piątek, 4 stycznia 2013

automania.

Poszła Baba na wyprzedaże. Do Benettonów poszła i Zar i Okaidów polazła.
Dzielnie. Z gotówką odliczoną do wydania.
Niebezpiecznie się zrobiło gdy gotówki już prawie nie było i w ruch poszła karta.
Niezmordowana jedank Baba na wyprzedażach jest i straciła totalnie rachubę więc smsa do męża śle, że się spóźni, niech Dzieciora kąpie i kładzie bo 4 godziny to mało...i że wynagrodzi.
No coż, wszystko ma swoją cenę.
Plan był prosty. Precz Dzieciora z głowy zakupowej wywalić i sobie, sobie, sobie rozkosze kupować.
I dumna żem nawet bo choć parę siat dla Onego dotaszczyła to jednak przewaga babskich rupieci była.
Hura, pierwszy raz od rzeźni z porodówki.
I tak waniliowy płaszcz benettonowy ma, przeceniony o 700 zł w którym wygląda w talii jak osa [no dobra, może nie osa a szerszeń ale to zawsze lepsze niż jak żuk czy biedronka..], i rude dodatki do nowych rudych butów, i całe mnóstwo rzeczy, o których nie pamiętała, że wogóle w szale kupiła.
Dla Dzieciora 'przyniesła' totalnie cudne, najlżejsze, najłatwiejsze do włożenia buty zimowe z Ecco, czerwone spodnie na szelki [LOW] i jakąś niezliczalną liczbę bluzek z H&M czy Reserved. Po parenaście złotych, toż grzech nie brać.

A w Duce? W Duce jest syrop z orzechów laskowych do kawy. Całe mnóstwo takich syropów w coffeeshopach jest, wiem, ale słodkie to jak cholera a ja kawy nie słodzę. A ten? Ledwo, ledwo słodki, niewyczuwalnie w kawie a ona pachnie orzechowo w cąłym domu. Mega polecam.

I wprawdzie Pan z Taksówki pytał się czy mąż aby nie przechrzci gdy pomagał Babie wypakować się z bagażnika, wprawdzie Tata Bola nie był gotowy na takie objawienie żony, której widać zza toreb nie było, wprawdzie odwdzięczać się serio Baba musiała. Ale. Było bosko. Niech żyje bycie Babą na wyprzedaży.

Jednak szaleństwo zakupowe nastąpiło też wspólne, Dziecior w ramionach Orfeusza chrapał z Ciocią u boku a Rodzice pojechali po regał do Dzieciorowego pokoju. Bo Dzieciorowy pokój dopiero zaczyna nabierać charakteru a Małe dopiero teraz zaczyna w nim spędzać faktycznie czas. I stanęło na prostych półkach coby pudła zabawkowe ładnie wlazły a książki dumnie, na wysokości Onego stały w rządku.
I nie wiem co jest w Ikei takiego, że człowiek nagle zamienia się w Perfekcyjną Panią Domu, stwierdza, że potrzebuje nowych ścierek, kubków, ręczników, misek, pościeli, otwieraczy, słomek, dywaników i całej masy rupieci, których w planach nie było w ogóle. Z kolei w owej Ikei Tata Bola zamienia się w Pana z  Metamorfoza Domu i wymyśla nowe ustawienia, kanapy, fotele, stoły...
I tak stali potem, jedno z drugim dorosłe niby, przy kasie i unikali kontaktu wzrokowego ze sobą.
I potem z głupawymi uśmiechami wjeżdżali windą do domu na 3 razy.

Ale o autach być miało. Autoszał zaczął się gdy Tata Bola z przerażeniem stwierdził, że Syn częsciej kładzie misia spać i poi żówia wodą niż szaleje z cieżarówą czy wyścigówami. I choć mamy odmienne zdanie na ten temat, bo jak już kiedyś pisałam, zabawki są dla dzieci a nie dla płci według mnie, i jeśli mój syn zażyczy sobie wózka dla lalek to taki dostanie [ i tu Tata Bola głośno wciąga powietrze, jeszcze głośniej przełyka ślinę i nic nie mówi w nieszczęściu wizji takiej bo na argument, że On, facet z wózkiem przecież jest nikim innym niż chłopczyk z takim...odpowiedzi nie ma, ale nieszczęśliwy jest ciężko] to Tata postanowił mocno podrasować zainteresowania Syna motoryzacją.
Małe łyknęło. Od rana do nocy brumbrumują, wydają dźwięki, których ja nigdy nie odtworzę a gdy próbuję się z nimi bawić to patrzą na Matkę pobłażliwie i dają mi do zabawy karetkę...'rób iaaaiaaa'...

W całej frajdzie [ja też mam frajdę bo bez wyrzutów sumienia nie zajmuję się dzieckiem w ogóle przez dłuższe okresy czasu i nawet znajduję czas aby pomalować paznokcie, też u rąk...] pomogla mocno Domostrada.
Ale po kolei.

W Ikei - nie wiem czy to nowa zabawka czy już stara a ja jej nigdy nie widziałam - kupiliśmy drewniany dźwig. Najśmielsze oczekiwania przeszła miłość Kurduplastego do niego. Dźwig jest masywny, składa się z dwóch części, ma magnes, do którego przyczepiają się proste klocki. Klocki dodatkowo mają jakby sorterek, który jako pierwszy tak mocno zajmuje Małe, że po dziesięć razy dźwig wyciąga kloce aby potem Inżynier Bol powkładał je prawidłowo na swoje miejsca. Brawo trzeba bić co nie miara, bo szczególnie trójkąty wcale proste nie są. Polecamy bardzo. Nie tylko chłopakom!

 
 
 
 
Kolejna pomoc w automaniakowaniu to prezent od Cioci Bola. Naklejki na ścianę - miarka wzrostu + inne dodatki. Szał jest odkąd miarka jest przyklejona, każdego brumbruma tysiące razy trzeba obejrzeć, poopowiadać, stop poklapać i krzyczeć 'stop!' w języku kurduplastych. Wprawdzie Małe tak przeżywa te naklejki, że przy nich potrafi warować godzinami i zmierzyć się nie dał [no bo jak to tyłem stanąć do aut!?] więc wzrost zaznaczony z listopada jest. A wzrost zaznaczamy pachołkami...
Super pomysł, super sprawa, prezenty od Cioci są zawsze świetnym strzałem.
Tylko nie sądziłam, że aż takim!
Nic się nie odkleja mimo łap Kurdupla, mimo skrobania pazurami, dodatkowo można utrwalić podgrzewając naklejki suszarką.
Nasza miarka TU --> Miętowy Kot

 
 
 
 
 
 
No i jak pisałam - genialna Domostrada.
Jest cały ruch drogowy, są wypadki, są wyścigi, są budowy drogowe, są pościgi policyjne i ucieczki złodzieji - ale ja się na tym nie znam i tylko czasem jak mi dadzą to popylam jakąś taksówką emerycką czy dostąpię ww zaszczytu bycia Panią z Karetki. Jednak patrząc na chłopaków mogę z czystm sumieniem powiedzieć, że bawią się doskonale wiele już, wiele dni...
Starszy chłopak mój totalnie odlatuje i nowe arterie buduje, i miasto rozszerza i zaraz wygonię Domostradę pod dywan bo kurde bela, w końcu to mój salon...
Domostrada TU --> Domostrada-Naklej-Ulicę
O różnych autach Bolowych można poczytać TU --> Bolowy Garaż

 
 
 
 

 
 
 

 

 
 

9 komentarzy:

  1. U nas z naklejkami też jest szał :D Tylko Maluch preferuje ze zwierzakami. A miarkę wzrostu planuję właśnie kupić. Ta, którą macie mi się podoba. A jeśli chodzi o książki, to u nas początkowo miały być na półkach, ale jest ich tyle, że był tak potworny sajgon, że obecnie zajmują 4 półki w wielkiej szafie :/ Półki są na wysokości rąk Malucha, więc nie ma problemu z ich samodzielnym wyciąganiem.
    A jeśli chodzi o szaleństwa zakupowe, to widzę, że jesteś tak samo walnięta w tym temacie, jak ja :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Miarka rewelacyjna. Tak rewelacyjna, że wzięłam i się zakochałam i chyba swemu Brzdącowi też taką sprawię, bo jest na niej wszystko, co mu do szczęścia potrzebne. Domostrada następna jest na mojej liście... Oj, ja więcej na Twojego bloga nie wchodzę, bo jest ci on straszliwie dla portfela szkodliwy;) Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bolo w spodniach boski! A te zdjęcia z gołymi stópkami i domostradą zupełnie mnie rozkochały :) No i naklejki - rewelacja! Poszperam tam i kupimy jakaś miarkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny blog, bardzo mi się odoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. AUTOMANIAAAAAAAAAAAAAAA! Chcemy! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. zdjęcia z golasami w czerwonych portkach powalają! uwielbiam ten blog TOTALNIE - nad Domostradą już myślę z miesiąc ale teraz wiem, że musimy mieć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podesłałam linka mężowi - nakazał zakupić wszsytko z tego i z tego drugiego posta o autach - hahaha ciekawe kiedy jemu szał minie, poki co twierdzi, że dla Henia mam wybierać tylko rzeczy od Klocka :D

    ps. zdjęcia piękne!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. znalazałem was przez nominację do bloga roku - jak najbardziej zasłużone miejsce, zaraz zaczynam czytać listopad 2012, nie mogę się oderwać :) pozdrawiam tata maciejaka

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że tu trafiłam. Blog mnie rozsmieszył do łez, czytam od dwóch godzin i parskam śmiechem co chwila. A do tego piękne rzeczy pokazujecie i zdjęcie cudne - będę na was głosować, dodaję do ulubionych :) pozdrawiam kasia z gór ;)

    OdpowiedzUsuń