lubię, oj lubię kupować. Od ponad roku kupowanie jest [prawie] tylko dla niego. Bolo. Roczniak - plus. Zabawki. Auta. Klocki. Puzzle. Kredki. Ciuchy. Dzieciorowe Cuda Na Kiju. Co odkryliśmy, co sprawdziliśmy, co pokochaliśmy - po swojemu - polecamy.
piątek, 28 czerwca 2013
Hej Wy!!?? [NIEklockowy post]
Hej! Wy - Widzowie na Górze, dobrze się bawicie???
-----------------------------------------------------------------
Kilka dni temu dostałam wiadomość od bliskiej mi osoby, że w Jej rodzinie odszedł człowiek.
Mąż. Ojciec. Wiek około 30tki.
Zostawił 18 miesięcznego Synka.
A raczej to białaczka zmusiła go do opuszczenia swojego dziecka.
Wiadomość przyszła późno. Już zamykałam laptopa. Ale przeczytałam.
1:30, noc, a my z Tatą Bola siedzimy. Na kanapie siedzimy i ciężko słowa znaleźć.
Boli nas to samo, boli nas tak mocno wyobrażenie. Przeraża bezsilność i niemoc.
Śpiące dziecko, nasze, na wyciągniecie ręki - sprawia, że mamowe i tatowe serce bije za mocno a zaraz potem, ciut za długo, nie bije wcale.
Bo jak to jest, niemo krzyczymy. Jak???
Odchodzić powinni ludzie, którzy przeżyli swe życie, wypełnili swe role, są często zmęczeni i potrzebują odpoczynku. Są spokojni, spełnieni i pogodzeni.
No jak to jest, że młody człowiek, ot tak, po prostu zostaje zdjęty ze sceny?
Z pełną świadomością od kogo odchodzi, co pozostawia, czego nie zdążył zrobić.
Że nie zdążył, wcale a wcale, iść przez życie ze swoim dzieckiem, nie zdążył, wcale a wcale, wprowadzić go w to życie... No jak???
Ok 4:00 położyłam się obok Bola. Chciałam go tulić, całować, wąchać.
Ale On spał snem sprawiedliwych, nie moja rola go wybudzać.
Leżałam i czułam w brzuchu, w gardle, w karku to uczucie, to napięcie...
Uświadomiłam sobie, że już je znam!
Skąd?
To wtedy wszystko wróciło.
Gdy, w Pradze, w ciąży trafiłam z bólami do szpitala.
To wtedy, w 16 tygodniu, gdy ciąża była za młoda na 'patologię' położono mnie w na 'ginekologii', w sali dla 'młodych'.
To wtedy, wtedy poznałam to uczucie. Nie strachu o własne dziecko, to przyszło później, poznałam strach, najstraszniejszy ze wszystkich - co się stanie z dzieckiem, gdy odejdzie jego rodzic.
Helena.
Helena leżała na skos ode mnie. Nie odzywała się do nikogo.
Szczupła, ładna, młoda dziewczyna. W ręku ciągle COŚ miętoliła.
Po kilku dniach trafiło się popołudnie, że byłyśmy same na sali.
Było mi cholernie ciężko, niepokój o Bolka, cała ta gęsta, chora atmosfera, tęsknota za domem i jeszcze bariera językowa.
No bo kto chce, w ciężkich dla siebie chwilach, rozmawiać w obcym języku.
A ze mną tylko po angielsku można...
A jednak wtedy zaczęłam. Mówiłam o sobie.
Helena patrzyła, słuchała a potem bez słowa położyła się na swoim łóżku, tyłem do mnie.
Przeleżała tak całe popołudnie i wieczór.
Noc.
Obie udajemy, że śpimy. Obie udajemy, że nie wiemy, że ta druga udaje...
2:00 godzina, nocny obchód, temperatura, leki, ciśnienie...
Pielęgniarka wyszła a ja tak mocno zatęskniłam za Tatą Bola, że jak dzieciak zaczęłam płakać.
Na głos. Było mi już wszystko jedno.
Helena wstała. Usiadła na moim łóżku i zaczęła głaskać po głowie.
I mówić... po angielsku.
Helena jest w 23 tygodniu ciąży. Ma raka szyjki macicy. Złośliwego. Z przerzutami.
Rozwijającego się w tempie zagrażającym jej życiu w ciągu 2-3 miesięcy.
Dowiedziała się o nim przy standardowej, ciążowej cytologii..
Przy rutynowym badaniu.
Jedyna szansa to operacja.
Wraz z rakiem usuną jej dziecko. Chłopczyka. Czuje jego ruchy od miesiąca...
Nie mogłam oddychać.
Trzymałam ją za rękę. Przepraszałam, za siebie, za innych, za to co przechodzi...
Dlaczego w takich chwilach nie ma odpowiednich słów. Nigdy.
Powiedziała, że już nie ma łez. Skończyły się jej miesiąc temu. Płacze ale nic nie leci...
Mówi, że jest pewna, że na jedno życie przypada dana ilość łez w litrach.
Jej przyznano za mało.
Trzymałyśmy się za ręce w ciszy. Długo, nie wiem jak długo.
W końcu Helena otworzyła pięść, rozprostowała pogięte zdjęcie.
3 letnia dziewczynka. Jej córka.
Podała mi fotografię i powiedziała:
'Ja muszę żyć, rozumiesz???'
Nie rozumiałam choć sądziłam, że tak.
Rozumiem dziś. Aż za mocno.
Z samego rana Helenę zabrano na operację.
Ja wyszłam po kilku dniach z receptą na Nospę.
Nigdy więcej się nie spotkałyśmy.
------------------------------------------------------------
Hej Wy - Widzowie na Górze!!!
Dobrze się bawicie?
Fajnie Wam nas potrącać, przewracać, szturchać i tracić?
Hej Wy Rozgrywający!
Nie wiecie, że kto daje i zabiera...
Wy....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Właśnie siedzę na kanapie i patrzę jak mąż bawi się z 8miesięcznym Pączem i czytam.. i jakby czas się zatrzymał i jakby przekłuwający ból w sercu że mogłabym to stracić.. zamykam komputer i idę się przytulić, żeby nic nie stracić, nie stracić tej chwili.. dziękuję Kredko :*
OdpowiedzUsuńMocno. Dosadnie. Pięknie i bez zbędnej poezji.
OdpowiedzUsuńI chociaż serce mi teraz pęka to za każdym razem podziwiam twoje pióro.
Cała dygoczę...
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, piękny, bolesny post. Warto się czasem tak zatrzymać między praniem a kolacją.
Dziękuję. I Boga proszę - oszczędzaj!
Siedze i płacze...Zawsze się bałam co by było gdyby.Ale odkąd rozstalam się z mężem ten strach aż mnie dusi.Co by było gdyby....Przez pierwsze miesiące nie płakałam za facetem, ale płakałam ze strachu, że mnie zabraknie...To nadal mój największy lęk...
OdpowiedzUsuńKredka, z góry przepraszam za dosadność ale inaczej teraz nie potrafię. Rozpieprzyłaś mnie na części. Dziś nie będę się spieszył z wieczornym czytaniem bajek. Postaram się częściej nie spieszyć.
OdpowiedzUsuńMój boże ryczę jak bóbr...i te oczy...
OdpowiedzUsuńNie umiem ubrać w słowa tego, co teraz czuję. Ale czuję dzięki Tobie niesamowicie mocno. Masz rację, no największy ze wszystkich strach.
OdpowiedzUsuńA napisane tak, że się płynie, w łzach ale się płynie. Ala.
Wykorzystujemy każdą chwilę kochani.Piękny post.Szacunek.
OdpowiedzUsuńTAK TAK się zdarza że nie mamy wpływu przeżyłam swoje nie będę wam pisać szkoda waszych łez , chciałam tylko powiedzieć ................. BĘDZIE LEPIEJ SERCEM JESTEM Z WAMI
OdpowiedzUsuńNajwiększy strach. Sciska mnie w dołku i za każdym razem odbiegam wyobraźnią gdzieś daleko jak przychodzą takie myśli. Odganiam je, bo to dla mnie za dużo.
OdpowiedzUsuńja nie boję się swojego odejścia. wiem, że moim dzieckiem miałby kto zaopiekować, wiem, że byłaby bezpieczna i szczęśliwa, ale jakiś czas temu przeraźliwie przestraszyłam się, że to jej mogłoby zabraknąć. sparaliżował mnie strach, nie mogłam oddychać. stanęłam w oknie i próbowałam złapać oddech tłumacząc sobie, że przecież nic złego się nie dzieje.. zaczęłam oddychać, ale przeraźliwy strach został. i będzie zawsze.
OdpowiedzUsuńi znów strasznie płaczę, znów tutaj w tym miejscu ...
OdpowiedzUsuńKunszt. Treść boli. Całość - kunszt.
OdpowiedzUsuńPonownie bez patetyzmu a tnie na milion kawałków. Dziękuję Kredka za zmuszenie co refleksji, za podziękowanie za to co jest. Niech trwa, proszę...
OdpowiedzUsuńłza popłynęła, czas na refleksje o życiu
OdpowiedzUsuńpięknie napisane...
OdpowiedzUsuńpora więc się czasem zatrzymać w tym codziennym biegu...
Los nie jest sprawiedliwy dla wszystkich niestety. Tak naprawdę każdy poranek powinien być jednym wielkim dziękczynieniem za to, że się wogóle przytrafił. Wałkujemy to przy każdej ludzkiej tragedii, każdej sytuacji skłaniającej do refleksji... Co więcej niby to rozumiemy. Ale czy da się cokolwiek zrozumieć???
OdpowiedzUsuńUczmy się kochać ludzi,
OdpowiedzUsuńTak szybko odchodzą.
Czytajac karmie mala piersia. Leze obok niej, zasnela i jeszcze nie chce puscic piersi...tak mi smutno sie zrobilo. Poruszylas temat, o ktorym na co dzien sie nie rozmysla, bardzo glebokie przemyslenia. Trudno myslec o takich rzeczach, czlowiek nie chce byc pesymista, chcemy, zeby nasza przyszlosc byla pisana tym najlepszym scenariuszem. Zycze Wam duzo zdrowia, bo jest najwazniejsze...
OdpowiedzUsuńNormalnie juz bym wstala i polozyla sie do swojego lozka, ale poleze jeszcze kolo Digusia, poodycham Nia.
czytajac, az przestałam oddychac..... Mamo Bola, cz Ty zawsze tak musisz, ... że aż....
OdpowiedzUsuńNie może a raczej nie każdy powinien. Ty musisz - pisać. Boli, trzaska na sto kawałków. A jednak da się bez sugestii typu "smakuj każdą wiśnię" i innych miałkich zwrotów napisać o trudnym, bolesnym temacie z klasą, na absolutnym poziomie. Za to Kredka wielbię to miejsce. Za to, że słowa to twoi przyjaciele i używasz ich niezwykle doskonale.
OdpowiedzUsuńps. oczywiście, że ryczę...
Czytam z ukrycia od dawna. Dziś już nie milczę. Czym jest Klocek i Kredka dla mnie? Wartością. Od łez ze śmiechu po łzy wzruszenia, od inspiracji po piękne fotografie, od sznytu pisarskiego do literatury. To moje miejsce w sieci. Zakotwiczyłam dziś na stałe tonąc w łzach, tonąc w myślach, tonąc w twoich słowach.
OdpowiedzUsuńTola Sawicka
Kredko...
OdpowiedzUsuńno nie mogę więcej napisać... nie potrafię...
serce wali nienaturalnie szybko, a łzy po policzkach ciągle płyną...
Dlaczego tylko w obliczu tragedi rozumiemy co jest ważne...???
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam...siedzę i płaczę...płaczę za każdym razem jak tlko zaczynam myśleć o tym co by było gdyby mnie nie było?Jaka by była wtedy moja córka? Jaki byłby mój syn?
Jestem i zawsze będę . Składam cześć za słowo pisane Kredko - Matko, Kumpelo , Córko i Kobieto ...
OdpowiedzUsuńPs. Piękny i chwytający każde serce post...............
Kredko...łzy lecą, ale dziekuję Tobie za te łzy, bo pozwalają wiele zrozumieć...a swoją drogą to narodziny dziecka przynoszą rodzicom największą radość, ale i największą troskę....o przyszłość, która ma swoje niezbadane ścieżki...
OdpowiedzUsuń"Hej Wy - Widzowie na Górze!!!
OdpowiedzUsuńDobrze się bawicie?"
....................Kredka, ja pierdzielę, pocięłaś mnie na kawałeczki....
Ogień tekst. Miażdży.
UsuńMój Tato popełnił samobójstwo, niewiele ponad miesiąc temu. Nikt Go nie zabrał, nie był chory, nie miał guza, raka... Tak wybrał... To dopiero boli. Czemu to zrobił, czemu nie chciał zobaczyć jak rośnie Jego wnuk (jest w wieku Bola- z 10 lipca), czemu Nas zostawił? Ciągle o tym myślę i nadal nie znajduję odpowiedzi, mam ochotę krzyczeć, gryźć. A milczę. Pierwszy raz o tym piszę. Ale nie mam odwagi się podpisać. Dzisiaj byłam z moim Synkiem na placu zabaw. Chciał buju więc stoję i Go bujam i ryczę bo wierzę, że Ojciec siedzi na bujawce i macha nogami. Dziecku też tak tłumaczyłam, bo co mam Mu powiedzieć? Zawsze jechał do dziadzia a teraz Go nie ma...
OdpowiedzUsuńNie znajdę dobrych słów, bo tych zawsze w takich sytuacjach brakuje.
UsuńJest mi tak mocno przykro. Tak bardzo.
Przeczytałam wczoraj ten komentarz przed snem, wstałam myśląc o nim...
Nie wiem, nie rozumiem co może skłonić człowieka do dobrowolnego odejścia, gdzie są jego myśli gdy to robi.
Ale Dziadzia na pewno buja się huśtawce, może jest już spokojniejszy...
Całym sercem przytulam i dziękuję za podzielenie się bólem właśnie tu.
Czuję jeszcze większą niemoc. I wiem, że żadne moje pisanie tu nie będzie odpowiednie.
Mocno, mocno ściskam.
Może właśnie był chory... Choroba umysłu to też choroba, nawet nie dostrzegamy jak wiele wokół nas depresji czy nerwicy, a to właśnie one też doprowadzają do takich czynów :( Współczuję mocno, bo najczęściej ludzie potrzebujący pomocy psychiatry unikają jej udając przed całym światem, że wszystko jest w porządku, narażając siebie i bliskich na cierpienie, a tak na prawdę pomoc jest na wyciągnięcie ręki.
UsuńSamo wyobrażenie tej sytuacji tak bardzo boli. Łzy spływają po polikach... :(
OdpowiedzUsuńJeden z komentarzy mówi o 'wartości' ...
OdpowiedzUsuńZa ten i każdy jeden, każde słowo, każde zdanie, każdą myśl przelaną tutaj - dziękuję całym sercem i umysłem. Czytam z zapałem, ze wzruszeniem, ze zdziwieniem, a gdy trzeba z wielką radością.
To Wy jesteście WARTOŚCIĄ tego miejsca.
A ja jestem tym zaszczycona :)
gdy czytam takie historie łzy same leca jak grochy.... brak mi słów na to wszystko..
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia jak to jest być na granicy życia i śmierci, ale znam to uczucie, gdy ma się na granicy życia i śmierci własne, niedawno narodzone dziecko... I ten strach paraliżujący oddech...
OdpowiedzUsuńZupełnie, no po prostu kompletnie tego nie rozumiem, dlaczego dopiero co narodzone maluszki, muszą się zmagać ze złymi doświadczeniami już od swych pierwszych chwil życia... a przecież życie to jest największa wartość w życiu, a zaraz po tym miłość do życia...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z dreszczami i łzami w oczach :(
OdpowiedzUsuńCzytam historię Heleny i nie rozumiem. Przecież dzieci urodzone po 22tc uważa się za wcześniaki. Wiadomo, że takie kruszynki mają bardzo małe szanse na przeżycie, ale mają.. i każdy kolejny tydzień te szanse zwiększa.
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej smuci fakt, że jeśli w tym momencie mnie zabraknie mój roczny synek nie będzie mnie pamiętał, nie będzie wiedział kim/czym jest mama.
Poniżej 24 tc nie ratują dzieci. Prawnie. Poza tym Helena była po wielu tygodniach chemii, dziecko nie rozwijało się prawidłowo, od początku, od diagnozy ten okruszek był skazany na stracenie żeby ratować życie matki...
UsuńJeszcze terminologia - po 32 tc a przed 38 tc - wcześniak.
UsuńPoniżej 32 tc - skrajny wcześniak.
Dwa mocne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJeden trudny acz piękny tekst.
Jakże to potrzebne. Zwalniam...
Ide na spacerze, pcham wozek i czytam twego posta. I ide i rycze. Ja za dobrze znam ten lek w druga strone, o dziecko. Bo jakby jego zabraklo to ja tez przestalabym istniec. Dziekuje za ten post. O tych rzeczachntez trzeba pisac.
OdpowiedzUsuńpodczas swojej ciążowej cytologii również otrzymałam informację o niezidentyfikowanych komórkach byłam wtedy w 34 tc
OdpowiedzUsuńnie wiedziałam jak mam reagować kazali się nie denerwować
urodziłam pięknego syna zrobiłam cytologie po połogu okazało się że jestem zdrowa
wiem co przeżywała Twoja znjaoma to jest straszne!!!
zapraszam na nowy post po tak długiej przerwie :)
Moja maleńka miała poważny wypadek gdy miała trzy latka. Z początku nie dawano jej żadnych szans na życie potem niewielkie. Gdy siedziałam przy tym wielkim łóżku pełnym jakiś rurek i urządzeń wydawała mi się taka maleńka...cała zabandażowana, opuchnięta, nie podobna do siebie...jednego byłam pewna, że jeżeli Ona odejdzie to ja też. Że nie potrafię bez Niej żyć. Żałował, że tego dnia nie miałam czasu na wspólną zabawę, że mówiłam "jutro się pobawimy", a to jutro nadeszło dopiero za dwa miesiące...żałował, że od zawsze spała w swoim łóżeczku...dziś znowu to do mnie wróciło...znowu płaczę i pytam dlaczego??? Tyle bólu jej, mojego...3 lipca minie 6 lat. Każdego dnia przyszłam jak po raz ostatni. Każdą chwilę traktuję jak tą ostatnią. Przepraszam, że tu to piszę. Po tylu latach chyba wszyscy myślą, że jest już ok. Nigdy nie będzie...
OdpowiedzUsuńObie z SEA starałyśmy się o dziecko długo, bardzo długo. Z nasienia dawcy urodziła dziewczynkę. Była szczęśliwa. Codziennie rano rozmawiałyśmy na forum kliniki niepłodności o mojej upragnionej ciąży. Wspierała mnie w staraniach, potem byłą wsparciem, gdy pod sercem nosiłam wymarzoną fasolkę i mimo że "znałyśmy się" jedynie internetowo była mi bardzo bliska. Przez chwilkę jej nie było. Po kilku dniach ktoś napisał, że SEA przewróciła się i nie odzyskała przytomności. Tętniak -pękł -zmarła. Zostawiła prawie roczną wymodloną córkę i męża i nas - wirtualne koleżanki, czasem bliższe niż najbliżsi realni znajomi. Długo nie mogłam dojść do siebie. Tak to przeżyłam i zapomniałam o tym. Dlaczego? Obiecałam sobie, że będę chwytać każdy dzień, a często go marnuję. Obiecałam, że nie będę przejmować się błahostkami, znów to robię...
OdpowiedzUsuńdziekuję za ten post.
OdpowiedzUsuńwarto się zatrzymać na chwile, zastanowić i przemyśleć... dziękuję za ten post!
OdpowiedzUsuńŁza się w oku zakręciła... gdy pomysle o mojej mamie,o tym,ze zginela jak miala lat 31 a ja 10 zaledwie,to tak mnie chwyta ze serce,dokladnie tak jak piszesz ... ta niemoc na sama mysl.
OdpowiedzUsuńTakie historie nie powinny się zdarzać. Rodzic postawiony przed wyborem. Którego nie może dokonać.
OdpowiedzUsuńTak nie powinno być.
Choć jest.
poleciały mi łzy!
OdpowiedzUsuńale ja często myślę o tym co by było gdyby...
gdyby zabrakło Mnie i Kornelia zostałaby 'sama'!
bo wiem, że jakby zabrakło Kornelii, mnie by już nie było...
;(
Świat jest straszny, przeraża mnie. Staram się na co dzień o tym nie myśleć jak źle może być bo wzbiera mnie wtedy na mdłości, chcę mi się płakać i brzuch boli i nic mi się nie chcę. Więc w tej słabości omijam złe wieści, złe wiadomości. Idaję, że ich nie ma bo jestem cholernie słaba w takich momentach. I miałam dzisiaj tak wiele do zrobienia, a teraz wpadłam tu przypadkiem i nic mi się nie chcę. Coś strasznego, pięknie opisane. W sumie nie wiem co dalej pisać... smutno mi. Śpieszmy się kochać ludzi...
OdpowiedzUsuńprzezylam utrate dziecka .... pierwszej ciazy ten bol jest niedoopisania;/ i zrozumienia dla innych....
OdpowiedzUsuńJesteśmy zbyt zaganiani nawet by się zatrzymać i spojrzeć... i zobaczyć co jest ważne...
OdpowiedzUsuńdaje do myślenia.
Rozkleiłam się na całego. Niestety tez już kilka razy złapałam się na zastanawianiu a co by było gdyby... Czasem impulsem bywają złe wiadomości z wieczornych informacji. I już łzy ciekną ciurkiem na myśl "co będzie z moim dzieckiem, gdybym..."
OdpowiedzUsuńHanna
Idę ucałować swoje dzieci...i popatrzeć na nie jak śpią...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ten post...choć smutny jest strasznie....
mój największy strach, obezwładnia mnie i dlatego go do sibie nie dpouszczam.Post piękny i straszlwie smutny...
OdpowiedzUsuńKocham mój największy-najmniejszy skarb najbardziej na świecie.Okazuje jej to na każdym kroku.W domu, na ulicy, w autobusie...przytulam, głaszcze, całuje, mówie KOCHAM. Nie wiem może to robię z przesadą według innych ale ja mam taka potrzebę,potrzebę miłości i czułości, potrzebę drugiej bliskiej osoby.Moja mama odeszła jak miałam 5 lat,oprócz mnie zostali jeszcze wtedy moi dwaj bracia 3 i 2 latka.Rak pokonał moją mamę w wieku 29 lat a jedyne wspomnienie jakie mi pozostało to mama zwijająca się z bólu. Dzieci które zostają bez matki są strasznie samotne i chociaż los dał mi drugą wspaniałą mamę to ja do końca już będę odczuwała jej ogromny brak. Piękny post chociaż strasznie smutny :*
OdpowiedzUsuńŚmierć nigdy nie będzie sprawiedliwa.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane.
Piękny aczkolwiek smutny post...
OdpowiedzUsuńOd ponad miesiąca żyję w niepewności, co będzie gdy... Już w przyszłym tyg. czeka mnie biopsja, miałam nadzieję że guzek w piersi to nic takiego, usg pozbawiło mnie tych nadziei, żadne zwapnienie po prostu guzek duży a pod nim drugi - mniejszy... Boję się tak bardzo, czy to rak czy nie...
Straciłam dwie ciąże, mam córcię i synia o których też walczyłam bo i z córcią i syniem zagrożone... teraz to... nie wyobrażam sobie najgorszego, czuję w sobie straszną panikę, ból a przede wszystkim strach...
My znamy ból straty...
OdpowiedzUsuń