Z wiekiem przedszkolnym i domem mojej Babci, w którym zawsze niezależnie od pory dnia i roku pachniało cynamonem i wiśniami. Który stał na warszawskim Grochowie przy ulicy, którą idąc można było zjadać prosto z drzew mirabelki i morwę.
Kojarzy mi się z przedszkolem na Woli, które stało między kościołem a szpitalem i w którym oprócz muzyki z pianina zawsze było słychać syrenę karetki na przemian z dzwonami.
Z rozpoczęciem Stanu Wojennego kiedy to siedziałam na parapecie dziewiątego piętra naszej kawalerki zajadając jajeczniczę gdy nagle Mama podgłośniła radio a ja na ulicy zobaczyłam czołgi i maszerujące wojsko. I zapytałam Mamę: 'Wojna?' i Mama pierwszy raz tak poważnie spojrzała mi w oczy, jak dorosłej osobie i powiedziała cicho: 'Nie wiem Córciu...'
Z Zimą Stulecia, kiedy to na zapalniczkę otwierało się zamek samochodu a Tata jedyny raz w życiu oszalał jak dziecko na śniegu i robił orzełki.
Z Mamą, najpiękniejszą kobietą na świecie, z długimi do pasa, prostymi, ciemnymi włosami, zawsze ubraną w długie, kwieciste spódnice i eleganckie bluzki, w długich, za kolana brązowych kozakach na wysokich obcasach.
Z Tatą wiecznie ubranym w granitur, z nieodłączną aktówką, w której trzymał ogormne skarby, flamastry do zakreślania. Czasem jednego dostałam, to były dni dziecka.
Z Ptysiem do picia, blokiem czekoladowym do jedzenia, kefirem z pudełka, mlekiem w proszku, który jadłam łyżką, z Vibowitem, który wyjadało się jęzorem prosto z saszetki.
Z wakacjami w prawdziwej Leśniczówce, w której mój Wujek był nadleśniczym, w której odbywały się polowania w lesie i porody zwierząt z gospodarstwa.
Moje dzieciństwo kojarzy mi się z obiadami rodzinnymi i żeby świat się walił - wieczną, wieczorną kolacją.
Kojarzy mi się z pierwszymi strachami, że może tą karetką wiozą moją Mamę? A może mój Tata spadnie samolotem gdy będzie wracał z kolejnej delegacji? A może Babcię to serce tak dziś bolało i umrze?
Z pierwszymi karami. Gdy znalazłam w szafie oporniki Solidarności i rodzice kazali mi przysięgać, że nikomu o tym nie powiem a ja je zabrałam do przedszkola. Były takie śliczne, kolorowe.
Miałam karę - Mama płakała a Tata nic nie mówił przed trzy dni.
Kojarzy mi się z rękoma Mamy, zawsze ciepłymi, z pięknie pomalowanymi paznokciami, które zawsze koiły i sprawiały, że świat na nowo stawał się bezpieczny.
Z kolanami Taty, który brał mnie na nie i wypytawał dokładnie o szczegóły mojego dnia, słuchał każdej nowej piosenki, nowego nauczonego wierszyka, nowych odkryć: 'a wiesz Tato, że żona psa to suka? brzydko prawda? mogę to słowo mówić na głos czy tylko w głowie?'
Bo dzieciństwo wieku przedszkolnego ogromnie kszatałtuje, pokazuje szerszy świat, nie zawsze przecież kolorowy. Bo wiek przedszkolny to pierwsze wspomnienia, pierwsze porażki, sukcesy a nawet miłości. Pierwszy wolno budowany światopogląd.
To bardzo ważny czas.
Chcę Wam pokazać dwie książki. Idealne dla wieku przedszkolnego ale wiadomo, książki warto zbierać wcześniej, szczególnie gdy są to małe nakłady kameralnych wydawnictw.
Jedno z nich to Ładne Halo.
Uwielbiam takie wydawnictwa, które w swej ofercie mają skrupulatnie wybrane zaledwie kilka tytułów. To świadczy o wielkiej uwadze poświęconej każdej pozycji.
Ładne Halo wydało kilka książek. Pragnę mieć każdą. Póki co mam dwie.
Lala Lolka - o rany julek!!!
Toż to skandalizująca, szokująca, zmuszająca do dyskusji, nas dorosłych, nas rodziców, wychowawców.
Lolek ma lalkę, Lolek lubi modę i przebieranki i Lolek jest z tym szczęśliwy.
I wszytsko jest w porządku dopóki nie idzie do przedszkola. Ze swoją lalką.
'Ależ to jest niesłychane,
Żeby chłopiec nosił lalę!'
'Dziecko, toż to nie wypada!
Zobacz, chłopców ta gromada,
bawi się samochodami,
żołnierzami lub klockami,
nikt z nich lalek nie dotyka,
To dla dziewczyn jest praktyka!'
No i czy nawet w poprzednim poście nie pisałam, że zabawki są dla dzieci a nie płci?!
To książka mądra, ucząca tolerancji, obalająca krzywdzące stereotypy, mogąca wielu dzieciom pomóc zrozumieć, że świat nie jest czarno-biały, że o człowieku nie świadczy jego płeć a cała masa innych wartości.
W dodatku może pomóc dorosłym przestać obsesyjnie rozdzielać zabawki na dziewczynki i chłopców - przy czym ci drudzy są dużo bardziej poszkodowani, bo dziewczyna bawiąca się autami jest fajna, chłopczyce wzbudzają miły uśmiech i mrugnięcie oka.
Chłopcy bawiący się lalkami, jeżdżący wózkami, udający Mamy w zabawie, tulący 'dzidzię' wzbudzają niechęć, zdziwienie, jakiś niepokój, są natychmiast 'ustawiani'..
Tak więc mój Bolek, jak zechce to będzie miał lalę jak Lolek.
Dla mnie książka roku. A do tego jak wydana?!
To cytat [ stąd ] ale dokładnie oddaje moje myśli:
Wyraziste i nowoczesne ilustracje Katarzyny Boguckiej zna już pewnie niejedno co bardziej „oczytane” dziecko, no i oczywiście jego rodzice, chociażby z takich książek, jak „O panu Tralalińskim” J. Tuwima, „M.O.D.A.” K. Świeżak, czy „Maryna, gotuj pierogi”. Biorąc do ręki książkę „Lala Lolka” wydaną przez wydawnictwo „Ładne Halo” od razu dostrzegamy to, co odróżnia styl Katarzyny Boguckiej od stylu innych ilustratorów, a więc monochromatyczne tło, stylistykę przywodzącą na myśl lata 50. i 60. ubiegłego wieku, świadome ograniczenie ilości barw, kontrasty.
Druga pozycja to 'Kiedy będę duży to zostanę dzieckiem'.
I tu się rozpisywać nie będę bo tytuł mówi wszsytko, wydanie tak samo piękne, w postaci zeszytu a raczej kajetu...
A na końcu?
Jest miejsce aby Twoje dziecko wspisało albo poprosiło Ciebie o wpis: A kim Ty zostaniesz jak dorośniesz?...
Ładne Halo - BRAWO!
A dla Was mam po jednej książce do wygrania od wydawnictwa - dziekuję.
Co zrobić:
1. polub Klocka i Kredkę na FB tu --> KlocekIKredka - nie musisz tego robić ale tam oglosimy wyniki w czwartek.
2. zamknij oczy, pomyśl i w kometarzu pod tym postem napisz: Co Tobie kojarzy się z Twoim dzieciństwem?
3. udostępnij post [fb, blog, forum...] i podaj link gdzie szukać
4. podpisz się imieniem i nazwiskiem
5. wyniki w czwartek na fanpagu fb - wybierać będzie wnosząca najwięcej 'dzieciństwa' do rodziny, zaraz po Bolu - Ciocia Bola.
Tym razem poza konkursem - mi dzieciństwo kojarzy się z Anką, moją najlepszą przyjaciółką z tamtego okresu, z którą w przedszkolu wbijałam sobie gwoździe w stopy, rywalizując która dłużej wytrzyma ból :D Takie byłyśmy aparatki. I żadna nie krzyknęła, tylko ktoś nas podkablował i przerwali nam zabawę. A bliznę na stopie mam do dziś :D
OdpowiedzUsuńO Boziuniu. Wariatki:D
UsuńPięknie opisałaś swoje dziecinstwo. Na etapie czołgów łzy lekko zmoczyły mi oczy. Ja tych czasów pamiętac nie mogę, pamiętam jedynie wibovit, tez wyjadany z saszetki:)
OdpowiedzUsuńMoje dziecinstwo to wieczne zabawy w bazę. A to w kurniku, a to w jakiś krzakach, a to na powalonym drzewie. Nawet karty wstępu każdy miał, by nie powołane osoby nie dotarły do bazy. Spory z dziećmi sąsiadów, bitwy na patyki, pierwsze blizny, stłuczenia. Domek na drzewie i pokonywanie lęku wysokości.
OdpowiedzUsuńZaplakana mama, gdy wyszłam do koleżanki i zapomnialam o tym powiedzieć. Wrócilam zadowolona po kilku godzinach podczas gdy ona obdzwonila i przeszukała całą wieś i nigdzie mnie nie było. Nigdy nie zapomnę tych łez, którymi mnie powitała.
Dziecinstwo kojarzy mi się też z zapachem świeżej trawy na wiosnę. Uwielbiam ten zapach !
Beata Jagielska
https://www.facebook.com/beata.jagielska
Dzieciństwo... ahhh piękne czasy, a z czym się kojarzy. Wiele, oj wiele w głowie mi siedzi...
OdpowiedzUsuńDzieciństwo to ciasto drożdżowe mamy i jej przytulenie, nawet jak to ona na mnie nakrzyczała, przypatrywanie się jak tata klei kartonowe modele - mhmmm zapach butaprenu :)
Dzieciństwo to chodzenie do babci "na służbę" gdy rodzice musieli iść do pracy, a u babci zawsze rano zupa mleczna ze słodkim rogalem, makaronem albo o zgrozo, lanym ciastem (tego ostatniego po prostu nie mogłam zdzierżyć więc pakowałam ile wlezie do buzi i szłam do ubikacji - w wiadomym celu); inna rzecz na "służbie" to widok "dyscypliny" wiszącej przy szafie i straszącej niegrzeczne dzieci... nigdy nie została na mnie użyta :)
Dzieciństwo... to też wizyty u babci na działce i gonienie za kurami... zbieranie jajek z kurzych miejscówek... zrywanie papierówek z ogromnej jabłoni... wyrywanie kalarepy prosto z grządki i jedzenie takiej świeżej i chrupiącej.
Dzieciństwo to czas beztroskich zabaw - niekończące się trasy dla samochodów układane z klamerek, klocków i pudełek po lekarstwach, tworzenie żołędziowo-kasztanowych ludków, obowiązkowe robienie laurek na każdą uroczystość, gra w klasy i gumę, godziny spędzone w piaskownicy i kilogramy zjedzonego piasku, huśtawki i podchody z kumplami z bloku, ucieczki przed starymi sąsiadkami, które nie pozwalały grać w piłkę, i moje ulubione - wspinanie się na drzewa - moja wielka i niesłabnąca miłość - i tu się pochwalę, że zdobyłam parę razy mistrzostwo osiedlowe, zostawiając tym samym chłopaków daleko w tyle.
Dzieciństwo to też szalone pomysły, które nie wiadomo skąd się brały - nasz rodzinny bestseller w moim wykonaniu to wysmarowanie brata szamponem do włosów i obklejenie go całego, kolekcją ukochanych znaczków pocztowych taty. Inny genialny pomysł to wsadzenie pęku kluczy pod gumową wycieraczkę, włożenie karteczki w drzwi z mega tajną wiadomością: "Mamuś jestem u koleżanki, klucze pod wycieraczką" - AUTENTYK. Jak sobie pomyślę, co wyczyniałam, to mam tylko nadzieję, że moja córcia takich pomysłów mieć nie będzie :)
Dzieciństwo to również da mnie smak gumy turbo, guma kulka za 1000 starych złotych, soczek w woreczku, draże (paczka na pół z bratem :/ liczyliśmy dokładnie co do kuleczki porównując równocześnie ich rozmiary), żelki misie - po równo z każdego koloru dla mnie i brata - te co nie pasowały zjadał tata:), misie z pianką w środku i ciepłe lody, pepsi-cola w szklanej butelce.
A skoro było coś dla brzucha to będzie też coś dla ucha... muzyka mojego dzieciństwa to Spice Girls, Backstreat Boys i DISCO POLO.
Serdecznie pozdrawiam Bolową Rodzinkę
Agnieszka Wąsik
http://tulakowo.blogspot.com/2013/01/klocek-na-kredce-kredka-na-baku-muchy-w.html
bardzo mocny post
OdpowiedzUsuńubóstwiam pióro klockaikredki!
OdpowiedzUsuńmatko przepraszam, za szybko klikam, to wyżej to ja, czyli Mama Jasia i Stasia, a teraz pomyślę nad odpowiedzią :)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, do zaczytania. Za szybko się skończył. Nawet mnie trochę pościskało w podgardle...
OdpowiedzUsuńKonkurs zostawiam żonie.
Mi dzieciństwo kojarzy się z darciem się pod blokiem "Maaaaaaaaaamoooooo, zrzuć mi cośtam,". Urządzaniem cmentarza mrówek, które uprzednio masowo mordowało się w przedszkolu. Z układaniem domku dla lalek za pomocą kaset magnetofonowych i tym podobnych sprzętów. zawijaniem kołdry i udawaniem że to śpiwór (albo czasem wręcz spanie w poszewce - żeby było jak w śpiworze. A ten śpiwór to było mieszkanie - było tam wszystko, ubranie na zmianę, zabawka, książka, najpotrzebniejszy pakiet. Że w najmniejszych pomieszczeniach wyobrażałam sobie, jakby to było tam mieszkać, potem rysowałam plany co gdzie by było(np w łazience jak urządzić żeby dało rade tam żyć). Kojarzy mi się też dzieciństwo z jechaniem samochodem z ursynowa w różne miejsca. np strasznie daleka podróż, do znajomych rodziców na służewiu. Byłam przekonana że mieszkają na drugim końcu Warszawy. Mam też wspomnienie z dzieciństwa, już nie przedszkolnego a szkolnego, jak w pierwszej klasie, jedna koleżanka, przyniosła taki długopis, który przywiózł jej tata zza granicy, i który można było ścierać gumką. Chciałam taki mieć, uważałam, że tylko mając taki długopis będę w stanie się czegokolwiek nauczyć. Nigdy takiego nie dostałam. I wyrosło ze mnie co wyrosło. A ja dalej marzę o takim długopisie!
OdpowiedzUsuńi mogę się pod tym podpisać każdą ręką i nogą tylko zapomniałam. Wspomnienia i skojarzenia dzieciństwa należą do mnie, Urszuli Wiśniewskiej, która wtedy była Ulą Wróbel.
OdpowiedzUsuńBoziuuu, Klocki, co ja z Wami mam? Wyciskacze łez na maksiora- jak nie ze śmiechu to ze wzruszenia!
OdpowiedzUsuńCzytałam ten wpis przed snem, położyłam się do łóżka i na słowo dzieciństwo takich dostałam halunów: piwonie. brudne nogi. wiśnie. Muminki. naleśniki. znaczek z koszyczkiem. owsianka.
Symbolem dzieciństwa bez wątpienia jest dziadkowy ogród. Było tam wszystko! Wszystko pachniało, 70% dało się zjeść... Tamten okres tak wrył mi się w pamięć, że gdy zamknę oczy jestem w stanie poczuć jak dziadek bierze mnie na barana, a ja rwę wiśnie, jem, wrzeszczę, że nie dobre i... jem dalej. Czuje na dłoni dziadkowego palucha, dłoń moja to mapa Europy a paluch rysuje skąd to Ruskie do Polski przylazło. Pamiętam, że siedzieliśmy wtedy na huśtawce. Smaki dzieciństwa to na pewno naleśniki mojej babci, babci, która bez wątpienia była cyborgiem napędzanym na papierosy, kawę i tabletki z krzyżykiem. Nigdy nie wiedziałam jej z jedzeniem, a gotowała najlepiej na świecie! Cyborg ten był mały i wysuszony i ciągle kaszlał.
Zasnęłam i miał sen. Śniło mi się, że biegnę przez podwórko, otwieram furtkę do ogródka, wchodzę- wszystko wysuszone, zniszczone, huśtawka zablokowana gdzieś wysoko. Klęknęłam i tak zaczęłam płakać, że aż się obudziłam. Moje dzieciństwo też już przeminęło, ale 24 lata temu, wyciągnięto mnie na ten świat, dostałam klapsiora w zadek i puszczono mnie do sztafety. Szesnaście miesięcy temu przekazałam pałeczkę mojemu dziecku i mam wielką odpowiedzialność za to by ona za kilkanaście/dziesiąt lat zapłakała z żalu za minionym dzieciństwem, aby nie cieszyła się, że to już za nią tylko żałowała, że trwało tak krótko, mimo, że wycisnęła z tego czasu wszystko co najlepsze.
Paulina Korlacka.
Dzieciństwo kojarzy mi się z pierwszą samodzielną wyprawą na zakupy do sklepu Pana Stopy. Do wydarzenia tego przygotowywałam się od rana, zapisałam listę zakupów na czterech osobnych kartkach, w razie zaginięcia którejś z nich. Gdy dotarłam już do mojego małego eldorado ( oddalonego od domu o 100 m) pochłonął mnie szał zakupów ( ;) ) i prócz tego co mama kazała kupiłam sobie snacki orzechowe. Czar jednak szybo prysł gdy Pan Stopa oznajmił mi, że oto wiszę mu 10 000 zł a me lico oblał pierwszy w życiu poważny wyrzut sumienia. Do domu szłam jak na skazanie, bo przecież to 10 000 musiało być dużo. Wszystko skończyło się uśmiechem mamy, uregulowaniem długu i niezapomnianym smakiem orzechowych snacków, które wcześniej zapobiegawczo ukryłam w ogródku na wypadek konfiskaty w celu zadośćuczynienia.
OdpowiedzUsuńDrugim wspomnieniem, które równie mocno zapadło mi w pamięć były czekoladowe kulki w siatce jak na ziemniaki, które Tata przywoził mi z Niemiec gdy wracał z pracy do domu. Kulek zawsze było tyle , na ile dni później znów wyjeżdżał i każdego dnia zjadałam jedną i cieszyłam się z upływu czasu. Nie muszę chyba wspominać jak bardzo ich smak różnił się od czekoladopodobnych wyrobów, które były jednyną dostępną „czekoladą” w tamtych czasach. Ahhh no luksus…
Wspominam też zawsze segregator z karteczkami, mała i duża z takim samym wzorem w foliowej koszulce, obowiązkowe fluorowanie zębów w zerówce, Panią Bronię z przedszkola, która kazała mi jeść bigos z kabaczków i była chyba trochę dla mnie jak Buka dla Muminków, znienawidzone długie włosy, które mama obiecywała ściąć „po komunii” a które ja podcinałam po cichu nożyczkami do papieru, chleb z masłem i cukrem, bluzy donaszane po starszym kuzynie z logo Borussi Dortmund ( :D )…ojjj i wiele innych.
Chciałabym żeby mój Syn też miał tak piękne wspomnienia jak ja :)
http://www.facebook.com/justyna.styczen.1
Justyna Styczeń
Dzieciństwo kojarzy mi się z czasem, który wolno płynie, jakby się sączył. Nie wiem, jak to się stało, ale od kilku(nastu) lat czas się po prostu zepsuł, bo ciągle gdzieś leci, na łeb, na szyję.
OdpowiedzUsuńKiedy byłam dzieckiem, zdarzało mi się czekać na to, co ma nastąpić - na powrót mamy z pracy, rodziców z wakacji w Soczi, narodziny młodszego brata, wyjazd z babcią nad morzem. I czas oczekiwania często mi się po prostu dłużył. Pamiętam, jak patrzyłam na wskazówki zegara i wydawało mi się, że przesuwają się strasznie wolno.
U babci na wsi był głośno tykający budzik - doskonale pamiętam jego dźwięk, pamiętam, kiedy czekałam, aż zadzwoni rano i babcia wstanie, dając tym samym sygnał do rozpoczęcia dnia i zabawy.
Pamiętam, jak na ścianie mojego dziecinnego pokoju wisiał kalendarz, w którym zaznaczałam ważne daty, kiedy coś fajnego, zabawnego i wyczekiwanego miało się wydarzyć. Na kalendarzu odkreślałam dni do upragnionego momentu "0".
A teraz? Z przerażeniem spoglądam na wszechobecne zegarki, które notorycznie mówią mi, że jak zwykle wszędzie jestem spóźniona, wściekam się na telefon, który uparcie wylicza mi, ile lat skończę w tym roku i czasem zastanawiam się, czy bardziej bym chciała się wyspać, czy może raczej ograniczyć się do czterech godzin dziennie, jak Żelazna Lady, żeby nie marnować czasu...
Eech... Na szczęście wiosna przyjdzie i tak.
Dzieciństwo - mnie kojarzy się z mnóstwem dzieciaków na placu zabaw, na grzebaniu w piachu i budowaniu zamków, które i tak zazwyczaj były niszczone przez starszych chłopaków, a później szorowanie w jednej wannie z siostrą aż woda zrobiła się zupełnie czarna. Kojarzy mi się także z krzykiem Maaaamaaaa, maaaamaaa tylko po to, aby z trzeciego piętra rzuciła kolejną skibkę chleba lub piłkę bo skakanie przez gumę już nam się znudziło. Pamiętam podchody - czyli dwie drużyny, gdzie jedna uciekając zostawiała na chodniku ślady malowane kredą aby druga podążała tymi znakami i wykonywała różne zadania!
OdpowiedzUsuńEhh... wspominki... mogłabym tak do wieczora...
a harendy? Pamiętam doskonale obrywanie owoców z wystających gałęzi soczystej gruszy - my dzieci bloków mogliśmy tylko pomarzyć o świeżych owocach obmytych deszczówką!
A kiedy zapadł już zmrok zabawy w szukanego - blisko 20 osób kryjących się po krzakach lub pod ławką..
przesiadywanie na trzepaku i robienie różnych dziwnych figur - swoją drogą ciekawe czy jeszcze bym tak potrafiła..
i cały dzień spędzało się na dworze, na świeżym powietrzu wśród rówieśników a rodzice byli spokojni, przecież byliśmy na osiedlu i wystarczyło wyjrzenie przez okno czy wszystko ok, ale zazwyczaj nie było to potrzebne, bo krzyki bawiących się dzieciaków docierały do każdego mieszkania!
Stare, piękne czasy.. jestem szczęśliwa, że mogłam urodzić się w latach 80tych i mieć teraz co wspominać ze łzą w oku i wzdychaniem... o tak, to były piękne beztroskie, bezpieczne lata!!
https://www.facebook.com/ilona.kowalczyk.18/posts/322500841192193
Ilona Kowalczyk
Moje dzieciństwo to przede wszystkim osiedlowe zabawy wszystkich dzieciaków z bloku - dwa ognie na ulicy z niektórymi rodzicami, podchody po całym osiedlu, guma, zabawy z piłką, "wojna" na ziemi i trzepakowa gimnastyka. To wołanie "maaamoo" bo nie chcę...bo chcę...bo rzuć, bo nie, nie pójdę itd...to klucze na szyi, bo nigdy nie wiadomo, kiedy rodzice wrócą z pracy do domu. To zapach morza dwa razy w roku (babcia zawsze powtarzała:"pamiętaj, wdychaj jodek!" a ja się zastanawiałam gdzie on jest, bo przecież na około tylko woda i piasek), to także zapach siana każdego lata - zabawy na ukochanej śliwie w sadzie dziadków, która była bazą, domem, zamkiem, gniazdem a czasami nawet drzewem. To huśtawka w stodole na długaśnych linach, która huśtała wprost do nieba! To smak pomarańczy, ptasiego mleczka, które było wyjątkowe i tylko z okazji. To wata cukrowa - ohydnie słodka, ale kto by na to zwracał uwagę. To także pierwszy pocałunek w policzek ("choć, pokażę Ci jeża!!!") - oczywiście uciekłam a do chłopca już nigdy się nie odezwałam. To także złota farba dziadka do malowania drewnianych figurek - miałam tylko lekko dotknąć/maznąć niepostrzeżenie ale nie potrafiłam się oprzeć i wysmarowałam się aż po łokcie - zafascynowana przez moment myślałam, że jestem aniołem - istotą niebiańską i jeszcze chwila a chmur dotknę. Na nieszczęście to była farba olejna i nie schodziła tak łatwo ze sĸóry jak dała się rozsmarować, a przecież aksamitna w dotyku była... ale wspomnienie bezcenne. Dzieciństwo to bajki po zmroku na wyświetlaczu kliszowym- chwila, moment i przenosiły w inny świat. To także "skarby" - dołek w ziemi, do środka którego wkładało drobne "skarby" znalezione lub przyniesione z domu (zwykle sreberko, kamyczek, koralik)- wszystko zakrywało się kawałkiem szkiełka i lekko zasypywało ziemią - cudowna zabawa i odrobiną magii. To wiatr, śnieg, deszcz, słońce,- bo każdą wolną chwilę spędzałam na dworze.To chwile, które już nie powrócą, ale pamięć o nich rozgrzewa serce i duszę :-) To marzenie, żeby moje dziecko było tak szczęśliwe jak ja :-)
OdpowiedzUsuńhttp://www.facebook.com/natalia.lisiecka.982
natalia lisiecka
bardzo poruszający post, dobrze, że tu trafiłam, zostanę długo :)
OdpowiedzUsuńniby proste pytanie, a zastanowić się musiałam..
OdpowiedzUsuńmoje dzieciństwo kojarzy mi się błogo. z tym, że największym problemem było, że mój brat mi przeszkadza w zabawie, z tym, że chciałam być aptekarką i mama musiała wszystkie opakowania po lekach mi dawać i ciągle udawać, że choruje i przychodzić do mnie kupować. z wiecznym ruchem w naszym domu, drzwi się nie zamykały ciągle ktoś u nas bywał. z ogromnym stołem u babci przy którym zasiadaliśmy do wigilii i wierze w to, że nie można wcześniej zacząć jeść nim zaświeci pierwsza gwiazdka i całym stadem kuzynostwa, ja jako najstarsza przewodniczyłam zaglądaniu nieustannym przez okno czy już czy jeszcze nie.
ze smakołykami przywożonymi z Niemiec- o dziwno u nas kiedyś nie było snikersów..;) z coniedzielnymi wizytami u babci.ze smakiem drożdżówki pieczonej przez dziadka, klusek lanych do rosołu robionych przez babcię. kojarzy mi się z różową sukienką w białe grochy- prezencie od dziadka, która się przepięknie podnosiła przy kręceniu. z brakiem czasu na telewizor, bo trzeba było polatać na dworze, pohuśtać się do odbitek, pobawić się w 4 kąty na piaskownicy, porobić fikołki na trzepaku.na wiecznych wojnach z bratem, ale jednocześnie strachem o niego jak mu się coś działo.
dzieciństwo kojarzy mi się także z 'the wall" pink floyd, z "dziewczyną o perłowych włosach" Omegi, z tata grającym mamie na gitarze "7 dziewcząt z albatrosa tyś jedyna".
z dziadkiem , który uczył nas jak oszukiwać w karty i jak udawać, że się jest chorym.
i mnóstwem innych fajnych rzeczy;)
Kredka dzięki za mobilizację do odświeżenia tych wspomnień..:)
Iwona Górkiewicz
https://www.facebook.com/iwona.gorkiewicz
a jeszcze mi się tak przypomniało, że jeszcze kojarzy mi się z czytaniem muminków z latarką pod kołdrą, bo brat już dawno chciał spać, a przecież ja musiałam się dowiedzieć co jest na następnej stronie..;)
UsuńDzieciństwo kojarzy mi się „na bogato”;) Nie w sensie, że się we wszelkie dobra opływało, ale w kwestii mnogości wspomnień, doświadczeń, wrażeń, smaków, zapachów… Moje najwcześniejsze wspomnienie wiąże się z ubieraniem;) Jako kilkuletnia dziewczynka (chyba trzyletnia) uparłam się, by włożyć strój, który miałam… podczas chrztu! Wprawdzie byłam chrzczona jako spora, pięciomiesięczna panna, ale żadną miarą te spodenki nie mogły już pasować. Niestety, nie potrafiłam tego zrozumieć i płakałam rzewnymi łzami… Mama proponowała założenie czerwonych rajstop, zapewniając, że „będę wyglądała jak bocianek”. Płakałam tylko rozpaczliwie i protestowałam: „Nie chcę wyglądać jak bocianek!”
OdpowiedzUsuńAle – jeśli mam być szczera – to jedno z niewielu smutnych wspomnień z okresu dzieciństwa. Mimo iż przypadło ono na koniec lat siedemdziesiątych, to było naprawdę radosne i pełne cudownych zabaw, beztroskie i szczęśliwe – choć nie mieliśmy takich niezwykłych zabawek, jakie obecnie mają maluchy, ani takich pięknych ubrań, słodycze były towarem deficytowym, wielu z nas nosiło na szyi kluczyk na tasiemce, rodzice nie mieli dla nas tyle czasu, to jednak sądzę, że ja i moi rówieśnicy z rozrzewnieniem wspominamy tamte chwile jako wprost idylliczne dzieciństwo;) Co z tego, że chodziło się wciąż w tych samych ubraniach? Wszyscy mieli mniej więcej podobny zasób odzieży, co więcej – gdy się okazało, że kolega w przedszkolu ma taki sam sweterek czy czapkę, był to powód do wielkiej radości – „Mamy takie same swetry, bawimy się!” Brak zabawek sprawiał, że uruchamiała się wyobraźnia, cokolwiek mogło stać się fantastyczną zabawką, używaliśmy wszelkich niepotrzebnych przedmiotów, by bawić się „w dom”, „w szkołę”, by stworzyć statek kosmiczny… A często bawiliśmy się bez rekwizytów: w podchody, kota-samolota, „Gąski, gąski do domu” czy „Mamo, mamo, ile kroków do domu?” Graliśmy w piłkę – najczęściej w dwa ognie oraz w kometkę.
Moją ulubioną zabawką był grubiutki czerwony miś w czarnych, sztruksowych spodniach na szelkach. Nazywał się „Dzimba”. Miałam też ukochaną ciężarówkę – z czerwoną kabiną, na drzwiach której były przyklejone malutkie słoneczniki oraz niebieską paką. Nosiłam ją ze sobą wszędzie, choć w tej chwili zupełnie nie pamiętam, co też się z nią stało…
Wśród swych ubrań wyjątkowo dobrze zapamiętałam dwie pary spodni. Były to beżowe i brązowe spodnie w białe groszki, na szelkach i z kieszeniami… Kieszenie były bardzo istotne, gdyż chowałam w nich kawałki tłuszczu wydłubane z kiełbasy serwowanej nam w przedszkolu… Po prostu nie mogłam jej przełknąć bez „drobnej korekty”, zatem niestety spodnie każdego dnia nadawały się do prania. Na szczęście były uszyte ze sztucznego materiału, więc schły błyskawicznie;) Jak widać, nie byłam wielką fanką mięsa, za to uwielbiałam ziemniaki – pod każdą postacią – gotowane, w zupie, smażone, pieczone, placki ziemniaczane, babkę, kopytka… Mama wspomina ze śmiechem, że gdy nie było na obiad ziemniaków, to płakałam;) Oczywiście lubiłam też słodycze i z nostalgią wspominam vibovit wysypywany na rękę z torebki, landrynki, gumę do żucia, która była żuta tak długo, aż zupełnie straciła smak… Była też oranżada – w małych buteleczkach oraz w woreczkach, ze słomką. Szczytem „rozpasania” była czekolada, zatem nawet wyroby czekoladopodobne jadło się z nabożnym skupieniem, choć – prawdę mówiąc – ich smak był raczej okropny… Oprócz tego wszelkie cuda kupowane w tak zwanym „Krakusie” – czeskie kamyczki i „lentilki”, guma mamba i maoam;), kruszące się bezy. Pasjami zbierało się butelki, oddawało do skupu, a potem można było w „Krakusie” zaszaleć;)
Własnym sumptem robiło się czekoladki z płatków owsianych oraz blok czekoladowy z mlekiem w proszku, ciastka „przez maszynkę” oraz „szyszki” z preparowanego ryżu.
To dalej ja... ;)
OdpowiedzUsuńChoć – bądźmy szczerzy – kto by tam myślał o jedzeniu, gdy była okazja pobawić się na podwórku. Nawoływanie na obiad to chyba constans każdego dzieciństwa… Ach, podwórko! Można było zniknąć dorosłym z oczu i poeksperymentować: czy uda się wdrapać na to drzewo? Czy tym razem będzie można bawić się na pobliskiej budowie w chowanego? Czyja drużyna okaże się zwycięska w podchodach: chłopców czy dziewczyn? Jesienią skakaliśmy po kałużach, zimą zjeżdżaliśmy z najwyższej i najbardziej stromej górki na sankach albo szaleliśmy na łyżwach. Wiosną chodziło się nad rzekę, a szczyt radości następował latem, gdy uwolnieni od szkolnych obowiązków mogliśmy dnie całe spędzać na podwórku, przemykając chyłkiem do kuchni, by schwycić pajdę chleba z cukrem. Resztę aprowizacji stanowiły truskawki, porzeczki, maliny, agrest, czereśnie i wiśnie. Jesienią owocował nasz orzech włoski i pachniały palone liście. Zimy były wówczas śnieżne i mroźne. Brzmi to prawie jak bajka o żelaznym wilku, ale naprawdę zimą trzeba było się przekopywać do bramki, gdyż spadało tyle śniegu! Lepiliśmy całe stada bałwanów, budowaliśmy igloo (nigdy nie udało się nam zbudować go „do końca”…), walczyliśmy na śnieżki i ze smutkiem odliczaliśmy dni do końca ferii, gdyż tylko w ferie można było tak się świetnie bawić. W mojej szkole nauka odbywała się na trzy zmiany, więc często wracało się do domu już po zapadnięciu zmroku, a nawet jeśli lekcje kończyły się wcześniej, to trzeba było jeszcze odrobić pracę domową, przeczytać lektury.
Wiosna to kaczki na stawie, który mijało się w drodze do kościoła. Wiosna to także zapach ziemi – chyba dla wielu osób, bo wielu rodziców miało ogród czy ogródek działkowy. Mój tata miał poza tym inspekt i co roku, po naprawieniu pozimowych uszkodzeń, zaczynaliśmy sianie i sadzenie. Wcześniej, w pudełkach po margarynie na parapecie w kuchni, a czasem i w pokojach wyrastały smukłe, intensywnie pachnące sadzonki pomidorów. Wiosną trafiały one do inspektu. Potem trzeba było jeszcze opleć „uprawy”, podlać, przerwać zbyt gęsto rosnącą rzodkiewkę czy marchewkę. Pamiętam to uczucie – taki zawrót głowy, gdy się po dłuższym siedzeniu w kucki i pieleniu wychodziło z nagrzanego foliowego namiotu na zewnątrz. Mimo pięknej, słonecznej pogody wydawało się, że jest zimno;) Ale za chwilę czuło się już tylko ulgę, że dzisiejsza porcja ogrodowych zatrudnień już zakończona. I gnało się – „na złamanie karku”, by już zacząć zabawę w chowanego („Pałka-zapałka, dwa kije, kto się nie schowa ten kryje” krzyczał nieszczęśliwiec wytypowany wyliczanką: „Smaruję, smaruję, którym palcem dotykuję?”;), której towarzyszyło głaskanie po plecach, a na koniec „kujnięcie” jednym palcem). Rysowaliśmy kredą po chodniku u sąsiadów (u nas nie było chodnika…), robiliśmy „skarby” – w puszkach chowaliśmy kawałek szkiełka, monetę, piórko, kamyk o niezwykłym kształcie… Zakopywało się to gdzieś w ogrodzie, a potem dręczeni ciekawością, za dzień lub dwa wykopywaliśmy nasz skarb i oglądaliśmy z pietyzmem…
I tak to właśnie mijały najcudowniejsze lata: siedemdziesiąte, początek osiemdziesiątych – gdy rok dwutysięczny był jeszcze odległą (jak na dziecięce pojmowanie) przyszłością i myślało się, że wówczas loty w kosmos będą na porządku dziennym…
Udostępnienie:
https://www.facebook.com/profile.php?id=100000487881644
Pozdrawiam,
Katarzyna Otłowska
PS. Jak to możliwe, że Mama Bola stan wojenny pamięta?!? Ileż ona mogła mieć lat? Ze zdjęć wnioskuję, że to niemożliwe;)
A mnie dzieciństwo kojarzy się z wyprawą po kasztany razem z mamą, a potem tworzeniem różnych cudeniek z tychże zbiorów, z babcią, która krzyczała, gdy wchodziło się na ogród,z zabawą w chowanego z kuzynami, ze smakiem powideł śliwkowych, które robił mój dziadek, z siostrą i jej szalonymi pomysłami oraz jak wyniosłam w wiaderku jej jaszczurkę do piaskownicy, z bajkami na kasetach magnetofonowych oraz jak jedna z kaset zacinała nam się nam fragmencie "jak to czarownica zobaczyła, czarownica zobaczyła, czarownica zobaczyła..." z odgłosem odrywającego się od biurka dzojstika podczas gry w wyścigi samochodowe lub "mario bross",z nagrywaniem piosenek na kasetę i wyświetlaniem bajek ze slajdów na ścianie,z chodzeniem po drzewach, jazdą na rowerze i robieniem zimą mega ślizgawki przed blokiem z innymi dzieciakami,z wiecznym spóźnianiem się do domu, gdy wychodziło się na sanki i w związku z tym z odwieczną za to karą, mimo znanych mi konsekwencji i tak nigdy nie byłam w stanie wrócić na czas, zabawą w krzaczorach przed blokiem oraz rozkładaniem koca na półpiętrze w klatce,gdzie bawiłyśmy się z koleżankami lalkami typu "Barbie", z huśtaniem się do odbitek, jest tego całe mnóstwo, dzieciństwo to piękny okres życia, dlatego też właśnie teraz postanowiłam, że zadbam o to, by nasz synek miał wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa, pomimo,że żyje w czasach płaskich ekranów, smartfonów,dźwięków przestrzennych, Facebook i playstation.
OdpowiedzUsuńDominika Lech-Gomułka
a udostępnienie
Usuńhttp://www.facebook.com/profile.php?id=100001738256200
Wróciłam do tego postu drugi raz...takna dobranoc...i komentarze ... jak ciepła, dobra, książka...
OdpowiedzUsuńKredko, na Targach Książki kupiłam Szkodniczkowi (ale tak z ręką na sercu to sobie) na stoisku wydawnictwa Tatarak książeczkę Maryna, gotuj pierogi! zilustrowaną przez Katarzynę Bogucką, bo się zakochałam po prostu w tej książeczce. W jej stronie wizualnej. A teraz widzę, że mam do kupienia kolejną do kolekcji. A Tobie Marynę polecam! Jest piękna!
OdpowiedzUsuń