Góry, a zwłaszcza Bieszczady :D
OdpowiedzUsuńI w następne wakacje zabieram tam moją małą :D
Rzuciłąm okiem na ofertę domków, o kurczę jakie ceny :( Chyba nie widziałam w okolicach Tatr tak drigiego miejsca agroturystycznego. te ceny .. Pięknie utrządzone, trzeba przyznać.
OdpowiedzUsuńJesteśmy w okolicach Tatr raz w miesiącu z naszym maluchem ale raczej zostaniemy przy swoich kwaterach, bo przy takich cenach nie stać by nas było na przyjazd co kilka tygodni. Ciekawa jestem czy można z nimi coś negocjować.
Pozdrawiam serdecznie,
Asia
My też kiedyś wybieraliśmy się z całą gromadą znajomych z dziećmi do Tajgołki, ale w końcu wylądowaliśmy gdzieś indziej... Ceny faktycznie były wysokie, a 28 zł za obiad dziecięcy wbija mnie w podłogę - to chyba dla 11 latka, bo mój 2latek za 28 zł to nawet nie zje :P ale miejsce wygląda na Twoich zdjęciach pięknie!:)
OdpowiedzUsuń